Nie mógł iść dzisiaj na trening. Drugi dzień nowego sezonu, a on już opuszcza ćwiczenia. Czuł, że marnuje czas, marnuje potencjał, marnuje siebie. Od ostatniej rozmowy z matką, która niezbyt dyplomatycznie wypomniała mu braki w edukacji, zastanawiał się nad możliwością powrotu do szkoły. Naukę przerwał półtora roku wcześniej. Doradziła mu to Lilia, ale zrobiła to tylko po to, żeby mógł skupić się na seniorskim debiucie. Od tamtej pory nie chodził do szkoły. Nie zapisał się ponownie na przerwany rok i właściwie zapomniał o tym, że był tylko nastolatkiem, którego obowiązkiem jest nauka. Teraz, kiedy zamieszkał z matką sprawa komplikowała się coraz bardziej. Przejął rolę dorosłego w tym domu. Domu to może za dużo powiedziane, bardziej żulerskiej przystani, gdzie co noc cumowała zalana w trupa matka. Nie podejrzewał, że aż tak z nią źle. To, że pije widział zarówno on, jak i dziadek, ale że robi to na taką skalę, było zaskoczeniem. Za dużo miał na głowie, by przejmować się jeszcze edukacja, na którą miał czas. Przynajmniej tak lubił sobie wmawiać. Tak było prościej.
Zapatrzony w sufit nakrapiany pożółkłymi plamami wczuwał się w atmosferę tego mieszkania coraz mocniej z każdym dniem. Niedługo przestanie się dziwić wiecznie pijanej matce, to miejsce przyprawiało o depresyjne myśli. Brudny sufit, niemalowany od wieków szpeciły zacieki spływające od wiecznie nieogarniętej sąsiada z góry, który przynajmniej raz w miesiącu zalewał pół mieszkania, w tym i najwyraźniej ten pokój znajdujący się centralnie pod źródłem powodzi.
Matka od szóstej rano przegrzebywała szafki szukając tam Bóg wie czego. Tłukła się przy tym odbijającymi się o siebie szklankami, naczyniami, figurkami, zrzucała z półek książki i wiadomym było, że znów czeka go sprzątanie. I tak nie spał już przed świtem, ale harmider zupełnie uniemożliwiał mu ponowne zaśnięcie. Zagrzebał się w stertach poduszek i przyciągnął do siebie szarego kota. Potya mieszkała z nim, Mali została z dziadkiem. Nie chciał ich rozdzielać, ale równocześnie nie chciał też zostawiać dziadka samego. Z resztą koty i tak za sobą nie przepadały. Te zwierzęta były prawdziwy samotnikami. Tak jak on.
Drapał czworonoga po grzbiecie przeczesując długie futro. Miłe w dotyku włoski zawsze go uspokajały. A w chwilach spokoju wiecznie przychodziły myśli. Zamknął oczy odcinając się od hałasu za ścianą. Niespodziewanie zamiast pięknej twarzy Otabeka, pojawiła się sztywna sylwetka Leona. Stał na lodzie, na nogach miał łyżwy. Nie poruszał się, jakby zastygł niczym posąg. Od początku uważał swojego trenera za przystojnego. Zbyt podobny do niego charakter był jednak minusem, który zawsze go od starszego odpychał. Nikt nie miał prawa być równie bezczelny jak Yuri. A on to robił. Pokazywał pazurki, tak samo ostre i długie jak jego same. I teraz to podobieństwo przerodziło się w swego rodzaju atut. Jeszcze niedawno czuł jego oddech na swojej skórze, nigdy nie byli tak blisko. Nie podziałał na niego tak jak Otabek, ale w głębi czuł się winny, nawet jeśli ten niefortunny wypadek rodem z kiczowatych romansów nie był jego winą. Głupie myśli podpowiadały mu żeby przyznać się przed chłopakiem do tej sytuacji. Ale co miałby powiedzieć? ,,Hej Otabek, wczoraj tarzałem się ze swoim choreografem po lodzie jak Simba i Nala w królu lwie. Ale nic się nie martw, nie poczułem do niego tego co do ciebie...,,. Żałosne. Lepiej niech zamilknie na wieki i zapomni.
Matka trzasnęła drzwiami, aż podwójne szyby w drewnianych ramach jego okien zatrzeszczały złowrogo. Nareszcie mógł wstać i ogarnąć się przed codzienną rutyną. Po szybkim prysznicu i założeniu najwygodniejszych ciuchów poszedł do kuchni w naiwnym przeświadczeniu, że znajdzie coś w lodówce. O dziwo stał tam karton mleka, nawet nie po terminie i dwa jabłka. Był uratowany. Zjadł płatki z mlekiem i jabłko, by z przerażeniem stwierdzić, że nie miał dzisiaj w planach iść na trening i musi zadzwonić w tej sprawie do Yakowa. Zrezygnował z tego pomysłu, kiedy w wyobraźni usłyszał chrapliwy warkot i pretensje trenera, więc postanowił sobie tego oszczędzić.
CZYTASZ
Calineczka| Otayuri
Fanfiction|Zakończone| Kazachstańscy hokeiści w połączeniu z Yurim Plisetskym na jednym lodowisku to zdecydowanie nienajlepszy pomysł. To moje pierwsze opowiadanie, więc nie jest zbyt górnolotne, dlatego proszę o wyrozumiałość 😊