To bolało. Bolało bardziej niż chciał się do tego przyznać. Dużo bardziej niż powinno. Marco wytarł pot z czoła, czując przeszywający go dreszcz.
Robert grał świetnie. Biła od niego pewność siebie. Za to Marco z każdą minutą tracił nadzieję. Już wiedział, że nie ma szans na odrobienie strat. W pewnym momencie nie wytrzymał. Kiedy Polak po raz kolejny przejął piłkę, blondyn sfaulował go w geście bezsilności i frustracji. Polak upadł na ziemię, przekręcając głowę i ze zdziwieniem zauważył, że popchnął go nie kto inny, tylko jego były... były przyjaciel. Podniósł się i podszedł do arbitra, który rozmawiał już z blondynem, potępiając jego agresywną grę.
Marco przeniósł wzrok na bruneta, który żalił się sędziemu na to, że ciągle jest faulowany. Ich oczy na chwilę się spotkały. To była tylko sekunda, ale blondyn wiedział, że Polak poczuł się w jakiś sposób zdradzony. Jego faul był głupi, niepotrzebny, może nawet infantylny, ale nie mógł się powstrzymać. Było w nim tak wiele złych emocji. Jeden z najważniejszych meczy w sezonie okazał się zupełną katastrofą.
Do końca meczu próbował utrzymać koncentrację, ale nic to nie dało. Porażkę przypieczętował drugi gol Roberta w ostatnich minutach. 5:0 na tablicy wyników wydawało się większe niż kiedykolwiek wcześniej. Końcowy gwizdek przyniósł Marco ulgę. Chciał wejść do szatni i ukryć się przed światem. Miał wrażenie, że gracze Bayernu uśmiechają się do niego prześmiewczo. Chciał im przyłożyć, ale zamiast tego wymieniał beznamiętne uściski, nie siląc się nawet na mały uśmiech. Nie było sensu udawać.
- Marco! - usłyszał głos, który rozpoznałby nawet na końcu świata, ale nie odwrócił się, uparcie idąc w kierunku sędziego - Marco! - ponownie zawołał Robert, nie zostawiając mu tym razem wyboru. Blondyn odwrócił się w kierunku bruneta i na kilka sekund zatopił się w jego ramionach. Znajomy zapach przywołał wspomnienia, chwile, które z jednej strony chciałby zapomnieć, a z drugiej pamiętać do końca życia.
Marco był zdziwiony, gdy Polak szybko zakończył uścisk i nie zwracając już dłużej na niego uwagi, zaczął dziękować innym za grę. Blondyn czuł bijące szybciej serce, nigdy nie potrafił opanować emocji, będąc tak blisko Roberta.
Zmuszono go do udzielenia wywiadu, który był wyjątkowo trudny, Marco nie miał pojęcia co mógłby powiedzieć swoim fanom. Wiedział, że cała drużyna zawiodła, nie było sensu wymieniać winnych tej katastrofy.
W szatni było cicho. Zdecydowanie ciszej niż zazwyczaj, nawet po przegranych meczach. Z reguły dyskutowali, mówili o niewykorzystanych szansach czy kontrowersyjnych decyzjach sędziego. Dzisiaj jednak nie mogło być mowy o niesprawiedliwości. Przegrali w sposób katastrofalny i chyba wszystkim brakowało słów, żeby to jakoś wytłumaczyć.
Wyszedł z szatni pierwszy. Nie mógł znieść tej grobowej atmosfery. Chciał wrócić do hotelu, rzucić się na łóżko i wykrzyczeć całą frustrację w poduszkę.
- Marco? - znów ten sam głos, ten sam, który jeszcze nie tak bardzo dawno był tym najważniejszym.
- Nie mam ochoty na pogaduszki, Lewy - rzucił ostrzej niż zamierzał. Wiedział, że jutro będzie żałował swojego zachowania. Robert był dzisiaj po prostu sportowo lepszy. Poza tym nie zrobił nic co zasługiwało na taką reakcję z jego strony. Nie naśmiewał się z niego, nie porównywał, nie komentował jego fatalnej gry. Mimo to Marco czuł się zirytowany. Chciał wygrać, albo chociaż przegrać po walce.
- Chciałem tylko pogadać, nie musisz reagować w taki sposób, znamy się nie od dzisiaj - powiedział, z dziwnie zrezygnowanym wyrazem twarzy.
- Więc powinieneś wiedzieć, że porażki sprawiają, że nie jestem zbyt towarzyski - mruknął blondyn, czując jednak, że jego policzki nieco się rumienią. Miał świadomość, że zachowuje się jak idiota, ale nie potrafił nic na to poradzić. Przy Polaku zawsze tracił rozum.
- Rozumiem - odparł Lewy, przyglądając się uważnie przyjacielowi z byłej drużyny. Jego niebieskie oczy wydawały się lekko matowe - Trzymaj się, Marco - powiedział, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku kolegów z Bayernu.
- Lewy? - rzucił blondyn, chcąc zatrzymać Polaka na jeszcze jedną krótką chwilę.
- Tak? - zapytał Robert z nadzieją w głosie, odwracając się do Marco.
- Świetny mecz - przyznał blondyn. Robert uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi, po czym podszedł do Marco i nie pytając go o zgodę przytulił go do siebie. Nie przypominało to grzecznościowego uścisku jaki wymienili na boisku po zakończonym meczu, a raczej było bliskie pożegnaniu na lotnisku pary, która kocha się nad życie, a mimo to musi się rozstać na długie miesiące.
- Pamiętaj, że jestem - mruknął Polak, odsuwając się nieco od blondyna.
- Wiem - odpowiedział jedynie Marco, nie potrafiąc sobie poradzić z mnogością uczuć w swojej głowie.
- Pójdę już - rzucił Robert, a blondyn po raz kolejny obserwował jak miłość jego życia odchodzi od niego, zostawiając go samego ze złamanym sercem.
***
Hej Kochani!
Taki mały shocik inspirowany wczorajszym meczem.
Buziaki!
CZYTASZ
another love - football stories
FanficKrótsze i dłuższe opowiadania ze świata piłki nożnej.