- Co ty tu robisz? - zapytałem, choć dobrze wiedziałem dlaczego przyszedł. Wyglądał nieco gorzej niż zazwyczaj. Chyba mundial odcisnął na nim swoje piętno. Mimo to, jego ciemne włosy były perfekcyjnie ułożone, a jego twarz przystojna jak zawsze.
- Jestem - odpowiedział i po prostu, tak zwyczajnie, pocałował mnie na przywitanie. Jakby nie dzieliło nas wcale kilka miesięcy milczenia, setki niedopowiedzeń, dziesiątki niezadanych pytań. Miałem wrażenie, że traktuje mnie jak swoją własność. Wiedziałem, że on ma świadomość tego jak wiele dla mnie znaczy i nie wahał się tego wykorzystać. Pomimo wszystko, poczułem ulgę, gdy jego usta dotknęły moich warg. Cieszyłem się, że jednak przyszedł, że mamy przed sobą choćby jeszcze jedną wspólną noc.
To Robert zawsze decydował o tym kiedy i gdzie się spotykaliśmy. Już na początku naszej znajomości powiedział mi, że nie mam wstępu do jego domu. Tam królowała jego żona. Rozumiałem to. Przynajmniej próbowałem to rozumieć. Wiedziałem, że Lewy ją kochał. Ja byłem tylko miłą rozrywką, zakazanym owocem. Bo człowiek, który ma tyle pieniędzy, że może mieć wszystko, zazwyczaj zaczyna pragnąć czegoś więcej, czegoś czego nie można po prostu kupić.
Polak nigdy niczego mi nie obiecywał. Nie kłamał, nie zwodził, nie planował. Byłem dla niego chwilą zapomnienia, której potrzebował od czasu do czasu, kiedy jego życie stawało się zbyt trudne. Lewy był dla innych gwiazdą, musiał dźwigać ciężar odpowiedzialności, który czasem go przerastał. Cieszyłem się, że to właśnie mi pozwolił zobaczyć, że tak naprawdę był takim samym człowiekiem jak my wszyscy. Z wadami, z problemami, z gorszymi dniami.
Czy mu na mnie zależało? Czasem się nad tym zastanawiałem. Chciałem wierzyć, że tak było. Miałem nadzieję, że byłem jedynym, do którego przychodził kiedy potrzebował odrobiny bliskości. Bałem się jednak zapytać. Nie wiedziałem, czy będę w stanie poradzić sobie z odpowiedzią jakiej mi udzieli.
W takich chwilach jak ta, kiedy przyciskał mnie do drzwi i namiętnie całował, wyobrażałem sobie, że on czuje to co ja, że kocha mnie tak samo mocno jak ja jego. Kiedy wkładał dłonie pod materiał mojej bluzki i z zaskakującą łapczywością badał mięśnie mojego brzucha, wiedziałem, że pragnął mnie tak samo mocno jak ja jego.
Czasami przechodziła mi przez myśl ona. Jego żona. Anna. Nie lubiłem się nad tym zastanawiać. Jednak te myśli były czasem silniejsze ode mnie. Czy ona widziała o tym co robi jej mąż? Czy potrafiła mu pomóc tak samo dobrze jak ja, gdy czuł, że traci kontrolę? Czy kochała go tak bardzo jak ja go kocham?
Czy on myślał o niej, kiedy mnie całował? Czy potrafił zupełnie o niej zapomnieć, kiedy tak jak teraz zdejmował ze mnie ubranie? Czy nie pojawiła się ona w jego głowie nawet na chwilę, kiedy z namaszczeniem całował każdy skrawek mojego ciała? Czy kiedyś dotykając mnie, myślał, że dotyka jej?
Przytulił się do moich nagich pleców, obejmując mnie ciepłymi ramionami. Jego wciąż nieco przyspieszony oddech przyjemnie łaskotał skórę mojej szyi.
- Brakowało mi tego - szepnął, muskając wrażliwą skórę, sprawiając, że zadrżałem - Brakowało mi ciebie - dodał, przytulając mnie jeszcze mocniej. Prawie nie mogłem oddychać, ale nie odsunąłem się od niego, nie potrafiłem tego zrobić.
- Myślisz czasem o niej? - zapytałem, drżącym głosem. Wiedziałem, że to pytanie może zepsuć wszystko co było między nami, jednak nie potrafiłem się powstrzymać.
- O niej? - dopytał się, może po prostu udając, że nie wie o kogo chodzi, a może zbyt zmęczony, żeby trzeźwo myśleć.
- O wojej żonie - odparłem, czując, że imię brunetki nie przejdzie mi przez gardło.
- Kiedy jestem z tobą?
- Yhym - przytaknąłem, czekając na odpowiedź.
- Nie - odparł krótko, przekręcając mnie na plecy, żeby móc spojrzeć mi prosto w oczy. Wiedziałem, że mówił prawdę, choć mimo wszystko było mi ciężko uwierzyć w jego deklarację.
- Lewy...
- Nie mówmy o tym, nie teraz, kiedy wreszcie jesteśmy razem - powiedział tak jakby czekał na nasze spotkanie od bardzo dawna.
- Możesz przyjeżdżać częściej - mruknąłem nieśmiało, nie chciałem, żeby zauważył jak bardzo mi na nim zależy. Moja męska duma nigdy nie pozwoliła mi się przyznać do moich uczuć. Choć Robert pewnie wiedział. On zawsze o wszystkim wiedział.
- Nie chciałem cię rozpraszać - odparł, śmiejąc się krótko - Zawsze po moich wizytach grasz trochę gorzej - dodał, a ja zarumieniłem się nieznacznie.
Grałem gorzej bo każde rozstanie z nim przeżywałem tygodniami. Nie mogłem spać, nie chciałem jeść, czułem, że się rozpadam. Mijały dni, a ja na jakiś czas byłem cholernie obojętny na wszystko wokół mnie, nawet coś tak ważnego jak futbol.
- Nie lubię się z tobą rozstawać - powiedziałem, bojąc się, że zbyt mocno się odkrywam.
- Marco?
- Hmm...?
- Nawet jak mnie nie ma to jestem - powiedział zagadkowo.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Ktoś kiedyś powiedział, że każdy ma taką osobę, dla której rzuciłby wszystko, żeby tylko jej nie stracić.
- I co w związku z tym? - zapytałem, nie rozumiejąc do czego zmierza.
- Dla mnie to zawsze będziesz ty - przyznał, patrząc na mnie z dziwną czułością, którą okazywał wyjątkowo rzadko.
- A co z nią?
- Ona nic nie znaczy kiedy jestem tu z tobą.
- A co kiedy jesteś tam z nią?
- To myślę tylko o tobie.
***
Hej Kochani!
Parę osób prosiło o leweusa, a w mojej głowie zrodził się taki dziwny pomysł. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
Piszcie proszę co myślicie.
Buziaki!
CZYTASZ
another love - football stories
FanfictionKrótsze i dłuższe opowiadania ze świata piłki nożnej.