Durm x Reus - Christmas Wish

505 37 9
                                    

Kolejna świąteczna impreza. Znów czekały mnie godziny udawania i uśmiechania się do każdego wokół mnie, aby tylko nie dać po sobie poznać jak bardzo sobie nie radzę w życiu. Niby wszystko było w porządku, powoli wracałem do treningów, rodzina bardzo mnie wspierała, fani czekali na mój powrót, a przyjaciele zawsze byli obok. Jednak, gdy przychodziłem wieczorem do pustego mieszkania, czułem się tak bardzo samotny. Niektórzy powiedzieliby, że wymyślam, że nie wiem co to prawdziwe życie, że mając miliony na koncie i wsparcie bliskich wyciągnąłem najlepszy możliwy los na loterii. Jednakże, ja pragnąłem czegoś więcej. Chciałem czuć. Czuć więcej, mocniej, intensywniej. Kochałem moich bliskich, ale brakowało mi kogoś kto sprawiłby, żebym oszalał, kogoś kto zmieniłby na zawsze mój sposób patrzenia na świat, kogoś kto pokazałby mi co to znaczy kochać i pragnąć kogoś tak bardzo, że na samą myśl o rozstaniu czułbym ból w sercu. Nigdy nie doświadczyłem tak silnego uczucia, choć byłem już w kilku związkach. Może ja się po prostu do tego nie nadaję? Może nie potrafię tak kochać? 

Zamiast dłużej myśleć nad swoim marnym życiem postanowiłem przygotować się na imprezę. Postawiłem na zwykłe czarne spodnie i białą koszulę. Dodatkową chwilę przeznaczyłem na zrobienie fryzury, po czym udałem się do samochodu. Gdy dotarłem na miejsce wszędzie było mnóstwo ludzi i fotoreporterów. Na szczęście szybko udało mi się przemknąć przez wejście, unikając sesji na świątecznej ściance. Tak naprawdę, gdy tylko wszedłem na tę imprezę, już marzyłem o tym, żeby stamtąd wyjść. 

Usiadłem obok Matze i Romana, były to jedne z niewielu osób z naszej drużyny, przy których czułem się komfortowo. Zawsze miałem problem z nawiązywaniem relacji z ludźmi. Nienawidziłem być w centrum zainteresowania. Kelnerzy powoli zaczęli roznosić posiłki, a ja odpowiadałem po raz kolejny na setkę pytań dotyczącą mojej kontuzji i tego jak się teraz czuję. Po kolacji nadszedł czas na tak zwaną część "rozrywkową". Już chciałem wyjść po angielsku, ale Matze zatrzymał mnie jednym spojrzeniem. Wiedziałem, że gdybym teraz próbował wstać mój przyjaciel zwróciłby na mnie uwagę całej drużyny. 

- Ho ho ho! Jestem Świętym Mikołajem - na scenę wyszedł ten słynny czerwony klaun z długą brodą i zaczął do nas mówić jak do pięcioletnich dzieci. Prawie jęknąłem z zażenowania, a moja chęć wyrwania się z tego miejsca z minuty na minutę stawała się coraz większa. 

- Każdy z was powinien pomyśleć teraz o swoim świątecznym życzeniu, które bez wątpienia spełnię - powiedział gość udający Mikołaja i na chwilę zamilkł, pewnie dając nam czas na przemyślenia. Na pewno je spełni? Pomyślałem kpiąco i od razu zażyczyłem sobie tego, żebym poznał kogoś kto zatrzęsie moim światem i sprawi, że zrozumiem czym jest miłość. 

Po chwili czerwony klaun zaczął śpiewać Snow is falling, a ja postanowiłem, że to już najwyższy czas się zwijać. Koledzy spojrzeli na mnie smutno, ale wiedzieli, że nie jestem typem imprezowicza, więc tylko pokiwali głowami i życzyli mi Wesołych Świąt, odpowiedziałem im tym samym i jak najszybciej opuściłem to miejsce. 

Wróciłem do domu parę minut przed północą. Chciałem wziąć prysznic i ogarnąć nieco mieszkanie, ale lenistwo wzięło nade mną górę, więc po prostu położyłem się na kanapie w salonie i włączyłem telewizor. Przez kolejne kilka minut przełączałem kanały, tylko po to, żeby zauważyć, że nie leci nic ciekawego. Ostatecznie zacząłem oglądać jakiś mecz ligi włoskiej, jednak nie pomogło to zagłuszyć dziwnego smutku, który wypełniał mnie od środka. 

Przebudziłem się słysząc dzwonek do drzwi. Musiałem zasnąć na kanapie. Mecz już się skończył, a głośny dźwięk reklam drażnił moje uszy. Wyłączyłem więc telewizor i udałem się do drzwi. Otworzyłem je ostrożnie, zważając na późną porę.

- Marco - wymamrotałem zaskoczony, widząc w progu mojego kolegę z drużyny. Blondyn był jedną z największych gwiazd Borussi. Nigdy nie spędzaliśmy ze sobą czasu po treningach. Poza boiskiem prawie nie zdarzało się nam rozmawiać. A jeżeli nawet wymieniliśmy ze sobą kilka słów to raczej w grupie kolegów z zespołu. Nie spodziewałem się, że Marco wie gdzie mieszkam - Co tutaj robisz? - zapytałem, gdy on tylko wpatrywał się we mnie niepewnie. Na jego ustach błąkał się lekki uśmiech, ale jego policzki były wyraźnie zarumienione. 

- Chciałem ci życzyć Wesołych Świąt - odpowiedział drżącym głosem, unikając mojego wzroku. Powiedzieć, że ta sytuacja była dziwna, to jakby nic nie powiedzieć. Marco był zawsze tym, na którego wszyscy patrzyliśmy z podziwem. Miał niepisaną pozycję lidera i w szatni i na boisku. A teraz stał w progu moich drzwi i wyglądał jakby zaraz miał zemdleć z zawstydzenia - To ja już pójdę - powiedział i już odwrócił się w kierunku schodów, gdy szybkim ruchem złapałem go za ramię. 

- No co ty, wejdź do środka, zapraszam - odparłem i uśmiechnąłem się ostrożnie, a blondyn niepewnie przekroczył próg mojego mieszkania, po czym zatrzymał się w przedpokoju, widocznie nie widząc co ma ze sobą zrobić. 

- Erik, przepraszam, ja nie wiem co sobie myślałem, ja... - patrzyłem na niego z lekkim rozbawieniem i zdziwieniem jednocześnie. Jak to możliwe, że sławny Marco Reus jest aż tak zdenerwowany tym, że przyszedł mi życzyć Wesołych Świąt? A może przyszedł po coś jeszcze? 

- Chodźmy do salonu, zrobię nam ciepłej herbaty i pogadamy - powiedziałem i uśmiechnąłem się do niego uspokajająco. Chciałem, żeby się nieco zrelaksował. Odpowiedział mi tylko niepewnym kiwnięciem głowy i udał się za mną. 

Gdy przyszedłem do dużego pokoju z dwoma kubkami w rękach, Marco siedział już na skraju mojej szarej kanapy. Kiedy mnie zobaczył, na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. 

- Erik, wiem, że to dziwnie wygląda, nie chciałem tak cię nachodzić o tak późnej porze, ale kiedy zobaczyłem, że już nie ma cię na imprezie to... po prostu chciałem cię jeszcze zobaczyć. 

- Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - zapytałem, nie wiedząc jak na razie zareagować na jego słowa. 

- Matze - odparł cicho i spojrzał na mnie niepewnie - Powiedział ci? 

- O czym? - zapytałem zaskoczony, czyżby mój przyjaciel miał przede mną jakieś tajemnice. 

- Niczego nie zauważyłeś? - odpowiedział pytaniem na pytanie, przysuwając się bliżej mnie. 

- Marco, o czym ty mówisz? - prawie pisnąłem, a blondyn podniósł dłoń i delikatnie przejechał po moim policzku. Instynktownie chciałem się od niego odsunąć, ale żadna komórka mojego ciała nie słuchała sygnałów mojego rozumu, bezczelnie poddając się każdemu dotykowi, który Marco chciał mi podarować. Pozwoliłem mu się zbliżyć jeszcze bardziej. 

- Nie mogę już dłużej trzymać się daleko od ciebie - wyznał i zanim zorientowałem się co się dzieje, jego usta odnalazły moje. Gorąco rozlało się po całym moim ciele, a moje serce zaszczebiotało radośnie, uwalniając się z ciasnej klatki, którą wokół niego zbudowałem przez ostatnie lata. Wargi blondyna niespiesznie poznawały moje ciało, a ja powoli, pocałunek po pocałunku pozbywałem się smutku i samotności, zamieniając je na miłość i pasję. 

***

Hej Kochani! 

Jeszcze w świątecznym klimacie 💛 Jeśli macie ochotę na drugą część z perspektywy Marco to dajcie znać.

Buziaki 💛

PS Już niedługo nowy Götzeus

PS2 Zostałam nominowana w konkursie na najlepsze piłkarskie opowiadanie organizowanym przez @bartralove, więc jeśli macie ochotę na mnie zagłosować to link znajdziecie w linku zewnętrznym.


another love - football storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz