- Robert? - wymamrotał niepewnie Marco, odsuwając się od piłkarza. Polak spojrzał na niego lekko zmieszany, ale po chwili na jego twarzy pojawił się charakterystyczny uśmieszek, a pewność siebie wróciła do jego oczu.
- Podobam ci się - bardziej stwierdził niż zapytał brunet, jego oczy błyszczały nieznanym blaskiem.
Marco spuścił wzrok na swoje dłonie, nie potrafiąc spojrzeć w oczy Polaka. Nie dałby rady skłamać, nie po tym pocałunku, który sprawił, że wszystkie jego zahamowania rozpłynęły się w powietrzu.
- Zwolnisz mnie? - zapytał drżącym tonem, wciąż unikając wzroku Lewandowskiego.
Robert, chwycił go za brodę, zmuszając go do spotkania jego oczu. Miał wrażenie, że dostrzegł w spojrzeniu bruneta troskę i delikatność, ale był prawie pewien, że wszystko sobie wyobraził.
- Nie - odparł spokojnie Lewandowski, gładząc jego policzek - Ale już pójdę zanim zrobimy coś czego będziemy później żałować - dodał, po czym podniósł się i wyszedł bez pożegnania.
Marco czuł się tak dziwnie, że nawet nie potrafił tego określić. Był w zbyt wielkim szoku, żeby tak naprawdę zrozumieć to co się wydarzyło. Maxio spojrzał na niego badawczo, jakby chciał się upewnić czy wszystko w porządku, ale Reus sam nie był tego pewien.
***
Przez kolejne dni czuł ścisk w sercu za każdym razem kiedy wchodził do domu Polaka. Robert przez większość czasu sprawnie go unikał, a jeśli już musieli rozmawiać to ich relacja była czysto zawodowa. Polak wyraźnie podkreślał, że to on jest szefem.
W wigilijne popołudnie, Marco odebrał nieprzyjemny telefon, okazało się, że z powodu złych warunków pogodowych Robert nie będzie w stanie polecieć do Polski na święta. Blondyn zaklął cicho na samą myśl o tym, że będzie musiał przekazać tę wiadomość swojemu szefowi.
Postanowił nie zwlekać i od razu udał się do prywatnej części domu Lewandowskiego, po czym zapukał do drzwi sypialni.
- Marco? - usłyszał zaspany głos.
- Tak - odparł z duszą na ramieniu.
- Wejdź do środka - powiedział Robert, a Niemiec wykonał jego polecenie, po czym prawie zamarł, widząc półnagiego bruneta, leżącego na wielkim łóżku. Polak był przykryty jedynie cienkim, białym prześcieradłem.
- Podoba ci się to co widzisz? - zaśmiał się, a Marco czuł piekące go policzki. Normalnie nie należał do nieśmiałków, ale Robert zupełnie go onieśmielał.
- Yhym - odmruknął, próbując zebrać myśli - Nie możesz dzisiaj lecieć do Polski, złe warunki pogodowe - powiedział szybko, chcąc mieć już to za sobą.
- Co?! - zapytał wyraźnie niezadowolony Robert.
- Przykro mi - odpowiedział jedynie Marco, czując dziwny ścisk sercu widząc rozczarowanie na twarzy Polaka.
- Która jest godzina?
- Dochodzi 15 - odpowiedział mechanicznie.
- Nie zdążę, nawet jeśli wezmę samochód to na Mazury dojadę dopiero około północy - mruknął, siadając na łóżku.
- W taką śnieżycę zajmie to pewnie nawet więcej czasu - dodał nieśmiało Marco, Robert jednak nie zareagował, więc Marco postanowił wycofać się i udać się do swojego gabinetu.
Przez drzwi usłyszał jeszcze jak Robert rozmawiał z kimś przez telefon. Pewnie informował rodzinę o tym, że nie da rady dotrzeć na święta. Marco poczuł ścisk w piersi, bo to on namawiał Roberta, żeby odpoczął nieco zanim wybierze się do domu na święta. Myślał, że skoro Polak dysponuje prywatnym samolotem to nie musi się spieszyć.
Próbował skupić się na pracy, ale nie wychodziło mu to najlepiej. Chciał, żeby Robert spędził święta w rodzinnym gronie. W głębi serca czuł, że dla Polaka jego bliscy są niezwykle ważni.
- Powinieneś już iść do domu - powiedział Robert, zaskakując go i sprawiając, że Marco aż podskoczył na krześle.
- Jeszcze pół godziny - odparł, spoglądając na zegarek.
- Dzisiaj wigilia, powinieneś być z rodziną - oznajmił, uśmiechając się do zdziwionego Marco - Mam dla ciebie prezent - dodał, kładąc małe pudełeczko na biurku przed blondynem.
- Dziękuję, nie spodziewałem się... nie musiałeś... ja...
- Nie otworzysz? - zapytał, przyglądając się Marco uważnie.
Blondyn niepewnie odwiązał kokardkę i otworzył pudełeczko. Przez chwilę patrzył na zawartość z szeroko otwartymi ustami.
- Kluczyki?
- Samochód znajdziesz w garażu - odparł Robert, wzruszając ramionami.
- Ale Robert to za dużo, ja.... ja nic dla ciebie nie mam, to znaczy... - mamrotał, wyciągając mały pakunek spod biurka, czując się wyjątkowo głupio, że nie kupił Polakowi niczego lepszego.
- Co to jest? - zapytał podekscytowany brunet, od razu otwierając paczkę. W środku znalazł świąteczny sweter z migoczącą aplikacją na choince. Uśmiechnął się radośnie od razu mierząc prezent od blondyna - Jak wyglądam?
- Świetnie jak zawsze - wymamrotał zszokowany przebiegiem wydarzeń - Ale Robert to niemożliwe, nie możesz dać mi samochodu!
- Obawiam się, że mogę - odparł Robert, uśmiechając się ostrożnie - Nie możesz ryzykować swojego życia jeżdżąc tym starym gratem, którym przyjechałeś do mnie w góry.
- Ten stary grat zupełnie umarł dwa tygodnie temu - przyznał ze smutkiem Marco, sprawiając, że Robert roześmiał się krótko.
- Wesołych Świąt, Marco! - powiedział, obejmując zaszokowanego blondyna ramionami i zatrzymując w krótkim uścisku.
- Robert, a może spędzisz ze mnę wigilię? - zapytał nagle Reus, zaskakując tym pytaniem nie tylko Roberta, ale i samego siebie!
***
Cześć Kochani!
Wreszcie udało mi się znaleźć chwilę na nową część.
Buziaki!
CZYTASZ
another love - football stories
FanfictionKrótsze i dłuższe opowiadania ze świata piłki nożnej.