Ostatni raz Yuri był w swoim starym pokoju 10 lat temu. Stał teraz zaniedbany, nienadający się do użytku. Matka zrobiła sobie tam składzik na stare ubrania, książki i tony niepotrzebnych śmieci.
- I ja mam tu mieszkać? – zrezygnowany odłożył walizkę wpatrując się z bólem w bałagan.
- Mogła trochę posprzątać... - dodała zniesmaczona Mila – Nic się nie martw Yuraćka, damy sobie z tym radę.
Zaczesała rude włosy w kucyk i zabrała się za wkładanie książek do kartonowych pudełek. Sprzątanie bałaganu zajęło im kilka godzin. Matka zniknęła na cały dzień. Jedynie rano podrzuciła mu klucz do mieszkania dziadka i stwierdziła, że wróci późno. Jeśli tak miała wyglądać ich relacja przez kolejne trzy miesiące, to był skłonny przetrwać je bez większych uszczerbków na psychice.
Pozostała część mieszkania była taka jaką zapamiętał ją z dnia wyprowadzki. Wypłowiałe ściany, poszarzałe firanki od unoszącego się dymu papierosowego, te same meble, zapach mandarynkowych pachnidełek, mających maskować smród alkoholu. Chyba nikt się już na to nie nabierał.
Miał 6 lat kiedy dziadek zabrał go z tego domu do siebie i aż do dzisiaj nie pozwolił wrócić. Pamiętał dokładnie ten dzień, a raczej wieczór. Od urodzenia mieszkał z matką i jako dziecko nie rozumiał wielu rzeczy. Nigdy nie poznał swojego ojca i nie wiedział kim był, czy nadal żyje, jak ma na imię. Może nawet matka tego nie wiedziała. Tego dnia nie odebrała go ze szkoły. Nie płakał, nie tęsknił, po prostu czekał i bawił się z przedszkolanką. Kiedy zastał ich wieczór zaniepokojona nauczycielka zawiadomiła pedagoga, a ta niezwłocznie zadzwoniła do matki. Zero odpowiedzi. Drugim wyborem był dziadek. Nie pokazał mu jak bardzo się zdenerwował. Wytłumaczył, że na jakiś czas przeniesie się do niego, a Yuri w swojej dziecinnej naiwności nie widział w tym nic złego. Kochał swojego dziadka. Właściwie to tylko przez niego czuł się zauważany. Momentami zdawało mu się, że w ogóle nie ma matki, wiecznie przesiadywał długie, samotne godziny w domu oglądając bajki, czytając dziecięce książeczki, kolorując lub bawiąc się w wojnę plastikowymi żołnierzykami. Matka nie zobojętniała mu z czasem, nigdy nie żywił do niej żadnych głębszych uczuć. Od kiedy tylko sięgał pamięcią zawsze była duchem, przelatywała wzdłuż pokoju, zabierała potrzebne papiery i ulatniała się niezauważona. Nie przykuwała uwagi.
Dopiero kiedy oderwał się od swojego dziecinnego egocentryzmu, a jego myślenie stało się bardziej logiczne i abstrakcyjne, wtedy obojętność przerodziła się w złość. I tak przez 10 lat neutralność mieszała się z wściekłością.
Z głębokim wdechem wstawił do piwnicy ostanie pudło. W mieszkaniu panował straszny zaduch, nawet otwarcie okien niewiele pomogło. Miesiącami zamknięte w czterech ścianach powietrze nie mogło oczyścić się po godzinnym wietrzeniu. Kurz zagnieździł się na stałe w poduchach ułożonych na kanapie, w obiciach foteli i szarych firankach w oknach.
Po pozbyciu się wszystkich gratów matki zrobili sobie przerwę. Żar lał się z nieba, a dochodziło południe. Rozwaleni na kanapie w małym salonie popijali zimną lemoniadę. Telewizor nie działał i Yuri martwił się, że to nie wina wadliwego sprzętu, a niepłaconych od miesięcy rachunków. Mocne światło południowego słońca oświetlało ich twarze przez duże, brudne szyby.
- To o co chodzi z tym Victorem? – przerwał ciszę Yuri.
- Z Victorem?
- Mówiłaś, że ma jakąś wiadomość...
--Tymczasem w Japonii—
- Pobawmy się w chowanego, ja lubię jak gramy z Hariko i Mo!
- Kto to Hariko i Mo? – zapytał Victor.
CZYTASZ
Calineczka| Otayuri
Fanfiction|Zakończone| Kazachstańscy hokeiści w połączeniu z Yurim Plisetskym na jednym lodowisku to zdecydowanie nienajlepszy pomysł. To moje pierwsze opowiadanie, więc nie jest zbyt górnolotne, dlatego proszę o wyrozumiałość 😊