Lewandowski x Reus - The assistant (Part 2)

398 45 10
                                    


Marco nie wiedział jak to się stało, że znajdował się w wygodnym fotelu z herbatą w ręku w przytulnym domku w górach, którego właścicielem był nie kto inny, a Robert Lewandowski. Polak siedział na przeciwko niego, z lekkim uśmiechem na ustach. Blondyn nie był pewien czy brunet uśmiechał się do niego czy raczej się z niego śmiał.

- Nie wiedziałem, że przeszliśmy na "ty" - rzucił nagle Lewandowski, po długiej chwili ciszy. 

- Hmm? - zapytał Marco, wyrwany z własnych myśli.

- Odkąd tu przyjechałeś zapomniałeś o swoim grzecznym tonie - powiedział z przekąsem, na co Marco od razu się zarumienił, po czym niepewnie przyjrzał się Robertowi i zauważył, że mężczyzna nie wyglądał na obrażonego jego brakiem manier. Lewandowski wydawał się być raczej rozbawiony.

- Przepraszam...

- Dosyć tego - przerwał mu brunet zanim zdążył powiedzieć więcej - Nie mam czasu na takie bzdury. Pokaż mi co mam podpisać - dodał, nagle zmieniając się nie do poznania. Jakby na krótką chwilę zdjął maskę i dopiero teraz zorientował się co się stało. 

- Jaaasne - wyjąkał Marco, trzęsąc się tak samo jak przed kilkunastoma minutami. Teraz jednak było to spowodowane nie zimnem, a władczym tonem Polaka. Blondyn niepewnie wyciągnął papiery, po czym podał je Lewandowskiemu. Mężczyzna wyciągnął długopis i zaczął nieśpiesznie czytać dokumenty, zupełnie nie zwracając uwagi na Marco, który po kilkunastu minutach zasnął, wydając z siebie co kilka sekund cichy odgłos chrapania.

- Marco?! 

Chłopak otworzył oczy, czując czyiś dotyk na swoim ramieniu. Dopiero po kilku chwilach zorientował się, że zasnął, gdy Robert był zajęty czytaniem dokumentów. 

- Znasz moje imię? - zapytał zaskoczony, wciąż jeszcze na półprzytomny. Dopiero gdy zobaczył rozbawiony wyraz twarzy Lewandowskiego zrozumiał co tak naprawdę się stało i jak bardzo żenująca była ta sytuacja - Przepraszam, nie chciałem... to znaczy... ja już pójdę - wymamrotał, rumieniąc się przy tym ze wstydu. 

- Przygotowałem dla ciebie pokój - odpowiedział spokojnie Polak, pokazując jedynie dłonią, żeby Marco udał się za nim. Chłopak wstał z fotela i prawie potykając się o własne nogi podążył za Robertem. 

- Rozgość się - powiedział jedynie Lewandowski, po czym opuścił pokój i zapewne udał się spać. Polak nie był zbyt rozmowny, ale dla Marco to i tak było więcej niż kiedykolwiek mógł się po nim spodziewać. Kiedy był jeszcze w drodze do domu Roberta myślał, że mężczyzna nawet nie wpuści go do środka. 

Marco skorzystał z małej łazienki, która była połączona z pokojem, po czym położył się do łóżka i zasnął prawie w tym samym momencie, kiedy położył głowę na poduszkę. Ostatnie tygodnie były wyjątkowo męczące, a jego szef wymagał od niego dużo więcej niż było zapisane w jego kontrakcie. 

Obudził się kilkanaście godzin później, prawie wyskakując z łóżka. Zerknął na telefon i zobaczył 25 nieodebranych połączeń od szefa. Poczuł jak żołądek podjeżdża mu do gardła. Trzęsącą się ręką wybrał numer Piniego. 

- Co ty do cholery robisz, Reus? Gdzie są moje papiery? 

- Za pięć minut wyjeżdżam od Roberta, będę za kilka godzin...

- Błagam powiedz mi, że robisz sobie żarty! Miałeś tam pojechać wczoraj wieczorem!

- I pojechałem, ale...

- Jesteś zwolniony! Nie potrafisz zrobić nawet jednej małej rzeczy dobrze - powiedział, po czym rozłączył się, pozostawiając oniemiałego Marco po drugiej stronie. 

Blondyn usłyszał krótkie pukanie do drzwi, po czym do środka wszedł Lewandowski, który na domiar złego wyglądał jeszcze lepiej niż zazwyczaj. Jednak to dla Marco nie miało już żadnego znaczenia. 

- Wiedziałeś, że mnie zwolni! - krzyknął, rzucając się na zaskoczonego Polaka - To dlatego chciałeś, żebym został na noc! Wiedziałeś, że mnie wyrzuci! Dlaczego, co?! Co takiego ci zrobiłem?! - pytał, przyciskając oniemiałego Roberta do dużych drewnianych drzwi. Po chwili Polak otrząsnął się i chwycił Marco za nadgarstki, unieruchamiając go i przejmując kontrolę nad sytuacją. 

- O czym ty do cholery mówisz? - zapytał widocznie zaskoczony zachowaniem Marco. Blondyn przyjrzał mu się uważnie, próbując go przejrzeć. 

- Pini mnie zwolnił - wyznał po chwili ciszy, czując jak Robert zwolnił uścisk na jego nadgarstkach.

- Dlaczego? Harowałeś dla niego jak mrówka - powiedział Polak, a blondyn ze zdumieniem odkrył, że brunet chyba właśnie go skomplementował.

- Spodziewał się, że przywiozę mu te papiery jeszcze wczoraj wieczorem - odparł, opuszczając głowę. Jeśli Robert nie miał nic wspólnego z jego zwolnieniem to zbłaźnił się przed nim po raz kolejny, jednak z drugiej strony, to już nie miało dla niego żadnego znaczenia. Stracił pracę i nawet nie chciał myśleć o tym jak teraz zapłaci wszystkie swoje rachunki.

- Mogę do niego zadzwonić...

- Mógłbyś? - zapytał z błaganiem wypisanym w jego oczach. Lewandowski spojrzał na niego z politowaniem, po czym wyjął telefon i wybrał numer swojego menadżera. Następnie wyszedł na korytarz, a Marco mógł usłyszeć tylko strzępki ich rozmowy. Wynikało z nich to, że Robert nie miał nic wspólnego z jego zwolnieniem, a także, że jego powrót niestety nie był możliwy. 

Gdy Lewandowski wrócił do pokoju, jego mina tylko potwierdziła przypuszczenia blondyna.

- Nieźle zaszedłeś mu za skórę - powiedział Polak, śmiejąc się krótko. 

- To nie jest śmieszne! - syknął Marco, czując wypełniającą go wściekłość, której nie potrafił kontrolować - Pracowałem cholernie ciężko przez ostatnie tygodnie, byłem na każde jego zawołanie, zawalałem weekendy, nawet przyjechałem tutaj, narażając się na twoje wyzwiska, żeby tylko nie zostać zwolnionym, a on tak po prostu mnie wyrzucił. To wszystko przez ciebie! Gdybyś nie wyjechał w te cholerne góry to...

- Hola hola! Nie zapędzaj się tak - przerwał mu spokojnym tonem Robert, patrząc na niego z góry. 

- Pójdę już - powiedział, wstając niezdarnie z łóżka. Polak jednak złapał go za ramię i przyjrzał mu się uważnie. 

- Aż tak bardzo zależało ci na tej pracy? 

- Mam rachunki do opłacenia, psa na utrzymaniu, zero oszczędności i brak szans na pomoc rodziców, więc moja odpowiedź brzmi: tak, odrobinkę mi na niej zależało - rzucił kąśliwie, chcąc ominąć Polaka. 

- Potrafisz być oddany, a jednocześnie trzymać język na kłódkę? 

- Co masz na myśli?

- Potrafisz? - ponowił pytanie Polak. 

- Tak - odparł niepewnie Marco, nie wiedząc czy właśnie się na coś zgadza, czy może Robert robi sobie z niego żarty. 

- Chciałbyś zostać moim prywatnym asystentem? 

***

Hej Kochani!

Dziękuję Wam za tak serdeczny odbiór pierwszej części. 

Mam nadzieję, że ta również wam się spodoba. 

Buziaki!



another love - football storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz