Götze x Reus - Roommates

346 44 8
                                    

Pierwsza noc w akademiku. Mario nie mógł opanować drżenia rąk, gdy pomyślał o tym, że właśnie musi wejść do pokoju, który będzie dzielił z jakimś starszym chłopakiem, którego jeszcze nie miał okazji poznać. Kiedy przyjeżdżał do Dortmundu, miał nadzieję na to, że jego współlokatorem będzie ktoś z pierwszego roku, ale niemiła sekretarka od razu rozwiała jego złudzenia. Dodała jeszcze, że życzy mu powodzenia, uśmiechając się przy tym w taki sposób, żeby nie wyglądało to ani trochę serdecznie. To mogło oznaczać tylko tyle, że jego współlokator nie był specjalnie lubiany przez pracowników placówki. 

Miał dziwne przeczucie, że Marco, z którym miał dzielić pokój, zje go na drugie śniadanie. Metaforycznie oczywiście. Za wszelką cenę starał się grać pewnego siebie i wejść do pomieszczenia z podniesioną głową, ale ciężko było to zrobić, gdy jego ręce wciąż drżały, nogi były jak z waty, a po plecach spływały zimne kropelki potu. 

Zapukał cicho, po czym nie czekając na odpowiedź nacisnął na klamkę i otworzył niepewnie drzwi. Na jednym z łóżek siedział chłopak, oglądający coś na swoim laptopie. Gdy tylko zobaczył Mario, podniósł wzrok i spojrzał na niego przenikliwie. Brunet zatrząsł się i choć próbował się uśmiechnąć, był zbyt zdenerwowany, żeby kąciki jego ust uniosły się ku górze. Nienawidził poznawać nowych ludzi. Szczególnie nie takich jak blondyn, który był przykładem człowieka, na którego widok serce zaczynało bić szybciej. Chłopak był przystojny, miał idealnie ułożone włosy, a na rękach widoczne tatuaże. Mario przeklął w myślach swój los. Dlaczego nie mógł trafić na jakiegoś kujona? Albo na przeciętnego, zupełnie zwykłego studenta? Na kogokolwiek, kto nie wyglądałby jak  pieprzony model. 

- Hej, jestem... - zaczął, ale głos mu się załamał, kiedy zobaczył nieco znużone, nieco rozbawione spojrzenie blondyna.

- Mario. Wiem, dostałem maila z informacją, że dzisiaj przyjedziesz - powiedział prawie przyjaźnie. Brunet nieco odetchnął. Przynajmniej Marco go nie ignorował, a nawet zapamiętał jego imię. Był to nienajgorszy początek. 

Mario wszedł do pomieszczenia, ciągnąc za sobą dwie duże walizki, po czym zamknął drzwi. Czując się wyjątkowo nieswojo, będąc sam na sam z blondynem. Nie mówiąc nic więcej podszedł do wolnego łóżka, siadając na nim niepewnie. 

- Nie zapytasz nawet jak mam na imię? - zapytał chłopak, uśmiechając się, widocznie rozbawiony społeczną niezdarnością bruneta. 

- Wiem jak masz na imię - odparł Mario, czując, że się rumieni, choć w sumie nie miał powodu - Kobieta z sekretariatu mi powiedziała - wytłumaczył, łapiąc zdziwione spojrzenie blondyna. 

- Mimo wszystko mogłeś zapytać, nie zapadłaby wtedy ta niezręczna cisza - powiedział, śmiejąc się cicho, jednak Mario był zbyt zdenerwowany, żeby w jakikolwiek sposób zareagować na jego słowa. Wiedział, że powinien próbować podtrzymać rozmowę. I uśmiechać się. Jego babcia zawsze powtarzała, że uśmiech jest konieczny, żeby zjednywać sobie ludzi. Götze jednak nie potrafił się zdobyć na to, żeby unieść kąciki ust do góry. Czuł się wyjątkowo spięty. Żadna mądra myśl nie pojawiła się w jego głowie odkąd przekroczył próg tego pokoju. 

- Wychodzę - powiedział Marco, podnosząc się nagle z łóżka. Wyglądało to na spontaniczną decyzję. 

Świetnie. Już go do siebie zraziłem - pomyślał Mario, patrząc jak blondyn opuścił szybko ich wspólny pokój. 

Brunet uspokoił nieco nerwy, po czym zaczął rozpakowywać swoje rzeczy, układając je powoli i rozsądnie, próbując myśleć o wszystkim tylko nie o przystojnym współlokatorze, który sprawiał, że zapominał języka w gębie. 

Mario zawsze był nieśmiały, spokojny, cichy. Ciężko przychodziło mu nawiązywanie nowych znajomości. Nigdy nie był ani specjalnie lubiany, ani popularny. Ludzie z reguły go nie zauważali, ale nigdy mu to nie przeszkadzało. W jakiś dziwny sposób lubił być niewidzialny. Nie przepadał za byciem w centrum uwagi. Mimo wszystko, chciał zostać psychologiem i obawiał się, że jego naturalny introwertyzm może mu w tym nieco przeszkadzać. Liczył na to, że przez kilka lat studiów nabierze pewności siebie, ale był świadomy, że nie będzie to łatwe. Pierwszy test już oblał, robiąc na Marco najgorsze możliwe wrażenie. 

Blondyn wrócił do pokoju kilka godzin później, z pudełkiem pizzy w rękach. Mario ze zdziwieniem zauważył, że chłopak uśmiechnął się na jego widok. 

- Przyniosłem nam coś do jedzenia, może to sprawi, że będziesz bardziej rozmowny - rzucił i kładąc pizzę na małym stoliku przy oknie. 

- Dzięki, to miłe z twojej strony - powiedział brunet, łamiącym się głosem. Na szczęście Marco udawał, że tego nie zauważył i po prostu się do niego uśmiechnął. 

Usiedli przy stole i każdy z nich wziął po kawałku pizzy w dłoń. Brunet praktycznie słyszał swoje, bijące zdecydowanie za szybko, serce.

- Pierwszy rok? 

- Yhym - odparł Mario, kiwając głową. 

- Jaki kierunek? 

- Psychologia - odpowiedział brunet, bojąc się nieco, że blondyn wyśmieje go, uważając psychologię za typowo babski kierunek. 

- Fajnie - odparł jednak Marco, a Mario w jego głosie nie usłyszał nawet nutki kpiny. 

- A ty? Co studiujesz? - zapytał, przełamując swoje bariery. Niektórzy ludzie nie rozumieli, że nawet zadanie tak prostych pytań było dla takich ludzi jak Mario wyjątkowo trudne. 

- Architekturę, 4 rok - odparł, na co Mario odpowiedział mu jedynie pomrukiem pełnym aprobaty. Gdy tylko spojrzał na blondyna, wiedział, że chłopak musi studiować coś kreatywnego. 

Porozmawiali jeszcze chwilę, ale Mario wciąż nie mógł się przełamać, więc to Marco co chwila zadawał pytania. Kiedy jednak zjedli, blondyn poszedł się przebrać po czym powiedział, że wychodzi i nie wie kiedy wróci. Mario jedynie pokiwał głową, rzucając krótkie pożegnanie. Marco zachowywał się nad wyraz przyjaźnie, jednak brunet wiedział, że to dopiero początek i, że wcale nie będzie mu tutaj łatwo. 

***

Cześć Kochani!

Mam w planach krótką serię z tego opowiadania, więc możecie to traktować jak prolog, o ile wyrazicie chęci na kolejne części. 

Buziaki! 

another love - football storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz