Lewandowski x Reus - Birthday boy

357 37 13
                                    


Hotel Ritzi, pokój 505. 

Robert nie mógł powstrzymać uśmiechu wywołanego przez wiadomość od pewnego blondyna, który sprawiał, że jego serce dziwnie przyspieszało za każdym razem gdy był w pobliżu. Brunet wiedział, że nie powinien, że przecież ma rodzinę, żonę, córkę, że Marco gra dla wrogiej drużyny, że gdyby to wszystko wyszło na jaw to... Nawet nie chciał myśleć o tym co by się stało. Polskie i niemieckie media miałyby temat do opisywania przez następne kilka lat.

Mimo ryzyka jakie wiązało się z jego decyzją, nie zawahał się nawet przez chwilę. Gdy tylko wyszedł z centrum treningowego, zamiast do domu, skierował się do hotelu. Kiedy wszedł do budynku, był pewien, że wszyscy ludzie wokół są w stanie usłyszeć jak głośno bije jego serce.

Prawie przebiegł przez hall, nie spoglądając nawet w stronę recepcji. Miał nadzieję, że nikt go nie zauważy, że nikt nigdy nie dowie się z kim ma się teraz spotkać. Wbiegł do windy, błagając w duchu, żeby udało mu się dojechać na piąte piętro samotnie. Szczęście było tego dnia po jego stronie, a może był to zwykły przypadek, jednak udało mu się dotrzeć do pokoju Marco bez żadnych przeszkód. 

Brunet spojrzał uważnie na cyferki na drzwiach, wycierając mokre ze zdenerwowania ręce o jasne, długie spodnie. Próbował unormować oddech, ale niewiele to dało. Starał się przybrać maskę pewnego siebie, licząc, że Marco nie zorientuje się, jak bardzo za nim tęsknił. Te uczucia, które wzbudzał w nim blondyn, nie były właściwe. Robertowi nie do końca podobało się to, że Reus miał nad nim taką władzę, jednak nie potrafił z tym walczyć. Zapukał w drzwi blondyna, wstrzymując oddech. 

Marco otworzył po chwili, a Robert roześmiał się głośny widząc Niemca w papierowej czapeczce na głowie i z koszulką: "Happy Birthday to my birthday boy". 

- Wszystkiego najlepszego! - powiedział blondyn, wciągając go do pokoju i zatrzaskując za nim drzwi. Na jego twarzy gościł szczery, nieudawany uśmiech. Robert nie mógł się powstrzymać przed objęciem chłopaka ramionami i przyciągnięciu mocno do siebie. Marco zaśmiał się cicho na ten gest, jednak w żaden sposób nie oponował, widocznie zadowolony z przebiegu wydarzeń. 

- Dziękuję - odparł dopiero po chwili Polak, wciąż nieco oszołomiony - Myślałem, że zapomniałeś. Zawsze dzwoniłeś rano. 

- Tym razem wolałem stawić się osobiście - odpowiedział blondyn, nie przestając się uśmiechać. Robert ze zdziwieniem obserwował tak szczęśliwego Marco. Chłopak już od dawna nie był taki radosny. 

- Jechałeś tutaj po wczorajszym meczu? 

- Oglądałeś? - zapytał, nie odpowiadając na oczywiste pytanie bruneta.

- Zawsze oglądam jak mogę - odarł Polak, uśmiechając się szeroko do blondyna, który wydawał się nieco zaskoczony jego słowami. 

- Ja też - przyznał cicho, unikając wzroku Roberta. 

Brunet podszedł do chłopaka i złapał go za brodę, sprawiając, że blondyn był zmuszony spojrzeć mu w oczy. Marco wyglądał na nieco zawstydzonego, co zupełnie zbiło Roberta z pantałyku. 

- Co jest? - zapytał, nie rozumiejąc nagłej zmiany w zachowaniu chłopaka. 

- Myślisz czasem o nas? - rzucił, ponownie zupełnie ignorując pytanie bruneta.

- Marco...

- Czy w tym twoim cholernie idealnym życiu znajdujesz choć chwilę, żeby pomyśleć o mnie?

- Częściej niż chciałbym się do tego przyznać - odparł szczerze brunet i tym razem to on uciekł spojrzeniem w drugą stronę pokoju.

- Czyli to nie jest dla ciebie tylko zabawa? - dopytywał Marco, w jego głosie Robert usłyszał nutkę nadziei, jakby chłopak liczył na to, że odpowiedź Polaka będzie twierdząca. 

- Marco, czy ty naprawdę sądzisz, że ryzykowałbym tak wiele, gdybym chciał się tylko zabawić? - zapytał poważnym tonem, ale jego oczy były pogodne, wiedział wreszcie, że blondynowi też na nim zależy, że jego uczucia nie są nieodwzajemnione, że łączy ich coś więcej niż tylko przelotny seks i wzajemna sympatia. 

- Brakuje mi ciebie - wyznał blondyn, znów rumieniąc się nieznacznie. 

- Mi ciebie też - odpał Robert, uśmiechając się do niego ciepło.

- Zamówię coś do jedzenia, a później może obejrzymy jakiś film, jeśli masz ochotę? Wiem, że to nie najlepszy sposób na spędzenie trzydziestych urodzin, ale...

- Perfekcyjny - przerwał mu Robert, ponownie się uśmiechając. Wiedział, że nie mogą sobie pozwolić na wyjście z hotelu. Byli zbyt znani, zbyt rozpoznawalni. Może gdyby byli gdzieś indziej, ale nie tutaj, nie w centrum Monachium. Poza tym wizja spędzenia czasu z blondynem była elektryzująca. 

Robert bez pytania rzucił się na łóżko Marco, chowając głowę w poduszce, która była przesiąknięta jego zapachem. Reus spojrzał na niego dziwnie rozczulony, zupełnie inaczej niż zazwyczaj, gdy Polak znajdował się w jego łożku. Z reguły rzucali się na siebie, pozwalając by pożądanie wzięło nad nimi górę. Ściągali z siebie ubrania, w gwałtownym pragnieniu bycia jak najbliżej siebie. Całowali i dotykali swoich ciał prawie gorączkowo. Nie było miejsca na delikatność, wrażliwość, uczucia. Przynajmniej żaden z nich nigdy się do nich nie przyznawał.

Tym razem jednak Marco położył się obok Polaka i nieco niepewnie, prawie niezdarnie, wtulił się w Roberta, kładąc swoją głowę na jego torsie. Brunet odruchowo wsunął dłoń w jego włosy, mierzwiąc je swoimi palcami. 

- Przepraszam, że nie mogę dać ci niczego więcej - wymamrotał Marco, nie podnosząc wzroku.

- Niczego więcej nie potrzebuję - odparł Robert, zamykając oczy i pozwalając sobie na chwilę odpoczynku. 

Kilkanaście minut później dostarczono zamówione przez Marco jedzenie. Zjedli w ciszy, przyglądając się co chwila sobie nawzajem. W pokoju można było wyczuć dziwną elektryczność. Gdy tylko skończyli jeść, Robert złapał dłoń blondyna i pociągnął go w kierunku okna. Oboje z zachwytem spoglądali na centrum miasta. Gdy Marco wciąż przyglądał się widokowi za oknem, Robert patrzył na niego, próbując okiełznać szargające nim emocje. Nim zdążył się pohamować, nachylił się i delikatnie, bez pośpiechu połączył ich usta w wolnym i namiętnym pocałunku. Nigdy wcześniej tak się nie całowali. Nigdy wcześniej nie mieli odwagi wyrazić w pocałunku więcej niż zwykłe pożądanie. Teraz oboje odetchnęli z ulgą. Cieszyli się, że nie muszą już udawać. 

- Dziękuję ci za najlepsze urodziny w moim życiu - wyszeptał Robert, ponownie całując chłopaka, zanim ten zdążył cokolwiek odpowiedzieć. 

***

Hej Kochani!


Wiem, że znowu cukrzyca, ale czasem po prostu trzeba! 

Napiszcie proszę co myślicie.

Buziaki!

another love - football storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz