Lewandowski x Reus - Five kisses & one sentence

684 50 14
                                    


Robert. To imię stanowczo zbyt często gościło w moich myślach. Na początku, Lewy był dla mnie tylko znajomym z drużyny. Zdecydowanie bardziej zaangażowany byłem w moją relację z Mario. Jednak Götze odszedł, zostawiając mnie z rozdartym sercem i poczuciem, że nie jestem zbyt wiele warty. A Robert był. Po prostu, tak zwyczajnie. Był zawodnikiem tej samej drużyny, kolegą z pracy i przyjacielem po godzinach. Mimo iż, miał żonę i innych znajomych, to nigdy mnie nie zostawił kiedy go potrzebowałem. Miałem wrażenie, że wyczuwał moje emocje na kilometr. Poza tym, Lewy zawsze rozumiał moją potrzebę samotności. Nigdy mnie nie osaczał i zdawał się wiedzieć kiedy potrzebuję przestrzeni dla siebie. 

Pewnego wieczoru, kiedy zaprosiłem go do siebie i rozmawialiśmy o życiu, sporcie, rodzinie to poczułem, że poza boiskową przyjaźnią, łączy nasz jeszcze jakaś więź porozumienia. To nie tak, że zgadzaliśmy się na każdy temat, ale potrafiliśmy wysłuchać swoich opinii i odnieść się do nich z szacunkiem i zrozumieniem. Różnice zdawały się nas łączyć a nie dzielić. To tego wieczoru spojrzałem na Roberta inaczej niż wcześniej. Zupełnie inaczej. Zobaczyłem przystojnego młodego mężczyznę, którego uśmiech sprawiał, że moje serce zaczynało bić szybciej, a gdy się zaśmiał z mojego głupiego żartu, poczułem motyle w brzuchu. 

Do dziś pamiętam ten wieczór sprzed dwóch miesięcy. Wieczór, w którym uświadomiłem sobie, że zupełnie przepadłem i zakochałem się w Robercie. Tak po prostu. Zwyczajnie, a jednocześnie zupełnie niespodziewanie. Od tego momentu, zachowuję się przy Lewym jak idiota. Zakochany idiota. A co za tym idzie za wszelką cenę staram się ukryć to przeklęte zauroczenie Polakiem, żeby za chwilę nie móc oderwać od niego wzroku na treningu czy najgłośniej śmiać się z jego nawet najgłupszego żartu. 

Dzisiaj po zakończonym treningu, brałem długi prysznic, rozkoszując się ciepłą wodą spływającą po moim nagim ciele. Po chwili obok mnie pojawił się Robert wraz z Erikiem, śmiejąc się  z czegoś radośnie. Od razu poczułem ogarniającą mnie zazdrość, nawet jeśli rozmawiali o jakieś głupocie. Już wcześniej zauważyłem, że Durm przygląda się Lewemu prawie tak długo jak ja i zawsze, gdy Polak poświęci mu chwilę uwagi, wygląda jakby wygrał los na loteri. 

- Jak dobrze, że już po treningu, zupełnie mi się dzisiaj nie chciało - przyznał Robert, włączając wodę w prysznicu na przeciwko mnie. Erik z kolei, stanął obok mnie i również zaczął się kąpać. 

- Tak, mi też, to chyba wina tej jesiennej pogody - odpowiedział młody, uśmiechając się do Roberta i bezczelnie wpatrując się w nagiego Polaka. To nie tak, że ja nie robiłem dokładnie tego samego, jednakże Durm po prostu nie miał do tego prawa. Przecież on się nawet nie przyjaźnili. A może zaczęli? Może Erik jest zdecydowanie lepszym przyjacielem ode mnie? Może nie robi co chwila jakiś dram i nie płacze za Mario jak ostatni kretyn? Zerknąłem na Erika kątem oka i musiałem obiektywnie stwierdzić, że młody zawodnik jest naprawdę przystojny. Może Robert też zauroczył się Durmem? 

- Ta pogoda jest tak okropna, że depresja murowana, zwłaszcza teraz gdy muszę wracać do pustego domu - odparł Robert, a ja i Erik spojrzeliśmy na niego zaciekawieni - Nie, nie spokojnie chłopaki, Ania jest w Polsce, sprawy rodzinne - powiedział od razu.

- Skoro tak to może gdzieś razem wyjdziemy? Piwo i dobra kolacja? - zaproponował Durm, a ja ze złością obserwowałem jak na twarzy Roberta pojawił się uśmiech. 

- Brzmi świetnie, tego właśnie mi potrzeba! - odpowiedział - Idziesz z nami, Marco? - zadrżałem słysząc jak wypowiada moje imię. 

- Nie, nie chcę wam przeszkadzać! - nie wiem co mnie napadło, przecież mogłem z nimi iść i spędzić więcej czasu z Robertem. Jednak, obawiałem się, że jego propozycja wynikała raczej z grzeczności. Wyszedłem szybko spod prysznica nie dając im nawet chwili na reakcję. 

another love - football storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz