Lewandowski x Reus - I want more

442 41 3
                                    


Chcę więcej. Potrzebuję czegoś więcej. 

Moje życie jest fajne, ciekawe, przepełnione sukcesami. Mam grono fanów i hejterów. Budzę się rano z zapełnioną skrzykną mailową. Tysiące ludzi chcą mojej uwagi, mojej opinii, komentarza, czasem nawet mojego spojrzenia w ich stronę. Oni myślą, że mnie znają, że wiedzą kim jestem, że mają prawo mnie oceniać, komentować moje zachowanie, krytykować każdy gorszy występ. 

Mam dom, rodzinę, żonę, córkę. Mam wszystko czego pragnąłby mężczyzna w moim wieku. Poukładane życie prywatne, zawodowe sukcesy, kolekcję luksusowych samochodów i tysiące fanów na całym świecie. Ludzie znają moje imię, czasem nawet krzyczą je radośnie podczas meczów, sprawiając, że czuję dreszcze przebiegające po moich plecach. 

Dlaczego więc ciągle jest mi mało? Dlaczego czuję, że jest na tym świecie coś jeszcze, coś czego wciąż mi brakuje, coś czego nie można kupić za żadne pieniądze? 

Obracam się na plecy i wyciągam ramiona do góry, przeciągając się na dużym łóżku. Jestem sam. Ania z Klarą są w Polsce, a ja z zaskoczeniem przyjmuję fakt, że cieszy mnie to, że mogę pobyć w pustym domu. Wreszcie mam chwilę dla siebie, dla swoich myśli, które od pewnego czasu nie dają mi spokoju. 

Podnoszę telefon z nocnego stolika i po jednym spojrzeniu na wyświetlacz czuję, że moje serce na chwilę zamiera, a po chwili zaczyna bić szybciej, tak jak wtedy, gdy mieszkałem w Dortmundzie. Czuję sentyment na myśl o tamtym życiu. Wtedy wszystko było inne, ja byłem inny. 

Wiadomość od Marco jest krótka. Blondyn napisał, że chciałby mnie dzisiaj odwiedzić. Pierwszy raz od czterech lat. Przełykam nerwowo ślinę, po czym szybko odpisuję, od razu się zgadzając. Nie muszę nawet się zastanawiać czy powinniśmy się spotykać. Reus jest jedyną osobą, poza Klarą, dla której byłem gotowy rzucić wszystko, choć tak naprawdę nic nigdy się między nami nie wydarzyło. Żaden z nas ani razu nie przekroczył tej cienkiej granicy. Myślę, że zawsze baliśmy się tego co mogłoby się stać, że gdybyśmy poznali inne życie, to nie chcielibyśmy wracać do rzeczywistości. 

Marco odpisuje, że będzie u mnie za godzinę, ma teraz jakieś spotkanie biznesowe w Monachium. Wstaję z łóżka i od razu kieruję się pod prysznic. Ciepła woda spływająca po moich plecach uspokaja mnie i łagodzi lekkie zdenerwowanie, które pojawiło się odkąd zobaczyłem wiadomość od blondyna. Ubieram się staranniej niż zwykle, chcąc wyglądać wyjątkowo dobrze, choć podświadomie wiem, że podobam się Marco w każdym wydaniu. 

Ograniam mały bałagan w salonie, sprzątam porozrzucane zabawki Klarci, uśmiechając się na wspomnienia o bawiącej się córeczce. Im bliżej do wizyty Marco, tym bardziej się denerwuję. Mam nadzieję, że nie zrobię nic głupiego. Dzwonek do drzwi, choć spodziewany, zaskakuję mnie. Prawie biegnę, żeby otworzyć, podświadomie czując jak głupie jest moje zachowanie. Jestem dorosłym mężczyzną, a nie zakochanym nastolatkiem. Jednak gdy widzę Marco z jego krzywym uśmiechem po raz pierwszy od pięciu miesięcy mam co do tego wątpliwości. Czuję się tak jakbym znów miał kilkanaście lat. 

- Cześć - mówi jedynie blondyn, niepewnie obejmując mnie ramionami na przywitanie. Odwzajemniam uścisk, po czym zapraszam go do środka. 

Siadamy na kanapie w salonie, patrząc na siebie i czekając na to aż, któryś zacznie rozmowę. Żeby przerwać tę niezręczną sytuację proponuję kawę, bo na piwo jest jeszcze trochę za wcześnie. Po chwili siedzimy na kanapie już z kubkami w dłoniach, przyglądając się sobie nawzajem. 

- Muszę ci coś powiedzieć - oznajmia Marco, po czym robi długą przerwę, a ja czuję dziwne napięcie - Scarlett jest w ciąży - mówi w końcu, a ja czuję jak fala emocji uderza mnie zupełnie niespodziewanie. Nie panuję nad swoją mimiką i blondyn chyba zauważa, że nie jestem zachwycony - Nie cieszysz się?

- Nie... to znaczy, pewnie, że się cieszę! Gratuluję, stary! - szybko się rehabilituję, udając uśmiech najlepiej jak potrafię.

- Teraz wiesz jak czułem się, kiedy dowiedziałem się o Klarze - odpowiada, widocznie znał mnie zbyt dobrze, żeby nabrać się na mój nieszczery uśmiech. 

- To nie tak... - staram się wytłumaczyć, bo przecież to nie tak, że nie cieszę się z jego szczęścia, po prostu... to wszystko choć pozornie idealne nie jest takie jak być powinno. On i Marco byli dla siebie stworzeni, wiedzieli o tym oboje, jednak żaden z nich nigdy nie mógł z tym nic zrobić. Może w innym świecie, w innym życiu. Może gdzieś, kiedyś będą szczęśliwi. 

- Wiem, Lewy, rozumiem lepiej niż ci się wydaje - odpowiada, biorąc łyk nieco zimniej już kawy. 

- Brakuję mi czegoś - mówię, choć chciałbym powiedzieć brakuję mi ciebie, jednak nie mam odwagi. 

- Mi też - odpowiada, patrząc mi prosto w oczy, łapiąc moje intensywne spojrzenie. Przez chwilę rozmawiamy wzrokiem. Nasze oczy są dużo bardziej szczere niż nasze usta, są też odważniejsze, nie boją się wyrażać uczuć. 

- Czasem myślę, że to wszystko jest nie takie jakie być powinno - rzucam nieco filozoficznie, opierając się o oparcie kanapy. 

- Wiem co czujesz - mówi, a ja wiem, że on naprawdę wie. 

Przez chwilę rozmawiamy o piłce, o rodzinie, o wspólnych znajomych, od nadchodzącym sezonie. Cały czas boję się, że on za kilka minut opuści moje mieszkanie, że znów stracę tę brakującą część mojego życia, to czego tak bardzo potrzebuję. Gdy myślę o tym, że chcę więcej, moje więcej utożsamiam z Marco. 

- Może kiedyś będzie jeszcze nasz czas - mówi na pożegnanie, obejmując mnie dłużej niż powinien, wtulając się we mnie mocniej niż to konieczne, muskając moją szyję swoimi ustami bardziej niż to przyzwoite. Co gorsza ja odwzajemniam każdy gest, odpowiadam z równym poruszeniem, chcąc jeszcze przez chwilę mieć swoje więcej blisko siebie. 

W końcu Marco wsiada do swojego samochodu i odjeżdża. Obserwuję znikający pojazd na końcu ulicy, czuję słony smak łzy, która niewiadomo kiedy wypłynęła spod mojej powieki. Zamykam drzwi, opierając głowę na futrynie. Zbieram się w sobie, każdą z części poza tą jedną, brakującą, tą która właśnie jest w drodze do Dortmundu. 

Wiem, że dam radę, że poradzę sobie ze wszystkim. Oddycham już swobodnie, serce boli mnie jakby odrobinę mniej. Udaję uśmiech, rozsiadając się na kanapie i dla zabicia czasu oglądam głupi film. Odzyskuję równowagę, już wszystko jest dobrze. Tylko gdzieś tam w głowie wciąż słyszę głupie i niepoważne: chcę więcej

***

Hej Kochani!

Wiem, że dawno mnie nie było i nie wiem, czy ktoś jeszcze o mnie pamięta. Jeśli jednak ktoś tu przyjdzie i przeczyta to mam nadzieję, że Wam się spodoba. 

Buziaki!


another love - football storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz