Götze x Reus - Roommates (part 6)

280 42 7
                                    


Mario, z lekkim uśmiechem na ustach, przyglądał się siedzącemu na kanapie w świątecznym sweterku Marco. Wszyscy pozostali poszli na spacer, a oni zostali sami, decydując się na leniwe oglądanie filmów w salonie. Blondyn czuł się już nieco lepiej, ale ciągle dokuczał mu ból w kostce.  

- Gapisz się - mruknął Marco, łapiąc zawstydzone spojrzenie bruneta, który wyglądał teraz jak mały urwis przyłapany na gorącym uczynku. 

- Po prostu to wszystko wydaje mi się tak nierealne - przyznał szczerze Mario, jego policzki wciąż były lekko zarumienione. 

- Co masz na myśli? - zapytał nieco zdezorientowany blondyn, przyglądając się uważnie przyjacielowi. 

- To, że tu jestem z tobą, z twoją rodziną, że nie zostałem sam w akademiku, że... - chciał powiedzieć coś jeszcze, ale głos mu się załamał. Marco patrzył na niego tak troskliwie, że Mario musiał odwrócić wzrok, bojąc się uczuć, które ostatnio zalewały jego serce falami. Powinien cieszyć się z tego, że blondyn jest jego przyjacielem, że zrobił dla niego tak wiele, a nie myśleć o tym co by było gdyby - Chciałem tylko powiedzieć, że... że dziękuję za to wszystko - wymamrotał, po czym odważył się podnieść wzrok. 

Gdy zobaczył jak blisko niego znajdował się Marco, prawie zachłysnął się powietrzem. Nie wiedział co się działo, czuł tylko dudniące serce. Wytarł spocone dłonie o swoje spodnie i ze zdziwieniem zauważył jak oczy Marco śledzą uważnie każdy jego ruch. Powietrze stało się tak ciężkie, że brunet prawie zapomniał o oddychaniu. Kiedy już Mario myślał, że za chwilę wydarzy się coś, co na zawsze zmieni ich relację, blondyn odchrząknął głośno i odsunął się od niego, jakby dopiero teraz zorientował się jak blisko siebie się znajdowali. 

Wrócili do oglądania filmu, jak gdyby nigdy nic. Jedyne co zdradzało, że oboje byli świadomi tego co się wydarzyło to ich przyspieszone oddechy, zarumienione policzki i ukradkowe spojrzenia. 

***

Święta minęły im w rodzinnej atmosferze. Żaden z nich nie wrócił do tego co stało się między nimi na kanapie. Zgodnie postanowili to ignorować, ciesząc się czasem spędzonym z bliskimi blondyna. Dla Mario były to chyba najwspanialsze święta w życiu i czuł dziwny żal wiedząc, że muszą już wracać do Dortmundu.

Dzień przed powrotem pojechali do szpitala, gdzie zdjęto blondynowi gips. Mario poczuł ulgę, widząc, że z kostką Marco było już wszystko w porządku. Reus zapytał jeszcze lekarza czy będzie mógł prowadzić, a on przytaknął, uśmiechając się do niego przyjaźnie. Gdy tylko wyszli ze szpitala, Marco podszedł do samochodu i usiadł za kierownicą. 

- Od razu lepiej - mruknął, ruszając z parkingu.

- Coś sugerujesz? 

- Wiesz, nie odbieraj tego w zły sposób, po prostu wolę kiedy mój samochód prowadzi kierowca - odparł, uśmiechając się szyderczo.

- Sytuacja tego ode mnie wymagała - powtórzył uparcie brunet, na co Marco jedynie uśmiechnął się, kręcąc głową. 

Następnego dnia, po pożegnaniu się z rodziną blondyna, ruszyli w kierunku Dortmundu. Kiedy blondyn skupiał się na drodze, Mario analizował wszystko co zdarzyło się w ostatnich dniach. Po wypadku, często pomagał przyjacielowi w podstawowych czynnościach. Zbliżyli się do siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. A po tym co wydarzyło, a raczej nie wydarzyło się na kanapie w salonie, Mario wiedział, że przepadł i nie ma już dla niego ratunku. Zakochiwał się w Marco każdego dnia, konsekwentnie dzień po dniu znajdując kolejne powody. Niektóre z nich były prozaiczne, na przykład sposób w jaki Marco drżał kiedy było mu zimno, albo to jak uśmiechał się, bawiąc się z Nico, inne były fundamentem jego charakteru, blondyn był z natury dobry, ciepły, otwarty. Mario chciałby choć w jednym procencie być taki jak on. 

- Wszystko w porządku? - zapytał Marco, wyrywając Götze z dłuższego zamyślenia.

- Tak, tak - powiedział szybko, jednak wciąż myślami był gdzieś indziej, próbując wmówić sobie, że wystarczy mu jedynie przyjaźń z Marco. 

Reszta drogi minęła im w ciszy. Co jakiś czas jedynie blondyn podśpiewywał pod nosem znane mu utwory, a Mario patrząc na kierującego Marco musiał dodać kolejny powód, przez który zakochiwał się w starszym chłopaku bez pamięci. 

***

Dwa dni później w akademiku organizowano wielką imprezę Sylwestrową. Marco i jego znajomi planowali bawić się w barze na terenie kampusu, w którym mieli dostać specjalne zniżki na alkohol, co skutecznie zachęciło ich do pozostania w akademiku. Mario, mimo tego, że blondyn namawiał go nieustannie przez ostatnie dwa dni, postanowił zostać sam w pokoju i obejrzeć jakiś film. 

Götze obserwował Marco, który szykował się na imprezę. Starszy chłopak wyglądał jeszcze lepiej niż zazwyczaj. Ciemnoszara, jeansowa koszula i czarne obcisłe rurki, prezentowały się na nim idealnie. Brunet przyglądał mu się dokładnie, śledząc jego sylwetkę od góry do dołu i z powrotem, aż spotkał intensywny wzrok blondyna. 

- Coś nie tak? - zapytał, jednak w kącikach jego ust błąkał się delikatny uśmiech.

- Wszystko w jak najlepszym porządku - mruknął Mario, rumieniąc się, po czym szybko wrócił spojrzeniem do laptopa, który leżał na jego kolanach. 

- To do zobaczenia - rzucił blondyn, wychodząc z pokoju zanim brunet zdążył mu odpowiedzieć. 

Kiedy Mario został sam poczuł dziwny zawód. Miał głupią nadzieję, że blondyn zrezygnuje z imprezy i zostanie z nim w pokoju. Liczył na to, że wypiją szampana, oglądając głupie filmy, ciesząc się swoim towarzystwem. Jednak znów był sam. Zawsze w takich chwilach odczuwał ciężar swojego istnienia, miał poczucie, że nie należy do tego świata, że po prostu nie pasuje, jak puzzel, który ktoś włożył do nieodpowiedniego pudełka. 

Brunet włączył jakiś kryminał, licząc na to, że wkręci się w fabułę na tyle, że przestanie myśleć o Marco, który teraz zapewne obściskiwał się na parkiecie z piękną koleżanką z roku, zapominając o istnieniu kogoś takiego jak Götze. 

Mario musiał przyznać, że wybrał chyba dobry tytuł, bo już po kilkunastu minutach udało mu się wejść w filmowy świat, zapominając na chwilę o tym realnym. Razem z najlepszym szkockim detektywem próbował rozwiązać zagadkę zabójstwa pewnej młodej kobiety. Każdemu z nich szło jak na razie nie najlepiej, a Mario z napięciem czekał na to jak zakończy się historia. Gdy film zbliżał się do końca, drzwi do jego pokoju nagle się otworzyły. Marco praktycznie wbiegł do pokoju z paniką wypisaną na twarzy. 

- Oni wiedzą - oznajmił niewyraźnie, po czym usiadł na łóżku, chowając twarz w dłoniach.

- Marco? - powiedział słabym głosem brunet, podchodząc do blondyna i opadając na miejsce obok niego - Co się stało? - zapytał, nic nie rozumiejąc. 

- Mario, ja... tak dobrze się ukrywałem, udawałem przez te wszystkie lata, żeby nikt się nie dowiedział, a oni... oni i tak... - wymamrotał łamanym głosem jakby stało się coś naprawdę złego. 

- Marco, o czym ty mówisz? - przerwał mu Mario, chcąc wreszcie zrozumieć kto i o czym się dowiedział.

- Ja... 

- Możesz mi zaufać - powiedział brunet, patrząc blondynowi prosto w oczy. Tym razem to starszy chłopak pierwszy spuścił wzrok, skupiając go na swoich dłoniach. 

- Jestem gejem - odparł cicho, jakby mając nadzieję, że ton głosu zmieni wagę tego wyznania.

- Co?! - wymamrotał Mario, patrząc na niego z szeroko otwartymi ustami, spodziewał się wszystkiego, ale na pewno nie tego co usłyszał.

- Wiedziałem, że nie powinienem ci mówić - powiedział blondyn, wyraźnie źle interpretując zachowanie bruneta, po czym zerwał się na równe nogi i skierował się do drzwi.

- Ale, Marco, poczekaj! - krzyknął jeszcze Mario, ale Marco jedynie wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami na pożegnanie. 

***

Cześć Kochani!

Dziękuję za miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem. Niesamowicie mnie one motywują do dalszego pisania. 

Buziaki!

another love - football storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz