Minęło kilka miesięcy, podczas których życie Mario toczyło się podobnym rytmem. W tygodniu studiował i pracował w pobliskiej kawiarni, a w weekendy spędzał czas głównie na nauce i oglądaniu futbolu. Zresztą wspólna pasja do piłki nożnej to jedyne, co poza pokojem, łączyło go z Marco. Zdarzało się nawet czasami, że razem ze swoim współlokatorem oglądali mecze i wymieniali się uwagami na temat poszczególnych zawodników. W takich chwilach, Mario łudził się nawet, że blondyn mógłby go kiedyś polubić. Jednak gdy tylko na horyzoncie pojawiali się znajomi chłopaka, brunet stawał się dla niego niewidzialny.
Mario łapał się na tym, że bardzo często myślał o blondynie. Starszy chłopak był jedyną osobą w Dortmundzie, którą nieco lepiej poznał. Brunet próbował sobie wmawiać, że to jest właśnie powód jego zainteresowania Marco, ale w głębi serca wiedział, że to były bzdury. Czuł, że dzień po dniu zakochiwał się w blondynie, choć miał świadomość jak bardzo to głupie i nierozsądne. Nie wiedział kiedy to się zaczęło. Może już pierwszego dnia. Może gdy tylko go zobaczył, to jego własne serce zabiło szybciej. A może stało się to później, w jakimś bliżej nieokreślonym momencie. Może uświadomił to sobie, gdy z zazdrością obserwował blondyna obściskującego się z piękną brunetką w pewien jesienny wieczór, a może wtedy kiedy Marco uśmiechnął się do niego porozumiewawczo, gdy oboje krytykowali zachowanie sędziego podczas ich piłkarskiego wieczoru.
Mario wiedział jednak, że cokolwiek głupiego zrodziło się w jego głowie czy raczej sercu, nie miał żadnych szans. Po pierwsze Marco zdecydowanie nie był gejem, po drugie nawet jeśli byłby gejem to i tak nie zwróciłby uwagi na bruneta. Młodszy chłopak na nic nie liczył. Nie planował nigdy nic wyznawać blondynowi. Wiedział, że jedyną możliwą opcją było ignorowanie tego uczucia, które niepostrzeżenie pojawiło się w jego sercu.
Zbliżał się okres Świąt Bożego Narodzenia. Uczelnia i akademik zostały przyozdobione choinkami i kiczowatymi ozdobami. Mario westchnął głęboko, widząc te okropne dekoracje. Sam nie wiedział, kiedy stracił radość ze świętowania, był pewien jednak wpływ na to mieli jego rodzice. Gdy miał 7 lat, razem z babcią przygotowali wigilijną kolację, do dziś pamięta jak bardzo był podekscytowany. Czekali tylko na jego rodziców. Nie przyjechali. Musieli zostać gdzieś zagranicą, podpisać kolejny milionowy kontrakt. Przez telefon powiedzieli, że nie opłacało im się wracać na te kilka dni do domu. Pamiętał, że przy babci nie uronił nawet jednej łzy, ale kiedy został sam w swojej sypialni, nie mógł się powstrzymać. Żaden prezent nie wynagrodził mu słów, które wtedy powiedzieli jego rodzice. Brunet pokiwał niechętnie głową przyglądając się po raz kolejny dekoracjom, po czym skierował się do swojego pokoju.
- Hej - rzucił na wejście i ze zdziwieniem spoglądał na Marco, który właśnie pakował swoją walizkę - Wybierasz się gdzieś? - zapytał, zanim tamten zdążył odpowiedzieć na przywitanie.
- Żartujesz sobie?!
- Nie - odpowiedział Götze, siadając na swoim łóżku i czekając na wyjaśnienia współlokatora.
- Mario, dzisiaj był ostatni dzień zajęć przed przerwą świąteczną, jak myślisz gdzie mógłbym jechać?
- Ale twoi rodzice mieszkają w Dortmundzie, przecież jeździsz do nich czasem w weekendy - odparł mechanicznie Mario, miał nadzieję, że blondyn zostanie z nim przez te kilka dni i dopiero na same święta pojedzie do domu.
- Starzy wynajęli mały domek w górach. Zaprosili kilka osób z rodziny, dziadków, moją siostrę z mężem i Nico, wujka z ciocią i dwóch moich kuzynów - wyjaśnił, uśmiechając się, jakby myśl o spędzeniu świąt w rodzinnym gronie wprawiała go w wyjątkowo dobry nastrój. Mario nawet nie mógł sobie przypomnieć jakie to uczucie jeść kolację ze swoimi bliskimi - A ty, kiedy jedziesz? - zapytał Marco, dopinając walizkę.
- Zostaję tutaj - mruknął brunet, unikając wzroku kolegi.
- Na całe święta? - upewniał się Marco, widocznie zaskoczony.
- Tak - odparł Mario, wyciągając telefon z kieszeni, żeby czymś zająć dłonie.
- Musisz pracować?
- Nie, dzisiaj miałem ostatnią zmianę przed nowym rokiem - przyznał, decydując się na szczerość.
- Dlaczego więc nie jedziesz do domu? Dlaczego nigdy nie jeździsz do domu? - zapytał stanowczo lecz jednocześnie delikatnie Marco. Jakby naprawdę chciał poznać prawdę, jednocześnie nie urażając młodszego chłopaka.
- Bo ja... - zaczął Mario, jąkając się przeciągle. Czuł dziwne, nieznane mu dotąd, pragnienie, żeby opowiedzieć Marco o wszystkim, żeby wyrzucić z siebie cały żal i smutek, które zbierały się w nim od tak wielu lat.
- Mario?
Marco podszedł do jego łóżka, po czym usiadł obok niego, wyciągnął z jego rąk telefon i odłożył na pobliską półkę. Następnie położył dłoń na ramieniu bruneta, co Mario odczytał jako gest wsparcia.
- Ja nie mam domu - wymamrotał w końcu brunet, wciąż unikając wzroku blondyna.
Marco przez chwilę nie reagował, jakby próbował zrozumieć słowa młodszego chłopaka. Jednak wciąż nie puszczał jego ramienia, co w dziwny sposób pomagało Mario uporać się z demonami przeszłości.
- Opowiesz mi? - zapytał po kilku minutach ciszy.
- To długa historia, nie chcę cię zatrzymywać - odparł, machając ręką, jakby jego życie nie było warte uwagi.
- Wyjeżdżam dopiero jutro - zaoponował blondyn.
- To i tak... ja nie wiem, czy to...
- Powiedz mi tylko tyle ile chcesz. To może ci pomóc. Jako przyszły psycholog powinieneś coś o tym wiedzieć - rzucił, zmieniając na chwilę ton głosu na nieco lżejszy. Mario uśmiechnął się do niego niepewnie. Nigdy nikomu o tym nie opowiadał. Nie był przekonany, że to dobry wybór.
- Marco, ja...
- Możesz mi zaufać - przerwał mu blondyn, patrząc na niego z zainteresowaniem.
- No dobrze - zgodził się Mario, po czym łamiącym głosem zaczął opowiadać swoją historię od początku. Wspomniał o swoim dzieciństwie w Monachium, o bogatych rodzicach, którzy osiągali wyjątkowe wyniki w biznesie i często zapominali o tym, że ktoś taki jak Mario w ogóle istniał, o kochanej babci, która niedawno zmarła, o pustym domu, o strachu przed ludźmi, o samotności, o myślach samobójczych i fobii społecznej.
W połowie opowiadania swojej historii Mario zaczął płakać, skrywane przez lata emocje wreszcie wyszły na światło dzienne. Zaczęło się na jednej łzie, a skończyło się na prawdziwym potoku. Marco słuchał go uważnie, na jego twarzy malowało się coś pomiędzy współczuciem a niedowierzaniem. Kiedy Mario skończył, blondyn niespodziewanie objął go swoimi ramionami. Ciepły uścisk zupełnie zaskoczył bruneta. Tak dawno nie był tak blisko żadnego człowieka i chyba tylko to mogło wytłumaczyć jego reakcję, kiedy mocno wtulił się w Marco, przyciągając go gorączkowo bliżej siebie, chowając jednocześnie głowę, w zagłębieniu szyi blondyna.
Dopiero po chwili zorientował się co tak naprawdę zrobił. Czuł jak wstyd i zażenowanie malowały czerwone plamy na jego policzkach. Wiedział, że powinien się odsunąć, ale chciał choć przez jeszcze przez moment, czuć wsparcie i bezpieczeństwo, które dawały mu ciepłe ramiona blondyna.
- Spakuj się - powiedział nieco zachrypniętym głosem Marco.
- Co?! - zapytał zdezorientowany brunet, odsuwając się od blondyna - Chcesz, żebym się wyprowadził?
- Oszalałeś?! - krzyknął zupełnie zbity z tropu Marco - Jedziemy razem na święta w górach!
***
Hej Kochani!
Miło mi, że to opowiadanie spotkało się z tak miłym przyjęciem.
Mam nadzieję, że nie jest zbyt ckliwie.
Buziaki!
CZYTASZ
another love - football stories
FanfictionKrótsze i dłuższe opowiadania ze świata piłki nożnej.