Yuri opadł na miękką trawę. Krople potu spływały mu po czole, a on sam łapał mocne oddechy.- Gdybym wiedział, że tak to będzie wyglądać, poszedłbym od razu do hotelu i obejrzał jakieś durne, włoskie programy rozrywkowe. Nic bym nie zrozumiał, ale i tak bawiłbym się lepiej niż teraz.
- Nie marudź, skoro taki wysiłek cię zmęczył, to ja poważnie obawiam się o twoją kondycję – odparł Otabek, ale sam ledwo trzymał się na nogach. Kolana trzęsły mu się z wysiłku.
- Przepraszam cię bardzo, jestem łyżwiarzem, nie alpinistą.
Wzgórze, na które przyszło im się wspiąć, nie było co prawda Alpami, ale wejście na sam szczyt wymagało trochę wysiłku i samozaparcia. Strome, kamienne schodki, aż prosiły się, żeby zrobić jeden nieostrożny ruch i stoczyć się na sam dół jak gumowa piłka. Cały ten trud wynagradzał jednak widok na panoramę miasta, rozpościerający się aż po daleki horyzont. Setki tysięcy światełek i małe punkciki poruszające się w oddali, jak w mrowisku, odbijały się w oczach Rosjanina. On sam zapomniał już nawet jaki był główny cel ich wspinaczki, tak bardzo oczarowany został widnokręgiem. Poczuł obok ruch, to Otabek usiadł na ziemi, tuż obok niego. Po chwili ręka starszego pociągnęła go delikatnie w dół. Tył jego głowy spotkał się z ciepłą, nagrzaną dziennym słońcem powierzchnią. Ciepło przepłynęło wzdłuż szyi, wraz z łaskoczącym dotykiem traw. Zamknął oczy, bał się, że jeśli je otworzy zatraci się w tym widoku, w tej chwili. Odwlekał ją tak długo jak potrafił.
- Otwórz oczy - szept przy jego uchu, przysporzył mu kolejnego dreszczu.
Wykonał polecenia, a tego co zobaczył, nie dało się porównać z niczym, co wcześniej widziały jego oczy.
Wielki, bezbrzeżny widnokrąg. Bezgraniczny, tak jak jego obecny zachwyt. Niebo, mimo tego, że obejmowało wielkie, żyjące światłem miasto, nie przejmowało tej jasności. Głęboko granatowe, czyste, bez chociażby jednej, maleńkiej chmurki, która zakłócałaby jego perfekcję.
A na ciemnym tle migotały miliony świecących punkcików. Nieskończona ilość małych światełek, układających się w nieuporządkowany chaos.
Yuri i Otabek nic nie mówili, nie było takiej potrzeby. Postanowili cieszyć się tą chwilą i napawać jej spokojem. Jedynie szum traw dawał im poczucie, że nadal są na ziemi, a nie kosmicznej przestrzeni, w totalnym odosobnieniu i świadomość, że jeśli tylko chcą, mogą wrócić do otaczającego ich świata i ludzi, ale nie chcieli.
- Widziałeś! – zapytał nagle Otabek i wskazał palcem gdzieś w kosmiczną przestrzeń.
- Nie – Yuri był lekko zawiedziony – Pomyślałeś życzenie?
- Po co?
- A po co ogląda się spadające gwiazdy?
- Moje życzenie już się spełniło, jesteś tu ze mną.
Yuri zmieszał się na to wyznanie.
- Na pewno masz jakieś inne.
Obaj mówili szeptem, jakby bali się, że ktoś może usłyszeć ich rozmowę, choć naokoło panowała przejmująca pustka, a oni w obcym kraju mówili po rosyjsku.
- Wszystkie są związane z tobą.
Z jednej strony podobało mu się to co mówił Otabek, kto nie chciałby być kochany? A może jednak nie chciał. Nie przez niego.
CZYTASZ
Calineczka| Otayuri
Fiksi Penggemar|Zakończone| Kazachstańscy hokeiści w połączeniu z Yurim Plisetskym na jednym lodowisku to zdecydowanie nienajlepszy pomysł. To moje pierwsze opowiadanie, więc nie jest zbyt górnolotne, dlatego proszę o wyrozumiałość 😊