Marco mieszkał w centrum, więc nasz spacer nie był na szczęście zbyt długi. Chłopak nieco się jeszcze zataczał, ale poza tym wydawało się, że wrócił do siebie. Dowiedziałem się, że Marco jest młodym adwokatem, pracującym w jednej z najlepszych kancelarii w mieście.
- To tutaj - rzucił, kiedy stanęliśmy pod drzwiami dużej, miejskiej kamienicy. Przez chwilę staliśmy w milczeniu, przyglądając się sobie nawzajem. Nie chciałem odchodzić, chociaż byłem cholernie zmęczony, to poznanie blondyna dodało mi energii, poczułem ekscytację i chęć poznania go lepiej. Wiedziałem jednak, że nie mogę się mu narzucać, przeżył dzisiaj zdecydowanie zbyt wiele.
- Może wejdziesz na górę - zaproponował jednak po chwili, a ja jedynie pokiwałem głową, nie zastanawiając się nawet przez chwilę.
Mężczyzna zaprowadził mnie na drugie piętro i otworzył drzwi do swojego mieszkania. Było ono duże, przestronne i nowocześnie urządzone. Idealnie kontrastowało z moim małym, zapyziałym pokojem w akademiku.
- Żadne luksusy - rzucił, a ja prychnąłem głośno.
- Powinieneś zobaczyć mój akademik - odparłem, a on zaśmiał się w odpowiedzi.
- Studiujesz?
- Tak, ekonomię i zarządzanie - powiedziałem, ściągając buty. Blondyn zrobił to samo, po czym gestem zaprosił mnie do środka.
- Napijesz się czegoś? - zaproponował z uśmiechem.
- Chcesz mnie upić i wykorzystać? - zapytałem rozbawiony, ale Marco odrazu spoważniał.
- Nie, nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego - powiedział poważnym tonem, patrząc mi prosto w oczy.
- Żartowałem tylko - zapewniłem go, po czym poprosiłem jedynie o sok, czując, że jestem zbyt zmęczony na jakikolwiek alkohol. Blondyn przyniósł napoje, po czym usiadł obok mnie na kanapie.
- Przepraszam cię za to całe zamieszanie, moi kumple z pracy...
- Nie musisz mi się tłumaczyć - przerwałem mu, widząc, że to dla niego trudny temat.
- Wiem, ale nie chcę, żebyś myślał, że ja... no wiesz, że...
- Że? - zapytałem, nieco zagubiony.
- Że wolę chłopaków - wymamrotał w końcu, cały zarumieniony. Patrząc na niego miałem ochotę się roześmiać. Cieszyłem się, że dla mnie przyznanie się do bycia gejem zawsze było dość łatwe. Może to dzięki temu, że od początku mogłem liczyć na rodzinę i przyjaciół.
- A wolisz? - zapytałem, choć znałem już odpowiedź. Podniósł niepewnie wzrok, a nasze oczy się spotkały. Widziałem panikę w jego spojrzeniu. Jakby odruchowo chwyciłem jego dłoń.
- To nic złego, wiesz o tym, prawda? - powiedziałem, gdy przez dłuższą chwilę nie wydusił z siebie ani słowa.
- Ja... - wymamrotał jedynie, spuszczając wzrok na nasze dłonie. Moje palce naturalnie splotły się z jego, jakby były dla siebie stworzone.
- Kim jesteś? - zapytałem, a on podniósł wzrok, wyraźnie zbity z tropu. Jego jasne oczy były wciąż nieco zamglone. Marco był niewątpliwie wyjątkowo przystojny. Szczupły, wysoki, z nienaganną fryzurą, może nieco tylko rozczochraną po nocnych przygodach.
- Co masz na myśli? - odparł, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Jakbyś opisał siebie komuś takiemu jak ja, komuś kto ciebie nie zna, kto nie zamierza ciebie oceniać, kto nie ma wobec ciebie żadnych oczekiwań - odpowiedziałem, patrząc na niego z zaciekawieniem, naprawdę chciałem wiedzieć co ma do powiedzenia.
- Przede wszystkim jestem zagubiony - wyznał, ściskając mocniej moją dłoń, jakby szukając pocieszenia - Mam prawie 30 lat, dobrą pracę, przyzwoite mieszkanie, samochód, brak kredytu, pozornie całkiem ułożone życie - zaczął, uśmiechając się szyderczo, jakby gardził tym obrazem siebie - Rodzice nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć. Ciągle na siłę szukają mi partnerki, chcą, żebym się ożenił, miał dzieci, rodzinę. Nikt nie wie, nikt, nikomu się nie przyznałem, poza tobą - dodał, spoglądając na mnie przez dłuższą chwilę.
- A co z kolegami z pracy?
- Domyślają się czegoś, zauważyli, że nigdy nie rozmawiam o dziewczynach, na ostatnie firmowej imprezie upili mnie i nasłali na mnie striptizerkę. Nic z tego nie wyszło - zarumienił się na to wspomnienie, a ja uśmiechnąłem się pobłażliwie, rozumiejąc tę sytuację, pamiętając to z własnych doświadczeń - Wymyślili sobie, że jestem gejem, a ja w sumie nie zaprzeczam, ani nie potwierdzam. Myślę, że nie do końca w to wierzą, ale na wszelki wypadek robią mi takie próby jak ta dzisiaj.
- Dobrze, że nic ci się nie stało.
- Tylko dzięki tobie - odparł, uśmiechając się do mnie ostrożnie.
- Powinienem już iść, jest już naprawdę późno - powiedziałem, czując jak zmęczenie powoli ze mną wygrywa, nie spałem już prawie od 24h. Marco skrzywił się trochę na te słowa.
- Nie powiesz nikomu, prawda? - zapytał, wyraźnie nie przyzwyczajony do zwierzania się obcym ludziom.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziałem od razu, niechętnie podnosząc się z kanapy. Chciałbym zostać dłużej, może nawet całą noc, ale zmęczenie brało nade mną górę.
- Spotkamy się jeszcze? - zapytał, gdy zakładałem buty.
- A chciałbyś? - rzuciłem niepewnie, Marco było chłopakiem z zupełnie nie mojej ligi. Z reguły umawiałem się z przyjaznymi, średnio atrakcyjnymi studentami o niskim budżecie i płytkich zainteresowaniach. Blondyn wydawał się ich zupełnym przeciwieństwem. Miałem ochotę odkrywać go kawałek po kawałku.
- Tak, chciałbym - przyznał, uśmiechając się do mnie niepewnie.
- Daj mi swój telefon - poprosiłem, a gdy mi go podał wpisałem mu swój numer telefonu.
- Zadzwoń jak będziesz chciał się spotkać - powiedziałem, oddając mu urządzenie.
- Już chcę - wyznał, a ja nie potrafiłem się nie uśmiechnąć w reakcji na jego zapał.
- To może jutro cafe Vaxi, o 18? - zaproponowałem, otwierając drzwi.
- Nie mogę się już doczekać - odparł jedynie, po czym musnął swoimi wargami moje usta, w krótkim, niewinnym pożegnalnym pocałunku.
Idąc w stronę domu czułem bijące jak szalone serce. Marco zatrząsł moim światem w zaledwie kilka godzin.
***
Cześć Kochani,
kolejna część
piszcie proszę co myślicie.
Buziaki!
CZYTASZ
another love - football stories
FanfictionKrótsze i dłuższe opowiadania ze świata piłki nożnej.