Znajdowali się w raczej wyludnionej części Petersburga. Restauracja była malutkim budynkiem. Ze środka wydobywał się słodki zapach sezamowych ciasteczek, pomieszany z likierem. Na zewnątrz stały opustoszałe, przez chłodną temperaturę, stoliki. Z zewnątrz za to dochodziło przyjemne ciepło i światło świec.
- To miejsce daleko od głównej ulicy, niedawno je znalazłem przypadkiem. Wiem, że nie chciałbyś być teraz w zatłoczonych miejscach i to szanuję. A poza tym mają najpyszniejszy wiśniowy pudding jaki w życiu jadłem.
- Jest idealnie - powiedział szczerze zaskoczony Yuri.
Gdy usiedli przy stoliku od razu podszedł do nich niski, grubawy kelner o przyjemnie ciepłym głosie i z burzą loków. Yuri nie mógł nadziwić się ekstrawaganckiej fryzurze i przyrzekł sobie, że zanim wyjdą zapyta go czy loki są naturalne.
- Proszę bardzo panowie - jego kaleki, rosyjski akcent drażnił uszy. Od razu podał im dwie karty i ulotnił się w mgnieniu oka.
Nazwy dań były dosyć dziwne i oryginalne, a ponadto nie dawały im absolutnie żadnych wskazówek co może znajdować się na talerzu.
- „Brzemienna matrona", serio?
- Mnie nie pytaj i bierz w ciemno, wszystko jest tu pyszne.
- Kiedy tu byłeś?
- Jakieś dwa tygodnie temu, z Milą.
- Z Milą?
- Tak, była w dosyć parszywym nastroju. Opowiedziała mi o tym co się stało z tą dziewczyną z Włoch.
- Więc już wszystko wiesz? - zapytał speszony Yuri.
- Wiem, że ze sobą zerwały, godzinami wylewała tu łzy - wspomnienia tamtej nocy wróciły do Yuriego jak bumerang, a wraz z nimi wyrzuty sumienia.
- Coś nie tak Yuri?
- Wszystko w porządku, zamówmy coś wreszcie. Umieram z głodu.
„ Brzemienna matrona" okazała się wielkim, idealnie wypieczonym stekiem z leciutkim puree z dyni. Niezbyt zachęcająca nazwa odstraszała jedynie potencjalnych konsumentów tego mistrzowskiego dania.
- To chyba najlepsza rzecz jaką miałem w ustach, jeżeli nie liczyć pierożków dziadka.
- Tak, te pierożki są niebiańskie - potwierdził rozmarzony Otabek - Ale moje „Pampuszki babulki" są równie genialne.
Yuri zaśmiał się niekontrolowanie, gdy usłyszał nazwę potrawy, a odrobina dyniowego puree wylądowała na jego granatowej koszuli.
- Bardzo śmieszne, wcinaj swoją „Brzemienną matronę" bo zaraz cała pójdzie ci nosem - zareagował Otabek, ale trudno było mu ukryć śmiech.
Poważna kobieta, w błękitnej sukience, zwiewnej i długiej jak morskie fale prześwietliła ich zgorszonym spojrzeniem , po czym wróciła do popijania kawy z malutkiej, eleganckiej filiżanki w kwiaty piwonii.
Wiśniowy pudding był jeszcze lepszy niż główne danie, nie żeby Yuri i tak nie wielbił w niebiosa wiśnie i wszystko wiśnio podobne i wiśnio smakowe. Filigranowy, wysoki kieliszek, ze słodką zawartością został opróżniony przez Rosjanina z prędkością szybszą od światła.
- Chyba umarłem i jestem w raju, tylko powiedz mi, że jeszcze gdzieś tu niedaleko jest lodowisko z jeżdżącymi kotami, to zostaje tu na zawsze.
- Niestety lodowisko jest dosyć daleko i raczej nie jeżdżą po nim koty, ale jest dużo innych rozrywek.
- Na przykład?
CZYTASZ
Calineczka| Otayuri
Fanfiction|Zakończone| Kazachstańscy hokeiści w połączeniu z Yurim Plisetskym na jednym lodowisku to zdecydowanie nienajlepszy pomysł. To moje pierwsze opowiadanie, więc nie jest zbyt górnolotne, dlatego proszę o wyrozumiałość 😊