10 miesięcy późniejYuri lubił czasem podróżować. Ale na pewno nie pociągiem. Koleje kojarzyły mu się źle pod każdym możliwym względem. Droga zawsze się dłużyła, było tysiące nieplanowanych postojów i do tego te tłumy. O ile życie byłoby łatwiejsze gdyby jedynym środkiem transportu były samoloty. No ale cóż, Otabek się uparł, a jemu nie potrafił odmawiać, nawet jeśli to oznaczało jego własną niewygodę i nawet jeśli kilka dni przed planowanym wyjazdem pokłócili się ,,na śmierć i życie,,. Poszło o mieszkanie, ale o tym potem.
Jak narazie, wybierali się do Saule. Dziewczyna urodziła dwa miesiące wcześniej i po raz pierwszy mieli zobaczyć tego małego, słodkiego szkraba. A że Adil pojechał na zawody, a Saule nie chciała podróżować z tak małym dzieckiem, więc Otabek wymyślił nieplanowany wyjazd, tuż przed rozpoczęciem sezonu treningowego. A Yuri miał tyle pracy, nie tyle nad sobą, co nad Yulią. Wczuł się w rolę trenera i to momentami za bardzo. Katował biedną dziewczynę całodobowym treningiem, a ona z zamiłowaniem szła za każdą jego radą. Dobrali się z zgrany duet i nikt nie mógł temu zaprzeczyć.
Słońce mocno oświetlało kuchnię. Potya zajadała się podarowaną jej przez Yuriego przekąską. W tle grała spokojna muzyka. Otabek wyciągnął nogi rozciągając mięśnie. Masaż zdecydowanie był mu potrzebny. Ostatnio doznał lekkiej kontuzji i musiał odpuścić parę treningów, co tylko dołowało go co raz mocniej i nie mógł już usiedzieć w domu bezczynnie. Oparł bose stopy o belkę łączącą nogi stołu.
- Saule dzwoniła - odezwał się pierwszy raz od poprzedniego dnia.
- I co chciała? - znowu ten brak przekonania do czegokolwiek. Yuri lubił Saule i zawsze cieszył się, kiedy mógł usłyszeć jakieś nowinki o niej i jej nowo narodzonym dziecku.
- Zaprasza nas do siebie na weekend. W końcu zobaczyłbym siostrzenicę. Chciałbyś jechać?
Yuri zdziwił się na propozycję, w końcu byli w stanie ,,wojny domowej,,
- Jasne - posłał cień uśmiechu i wrócił do powolnego zjadania śniadania.
No to postanowione. Nawet nie wiedzieli jak zaskakująca będzie to podróż.
...
Promyki słońca przemykały się po spokojnej twarzy Yuriego. Oświetlały skokami jego blade policzki, prosty nos i delikatnie zamknięte powieki. Zazwyczaj w pociągu czytał książkę, zawsze jakąś lekką powieść przygodową, która pozwoliłaby mu oderwać myśli od stresu związanego z podróżą. Nie lubił podróżować pociągiem. Tulił do siebie pudrową maskotkę tygrysa, którego dostał na walentynki. Gdyby Otabek zobaczył go teraz jako przypadkowy pasażer pewnie pomyślałby, że to wracający do domu uczeń z trochę przesadnie dziewczęcym gustem lolity. Ostry ból w łydce przywrócił go na ziemię, akurat kiedy wyobrażał sobie ich pierwszą rozmowę w takiej sytuacji. Skurcze łapały go coraz częściej i to w najmiej spodziewanych momentach. Brakowało mu żelaza, wypłukiwanego przed hektolitry mocnej kawy. Złapał łydkę między palce i powolnym ruchem rozmasowywał źródło rwącego bólu. Wypuścił szybki wydech kiedy ukłucie przeniosło się na udo. Yuri spał mocno wyraźnie zmęczony długą podróżą. Nawet nie wyjął z plecaka książki, którą Beka specjalnie kupił mu na drogę. Przestało dopiero kiedy minęli przedostatni dworzec przed celem podróży. Komunikat z megafonów obwieścił, że ich przystanek będzie jako następny. Wstał i delikatnie potrząsnął ramieniem ukochanego. Yuri potrzebował dużo czasu żeby się przebudzić, natura śpiocha czasem poważnie przeszkadzała mu w podróży. Beka uśmiechnął się na widok jego źrenic wyłaniających się spod długich, jasnych rzęs.
- Za chwilę wysiadamy - powiedział cicho i sięgnął do półki nad nim po bagaż.
- Już? Tak szybko minęło. Nawet nie zdążyłem przeczytać książki.
CZYTASZ
Calineczka| Otayuri
Fanfic|Zakończone| Kazachstańscy hokeiści w połączeniu z Yurim Plisetskym na jednym lodowisku to zdecydowanie nienajlepszy pomysł. To moje pierwsze opowiadanie, więc nie jest zbyt górnolotne, dlatego proszę o wyrozumiałość 😊