Götze x Lewandowski - I feel like a fool

622 36 13
                                    

Wyszedłem z szatni i usiadłem na pobliskiej ławce, chowając twarz w dłoniach. Porażka z Bayernem, po słabym meczu bolała wyjątkowo mocno. Poza tym wiedziałem, że kibice nie do końca mi ufali, a każde spotkanie z byłą drużyną było dla mnie swoistym testem. Tym razem go oblałem, wraz z całym zespołem. W szatni atmosfera była grobowa, wszyscy szybko się przebierali i kierowali do wyjścia. Nawet zwykłe rozmowy były przeprowadzane prawie szeptem. Musiałem się stamtąd wydostać, czasem miałem wrażenie, że nie tylko kibice nie chcieli mnie w Dortmundzie, ale też koledzy z drużyny patrzyli na mnie wrogo i nieufnie. Czułem się przegranym głupcem, co było niezwykle frustrujące, bo jeszcze trzy lata temu noszono mnie na rękach, a moje nazwisko kojarzyło się kibicom ze zwycięskim golem mistrzostw świata. Poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Podniosłem wzrok i ujrzałem Roberta Lewandowskiego, największą gwiazdę Bayernu, mojego przyjaciela. Chyba wciąż mojego przyjaciela. Miałem taką nadzieję, choć miałem wątpliwości, czy on chce mieć ze mną coś wspólnego.  

- Spokojnie, to tylko taki moment sezonu - powiedział pocieszającym tonem, siadając obok mnie. Spojrzałem na niego zdziwiony, wymuszając lekki uśmiech.  On zawsze był taki spokojny i opanowany, miał w sobie dziwny rodzaj gracji i pewności siebie, która biła od niego na kilometr. 

- Tu nie chodzi tylko o ten mecz, wszystko jest ostatnio nie tak jak powinno - przyznałem, ponownie chowając twarz w swoich dłoniach, chcąc uniknąć przenikliwego wzorku Polaka. Wstydziłem się spojrzeć mu prosto w oczy.  

- Chcesz pogadać? Zostajemy na noc w Dortmundzie, mogę do ciebie wpaść - zaproponował Robert, cholernie ciepłym, przyjacielskim tonem. Nie potrafiłem mu odmówić. Ba, nie miałem na to najmniejszej ochoty. Niczego nie potrzebowałem bardziej niż wieczoru z przyjacielem. Wiedziałem, że nie mogę już liczyć na Marco, który od mojego powrotu praktycznie się do mnie nie odzywa, poza momentami, gdy jest to absolutnie konieczne, albo gdy jesteśmy  gdzieś razem z klubem, chcąc chyba stworzyć pozory i pokazać innym, że wciąż się przyjaźnimy. Andre już wyszedł, spiesząc się do swojej dziewczyny. Auba pewnie pojechał do Marco, co było już dla mnie tak oczywiste, że nawet nie sprawiało, że czułem się zazdrosny. Z resztą chłopaków nie miałem tak dobrego kontaktu, poza tym po porażce wszyscy woleli raczej jechać do domu niż słuchać żali jakiegoś grubego głupca. Robert, z kolei, powinien świętować zwycięstwo, ale z nieznanego mi powodu, zaoferował mi swoje towarzystwo. 

- Naprawdę znalazłbyś dla mnie czas? - zapytałem, podnosząc głowę i niepewnie patrząc na Polaka. Robert tylko się do mnie uśmiechnął. Znów czułem bijącą od niego pewność siebie. Też chciałbym taki być. Zawsze go podziwiałem, był taki wyważony i rozsądny. Robert był dokładnie tym kim ja nigdy nie będę. Wysoki, przystojny, zawsze zwycięski, bohater, grający a nie siedzący na ławce. 

Udaliśmy się do mojego samochodu. Robert usiadł na miejscu pasażera, co nieco mnie zdziwiło. On zawsze lubił dominować, byłem pewien, że to on będzie chciał prowadzić. Miałem wrażenie, że całą drogę do mnie, Polak nie spuszczał ze mnie wzroku. Było to całkiem interesujące, a jednocześnie cholernie rozpraszająće. Ścisnąłem mocniej w dłoniach kierownicę, żeby być pewnym, że nie spowoduję za chwilę jakiegoś wypadku. 

W końcu znaleźliśmy się u mnie, Robert rozejrzał się po nowym dla niego wnętrzu, rzucając kilka komplementów. Polak zawsze był dla mnie miły, nawet po słabych meczach czy nieudanych treningach. Zwykle klepał mnie po ramieniu albo mierzwił moje włosy w pocieszającym geście. Rozsiadł się na kanapie, a ja poczułem, że znów mógłbym się przyzwyczaić do tego widoku. Gdy mieszkałem w Monachium, Robert często mnie odwiedzał i musiałem przyznać, że cholernie mi tego brakowało. 

- Świetny mecz - rzuciłem, siadając obok niego. Sam nie byłem pewien czy chcę o tym gadać, ale przecież od czegoś musieliśmy zacząć. 

- Zmarnowałem kilka sytuacji, ale wynik dobry. To znaczy dla nas dobry - dodał, widząc moją minę - Nie mówmy już o tym meczu, lepiej powiedz co u ciebie - szybko zmienił temat, za co w głębi serca byłem mu bardzo wdzięczny. 

another love - football storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz