Marco zaskoczył Roberta prośbą o spotkanie. Wybrali miejsce w połowie drogi między Monachium a Dortmundem. Kiedyś widywali się częściej, ale od ponad roku, żaden z nich tego zaproponował.
Siedzieli na tarasie małego domku, który należał do rodziny blondyna. Nie mogli spotkać się w publicznym miejscu, nie ściągając jednocześnie na siebie zainteresowania fanów i paparazzich. Popijając piwo, napawali się widokiem pobliskiego jeziora.
- Co się dzieje, Robert? - zapytał nagle Marco i oboje poczuli, że chwila relaksu się skończyła i teraz był czas na poważną część rozmowy. Długo się nie widzieli. Musieli wyjaśnić sobie wiele spraw.
- Co masz na myśli? - powiedział, choć dokładnie widział o co chodzi blondynowi.
- Dlaczego tak się zachowujesz? Tak bardzo źle ci w Bayernie.
- Nigdy nie było mi tam dobrze - przyznał szczerze, unikając wzroku Marco.
- Żałujesz odejścia z Borussi?
- I tak i nie - odpowiedział ambiwalentnie, wciąż uparcie patrząc się w horyzont.
- Przenosisz się do Madrytu? - zapytał po chwili ciszy, a w jego głosie można było wyczuć smutny podton.
- Być może - odparł niechętnie. W ostatnich miesiącach ciągle ktoś pytał go naprzemiennie o możliwy transfer i słabą formę w meczach Ligii Mistrzów. Dlaczego nikt nie zapytał go o to jak się czuje, kim jest, w co wierzy, czego się boi? Dlaczego ludzie, nawet ci teoretycznie bliscy, nie przejmowali się tym co tak naprawdę było dla niego ważne.
- Przepraszam, nie chciałem być wścibski - powiedział Marco, uśmiechając się nieznacznie do bruneta.
- Rozumiem - odpowiedział Robert i spojrzał na blondyna ciepłym wzrokiem. Ich oczy się spotkały i w tym momencie brunet miał poczucie, że także Marco go rozumie. W jego spojrzeniu zobaczył jednak również niepewność i strach.
- Boisz się czegoś - bardziej stwierdził niż zapytał blondyna.
- Lewy ja...
- Nie próbuj nawet mnie oszukiwać - przerwał mu brunet, widząc po minie blondyna, że ten nie zamierza powiedzieć mu prawdy - O co chodzi?
- Mam szansę pojechać na mistrzostwa i... - załamał mu się głos.
- Boisz się, że znowu coś ci się stanie - dokończył za niego brunet, znając na pamięć historię kontuzji Marco.
- Jestem jak lalka z porcelany - mruknął zirytowany Reus.
- Urocze porównanie - odparł Lewy, ciesząc się z lekkiego uśmiechu, który pojawił się w kąciku ust Marco.
- Jeśli nie pojadę to nie wiem czy sobie z tym poradzę - wyznał szczerze, chowając twarz w dłoniach. Prawie podskoczył z zaskoczenia, kiedy poczuł obejmujące go ciepłe ramiona Polaka.
- Marco, niezależnie od tego co się stanie, musisz wiedzieć, że nie możesz się poddawać. Masz wokół siebie ludzi, którym na tobie zależy, fanów, rodzinę, przyjaciół... mnie - powiedział, zaciskając swoje ramiona nieco mocniej wokół blondyna.
- Udusisz mnie za chwilę - zaśmiał się Reus, ale nie zrobił nic, żeby uwolnić się z uścisku Polaka.
- Jak sobie radzi Mario? - zapytał brunet, nie do końca pewien, czy powinien wspominać młodszego chłopaka.
- Nie odzywa się do mnie. AK powiedziała, że potrzebuje trochę czasu.
- Rozmawiałeś z AK? - Robert zaśmiał się, wiedząc jak bardzo blondyn nie lubił partnerki Mario.
- Taaa, nic się nie zmieniło. Ciągle uważam ją za głupią gęś - odparł, na co oboje szczerze się roześmiali.
- Czy to prawda, że pobrali się w zeszłym tygodniu?
- Nie mam pojęcia, Mario nie chciał o tym mówić, kiedy zapytaliśmy go na treningu.
- A jak ty się z tym czujesz? - zapytał, przyglądając się uważnie blondynowi.
- Źle, ale nie mogę nic z tym zrobić. Najgorsze jest to, że Mario nie chce z nią być, nie kocha jej, ulega jedynie naciskom rodziny.
- Bycie sobą wymaga odwagi, której żaden z nas nie ma - odparł Robert, wpatrując się w spokojną taflę jeziora. W tym miejscu życie wydawało się łatwe, a świat przepiękny. Mógłby zostać tutaj z Marco na kolejne dziesięć lat. Budzić się i zasypiać z czystą głową i w zgodzie z samym sobą. Bez presji, bez nienawiści, bez ludzi, którzy nieustannie chcieli go zniszczyć.
- To prawda - zgodził się Marco, sięgając po kolejny łyk piwa.
- Jak tam ci się układa z Scarlett?
- Jest ładna, cicha choć potrafi pokazać różki. Na szczęście nie szuka zainteresowania jak AK.
- Chciałbym, żeby moja Ania taka była - przyznał Robert - Wiesz, czasem myślę, że ją kocham. Jesteśmy rodziną. Klarcia jest dla mnie najważniejsza. Jednak nieustannie czuję, że czegoś mi brakuje. Biegnę do przodu, ale nie widzę celu. Mam wszystko, o czym marzyłem, ale mógłbym to wszystko rzucić, gdybyśmy mogli zostać w tym domku na zawsze.
- Ale mamy tylko jedną noc - powiedział smutnym głosem Marco.
- Powinniśmy więc ją wykorzystać, tak żebyśmy pamiętali ją aż do momentu kiedy spotkamy się po raz kolejny - odparł Robert, odkładając piwo na stolik. Marco zrobił to samo. Po czym oboje wstali jakby na rozkaz i podeszli bliżej siebie, zerkając na zachodzące nad jeziorem słońce.
- Tęskniłem - przyznał Marco, składając pierwszy tego dnia pocałunek na ustach Roberta.
- Ja też - odparł Polak, przyciągając blondyna bliżej, jakby bał się, że rozpłynie się on w powietrzu.
Przez te kilka chwil, przez tę jedną noc, nie było w nich strachu, złości, smutku, irytacji. Byli tu i teraz. W małym domku, nad jeziorem, który na te kilka godzin był dla nich całym światem.
***
Hej Kochani.
Takie coś sobie napisałam. Zostawię Wam do oceny.
Buziaki!
CZYTASZ
another love - football stories
FanfictionKrótsze i dłuższe opowiadania ze świata piłki nożnej.