Jeśli zbyt wielkie szczęście groziłoby śmiercią to Mario z pewnością czułby się teraz zagrożony. Brunet był tak przepełniony nieznaną mu dotychczas radością, że miał ochotę skakać pod sufit. Próbował jednak nieco hamować swoje emocje. Wciąż bał się pokazać blondynowi jak bardzo jest szczęśliwy.
Razem z Marco spędzili leniwe popołudnie, leżąc na kanapie, oglądając telewizję i co jakiś czas rozmawiając na różne, niezwiązane ze sobą tematy. Mario drżał za każdym razem kiedy blondyn dotknął go, pocałował czy złączył ich dłonie. Brunet był zupełnie nieprzyzwyczajony do takich gestów. Czuł się nieco nieswojo, ale jednocześnie tak wspaniale. Jeśli Marco naprawdę przegrał jakiś zakład i tylko udawał, to Mario był już pewien, że nie przeżyłby tego. Utrata czegoś czego tak bardzo się pragnie, czegoś co po tylu latach udało mu się zdobyć, czegoś co sprawiało, że miał ochotę śmiać się bez żadnego powodu niczym ostatni głupiec, sprawiałby mu dużo więcej bólu, niż bycie wyśmianym przez Marco od samego początku.
- O czym myślisz? - zapytał blondyn, zauważając nieobecną minę swojego przyjaciela.
- O niczym ważnym - powiedział o razu, uśmiechając się ciepło do Marco. Nie chciał po raz kolejny pokazywać przed blondynem swoich wątpliwości. Chłopak nie wydawał się być zadowolony z tego, że Mario nie potrafi mu zaufać.
- Ta jasne - odparł Marco, kręcąc z niedowierzaniem głową. Götze nigdy nie potrafił dobrze kłamać.
- Myślałem o tym o czym dzisiaj rozmawialiśmy, o tym co mi powiedziałeś... i o tym czy to na pewno nie jest żart - przyznał łamiącym się głosem. Nie patrzył na Marco, bojąc się tego co może zobaczyć w jego oczach. Chciał uciec od blondyna, a jednocześnie marzył, żeby chłopak przyciągnął go do siebie i zamknął w swoich ciepłych ramionach. Marco chyba potrafił czytać w myślach, bo przytulił go mocno, muskając ustami czubek jego głowy.
- Mario, wiem, że spotkałeś na swojej drodze różnych ludzi, ale ja przysięgam ci, że niczego nie udaję. Naprawdę chcę z tobą być... - zamilkł, słysząc ciche łkanie Mario, który wtulił się w niego jeszcze mocniej, utrudniając mu oddychanie. Leżeli tak przez kilka minut. Bruneta uspokoił dźwięk mocno bijącego serca Marco i dłonie blondyna, które masowały jego spięte ramiona.
- Dziękuję i przepraszam - wyszeptał Mario i podniósł głowę spoglądając w końcu na swojego przyjaciela. Blondyn położył dłonie na jego policzkach, ale to Mario zbliżył się i pocałował swojego przyjaciela. To co miało być krótkim całusem, przerodziło się, w całkiem długą namiętną sesję, która sprawiła, że po jej zakończeniu oboje mieli zaczerwienione policzki, rozczochrane włosy i nierówny oddech.
- Chyba musimy się zbierać na mecz, bo jeszcze jeden taki pocałunek i zamiast na mecz zabiorę cię do mojego łóżka - wyznał żarliwym głosem Marco, sprawiając, że Mario rozważał kolejne spotkanie ich ust. W ostatniej chwili jednak się opamiętał i jedynie uśmiechnął się do blondyna, po czym wstał z kanapy.
Na stadion dotarli 20 minut przed rozpoczęciem meczu. Usiedli obok Erika i Marca, którzy byli tak zajęci sobą na wzajem, że ledwo ich zauważyli. Po chwili pojawił się obok nich również Mats, przytulając wszystkich po kolei, także Mario, który szczerze ucieszył się na ten gest. Wreszcie czuł się lubiany i akceptowany.
- Kogo my tu mamy?! Wozisz się teraz z tym grubasem, Reus? - znienawidzony głos Alana zniszczył radosną atmosferę niczym sztylet. Wszyscy na chwilę zamilkli wpatrując się po kolei w trójkę chłopaków. Nawet Marc i Erik przerwali swoje flirty i skupili się na tym co działo się przed nimi.
- Alan, rozmawialiśmy już o tym... - zaczął ostrym tonem Marco.
- Straszenie mnie nazywasz rozmową? Myślisz, że jesteś taki super wyjątkowy? Jesteś zwykłym pedałem, a dla takich jak ty nie ma miejsca ani w szkole, ani w klubie! - przerwał mu Alan i nie bacząc na obserwujących ich uważnie kibiców, zdecydował się wyrazić swoje przekonania. Mario zamarł czując, jak krew odpływa mu z twarzy. Jak on mógł spowodować coś takiego? Pewnie Marco będzie na niego wściekły! Przecież, gdyby nie był taki żałosny i gruby, to nikogo nie dziwiłoby to, że zaprzyjaźnił się z blondynem.
- Wiesz co, mam dla ciebie jedną radę kochaniutki, wypierdalaj stąd póki możesz, bo jeszcze jedno słowo, a cię stąd wyniesiemy - słowa Matsa wybrzmiały w powietrzu i sprawiły, że wszyscy wpatrywali się w niego z dziwnym podziwem. Czarnowłosy chłopak zawsze miał tak wielki autorytet, że ktokolwiek chciał z nim walczyć zawsze stał na przegranej pozycji. Tak było i tym razem. Po słowach Matsa, stanęli obok niego również Marc i Erik, gotowi pomóc swojemu przyjacielowi. Alan w końcu się wycofał, w akompaniamencie gwizdów kibiców, którzy słyszeli ich rozmowę i zdecydowanie nie popierali homofobicznego nastawienia chłopaka.
- Mario, wszystko w porządku? - zapytał widocznie zmartwiony blondyn, który objął go ramieniem, gdy tylko zauważył jak mocno brunet drży.
- To wszystko moja wina... - powiedział łamiącym się głosem.
- Oszalałeś?! Nie przejmuj się nawet tym palantem - odparł Mats, siadając obok nich i klepiąc Mario po ramieniu - Poza tym, miło widzieć was razem. Od początku wiedziałem, że Marco zupełnie oszalał na twoim punkcie - dodał, mrugając do bruneta i śmiejąc się pod nosem. Mario spojrzał na niego z niedowierzaniem, po czym zerknął na Marco, który widocznie się rumienił.
- Mats! - jęknął blondyn, chyba nieco zażenowany słowami przyjaciela.
- No co! Czy to nie ty zupełnie spartaczyłeś trening tylko dlatego, że zbyt mocno stresowałeś się tym, że Mario nas ogląda? Czy to nie ty ekscytowałeś się gdy wysłał do ciebie wiadomość prosząc o spotkanie? Czy to nie ty...
- Zamknij się! - prawie krzyknął Reus, teraz już cały czerwony.
- Mówię ci Mario, ten idiota zakochał się w tobie na maksa - wyszeptał w kierunku bruneta, ale na tyle głośno, żeby być pewnym, że Marco go usłyszy. Götze wpatrywał się niego zaskoczony, ale jego oczy iskrzały ze szczęścia. Prawie zupełnie zapomniał już o incydencie z Alanem. Był po raz pierwszy w życiu na meczu swojego ulubionego klubu z chłopakiem, w którym był szalenie zakochany i który też najwyraźniej coś do niego czuł i z jego przyjaciółmi, którzy w zupełności go akceptowali. Podczas meczu, Marco co jakiś czas go dotykał, łapiąc jego dłoń, muskając jego policzek czy masując jego kolano. Mario musiał przyznać, że nigdy nie czuł takiej błogiej radości. W dodatku, Borussia wygrała, przez co Götze miał wrażenie, że cały stadion świętuje razem z nim. Chyba nigdy nie czuł czegoś tak wyjątkowego, nigdy nie pozwolił sobie na tyle radości, nigdy nikt nie sprawił, że chciał krzyczeć ze szczęścia.
Wyszli ze stadionu razem z przyjaciółmi, podążając za tłumem kibiców. Wielu z nich było już bardzo pijanych, ale mimo to, że ledwo trzymali się na nogach, a może właśnie dla tego, że byli w takim stanie, to bez oporów śpiewali wszelkie znane piosenki, śmiejąc się przy tym głośno. Mario przyglądał się wszystkiemu dokoła z wielkim uśmiechem na ustach. Po raz pierwszy czuł, że pasuje do innych, że nie jest odmieńcem.
- Może skręcimy tutaj, co? - powiedział mu do ucha Marco, a brunet przytaknął jedynie bez słowa. Pożegnali się szybko z przyjaciółmi blondyna i podążyli wąską uliczką, która była prawie zupełnie pusta - Chciałbym ci coś pokazać - powiedział Reus, gdy już byli sami.
- Okej - odpowiedział Mario, nie zadając żadnych dodatkowych pytań. Ze zdziwieniem poczuł, że Marco chwycił jego dłoń i połączył ich palce. Nigdy, przenigdy nie spodziewał się, że ten dzień może tak się zakończyć. Marco, ten Marco, o którym marzył i śnił przez tak wiele dni, był tutaj przy nim i trzymał właśnie jego dłoń. Mario Götze był pewien, że nic piękniejszego nie może się już wydarzyć tego dnia. Nie wiedział jednak jak bardzo się mylił.
***
Cześć Kochani!
Witam Was serdecznie w nowym roku! Życzę wam oczywiście wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń 💛💛
Tak bardzo się cieszę, że jesteście ze mną i czytacie te opowiadania! Mam nadzieję, że w 2018 roku będzie tak samo. Proszę napiszcie co myślicie, każdy komentarz jest dla mnie bardzo ważny 💛
Buziaki! 💛
PS Kolejnym opowiadaniem będzie druga część Christmas Wish
CZYTASZ
another love - football stories
FanficKrótsze i dłuższe opowiadania ze świata piłki nożnej.