Wracam z drugą częścią, już prawidłową (to nie żaden dodatek) :) Ależ mi było przyjemnie do tego wrócić. Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo pomysłów mam sporo :D Miłego czytania ^^
Zapadał już zmierzch. Słońce grzało mu prosto w twarz, odbijając się pomarańczowym blaskiem od jego policzków. Bóle kręgosłupa dawały mu się we znaki od jakiegoś czasu mimo, że codziennie poświęcał go sporo na rozciąganie i gimnastykę.
- Panie Plisetsky, proszę już - pielęgniarka zaprosiła go miłym uśmiechem do sali w końcu korytarza.
- Jak się czuje? – zapytał, zanim przekroczył próg pokoju, a drzwi zostały bardziej uchylone.
- Już zdecydowanie lepiej. Ale o szczegółach musi pan porozmawiać z ordynatorem – odparła elokwentnie i przepuściła go w głąb pomieszczenia.
Dziadek nabrał już kolorów i odzyskał siłę na tyle, że zaraz po ujrzeniu wnuka, próbować podnieść się do pozycji siedzącej, by go uściskać. Natychmiastowy protest przywrócił go do pierwotnej pozycji.
Yuri poprawił mu poduszkę, podał przyniesione zdrowe przekąski i ponarzekał na duszną atmosferę w pokoju. Otworzył okno, żeby wpuścić trochę letniego powietrza.
- Jak się czujesz?
- Lepiej Yuraćka, nie tak łatwo mnie przywiązać do łóżka.
- Mogłeś wcześniej powiedzieć mi o tych dusznościach i zawrotach głowy, w twoim wieku to nie przelewki.
- Yuraćka w moim wieku to norma. Gdyby nic mnie nie bolało, wtedy dopiero bym się martwił.
- Nie rozumiem twojego toku myślenia – Yuri zmrużył oczy zastanawiając się nad dziwnymi słowami dziadka.
Kiedy dwa dni wcześniej dostał telefon ze szpitala z informacją o zawale dziadka, niezwłocznie, w wielkim strachu wrócił pierwszym samolotem z Kazachstanu. Miał spotkać się na wspólnym obiedzie z siostrą Otabeka i razem z nimi zwiedzić miasto, ale nagła informacja przerwała jego plany.
Strasznie się bał. W myślach powtarzał prośby o to, by mógł jeszcze zobaczyć dziadka, porozmawiać z nim, by go nie zostawiał. Otabek odwiózł go całego roztrzęsionego i ledwo powstrzymującego łzy strachu na lotnisko i pożegnał szybkim, przelotnym pocałunkiem. To i tak najwięcej na ile mógł liczyć.
- Zadzwoń kiedy się czegoś dowiesz – poprosił przed odjazdem.
- Jasne – obiecał Yuri.
Od tamtej chwili minęły dwa dni, a on nawet nie opuścił progu szpitala, choć sam nie wyglądał już zdrowo. Brak snu, szczątkowe posiłki i noce na twardym krześle w stanie czuwania odbijały się na jego samopoczuciu i wyglądzie. Od dwóch dni nawet nie zmieniał ubrania i coraz częściej zaczynał myśleć o krótkim powrocie do domu, prysznicu i porządnym obiedzie.
Leon wydzwaniał z pretensjami, ale nawet on utemperował słownictwo, kiedy poznał powód absencji wychowanka.
„Wróć jak będziesz mógł"
Yuri zdziwił się tym stwierdzeniem, ale podziękował za wyrozumiałość. I tak nie mógłby skupić się na treningu.
- Byłeś w mieszkaniu?
- Jeszcze nie...
- Yuraćka, bój ty się Boga!
- Nie denerwuj się dziadku, nie wolno ci.
- Od dwóch dni tu siedzisz i każesz mi się nie denerwować? Marsz do domu najeść się i odpocząć, bo zadzwonię po Milę.
- Tylko nie Mila..
CZYTASZ
Calineczka| Otayuri
Fanfiction|Zakończone| Kazachstańscy hokeiści w połączeniu z Yurim Plisetskym na jednym lodowisku to zdecydowanie nienajlepszy pomysł. To moje pierwsze opowiadanie, więc nie jest zbyt górnolotne, dlatego proszę o wyrozumiałość 😊