Kolejna kontuzja. Przegrany mecz. Brak awansu do następnej rundy Pucharu Niemiec.
Jedyne co Marco mógł zrobić to mocno zatrzasnąć drzwi samochodu i schować twarz w dłoniach. Kiedy już myślał, że będzie trochę lepiej, znów wszystko legło w gruzach. Nie miał ochoty wracać do pustego domu. Ruszył w drogę, pozornie bez celu, jednak dobrze wiedział gdzie chciał się znaleźć. Wyjechał na autostradę, znacznie przyspieszając. Potrzebował czegoś... kogoś i miał zamiar to dostać. Czuł się tak źle, że wszelkie powody, dla których dotychczas tego nie zrobił, stały się nieistotne.
Jechał znacznie szybciej niż było to bezpiecznie, ale chciał dotrzeć do celu i w końcu pozwolić sobie na chwilę słabości. Noga dokuczała mu nieco, ale przez lata przyzwyczaił się do odczuwania bólu. Stał się on nierozerwalną częścią jego życia. Kilka godzin później dojechał pod adres, który znał na pamięć, choć był w tym miejscu tylko parę razy. Wyszedł z samochodu i nieco niepewnym korkiem skierował się do wejścia.
Nieśmiało nacisnął dzwonek, stojąc pod bramą. Po chwili drzwi domu otworzyły się. Robert wyglądał tak samo dobrze jak zawsze. Polak spojrzał na blondyna wyraźnie zaskoczony, po czym od razu otworzył bramę i pokazał dłonią, żeby Marco wjechał samochodem na jego posesję. Reus wsiadł ponownie do auta, po czym zaparkował przed garażem Roberta. Gdy wysiadał z pojazdu czuł dziwny ciężar na sercu, bojąc się co może przynieść ten wieczór, jednocześnie jego ciało wypełniło zapomniane już nieco podekscytowanie.
- Marco? Co ty tu robisz? - zapytał, zaskoczony Polak, jednak nie wydawał się być zły z powodu wizyty kolegi z dawnego klubu, wręcz przeciwnie, na jego ustach czaił się ciepły uśmiech.
- Potrzebowałem uciec z Dortmundu - przyznał szczerze, przyglądając się uważnie Robertowi. Teraz widział go dużo lepiej, niż stojąc przy bramie. Jego włosy były rozczochrane, pozbawione żelu czy pianki, miał na sobie zwykłą bluzę i sportowe spodnie. Wyglądał tak domowo i wygodnie. Marco chciał tylko ukryć się w tych silnych ramionach, pragnął schować się w nich przed całym światem. Przez chwilę się wahał, ale gdy tylko przekroczyli próg domu bruneta, nie wytrzymał i po prostu przytulił się do Polaka. Odrzucając wszelkie zahamowania, wtulił twarz w zagłębienie szyi Lewego, muskając jego ciepłą skórę, wdychając znajomy, choć nieco zapomniany już zapach. Robert zastygł i przez chwilę Marco bał się, że mężczyzna go odrzuci. Blondyn skrzywdził Polaka wiele razy. Często dawał mu nadzieję, po czym wycofywał się ze wszystkich deklaracji. Reus bał się tak wielu rzeczy. Był niepewny, neurotyczny, skupiony na sobie i swoich potrzebach. Brakowało mu pewności siebie, zdecydowania, odwagi. Dlatego wiedział, że wymagał od Roberta wiele, przychodząc do niego w środku nocy, dzień przed jego meczem, wtulając się w niego w poszukiwaniu pocieszenia. Lewy jednak nie był taki jak Marco, był silny, zdecydowany i kiedy czegoś chciał potrafił o to walczyć. Robert potrafił też wybaczać i po prostu być. Brunet zawsze był dla blondyna niczym skała. Radził sobie z krytyką, nie łapał kontuzji, świetnie znosił presję i nigdy nie odwracał się od tych, na których naprawdę mu zależało.
Kiedy Robert odwzajemnił jego uścisk, Marco odetchnął z ulgą, czując jak całe jego ciało relaksuje się w ramionach bruneta. Blondyn tak bardzo tego potrzebował, że nie przejmował się nawet tym z jaką łapczywością rzucił się na Polaka. Nic nie miało znaczenia, gdy był tak blisko niego.
- Ciężki dzień? - rzucił bez humoru Robert.
- Oglądałeś? - zapytał Marco, wciąż zachłannie przytulając się do Polaka.
- Yhym - przytaknął, odsuwając się nieco, po czym zaśmiał się z wyraźnego protestu Marco - Wejdź do środka i rozgość się, a ja zrobię nam coś do picia.
CZYTASZ
another love - football stories
FanficKrótsze i dłuższe opowiadania ze świata piłki nożnej.