Lewandowski x Reus - The assistant (Part 1)

462 52 6
                                    


Marco opadł zmęczony na kanapę, nie zadając sobie trudu, żeby choćby ściągnąć z siebie wyjątkowo niewygodny garnitur. W tym stanie jednak nic już go nie obchodziło. Max, mały labrador, który był chyba jego jedynym przyjacielem, usadowił się na miejscu obok swojego właściciela, opierając swój pyszczek na jego brzuchu.

- Hej Maxiu - mruknął blondyn, przesuwając leniwie palcami po sierści swojego czworonoga - Znów spotkałem dzisiaj tego buca. Mój szef nie mógł dojechać na spotkanie i wysłał mnie w zamian. Nie muszę ci tłumaczyć, że ten cały Lewandowski, wielka gwiazda, nie ucieszył się zbytnio gdy mnie zobaczył.

Marco poczuł ścisk w brzuchu na wspomnienie wyrazu twarzy bruneta, kiedy zorientował się, że zamiast jego agenta na spotkaniu pojawił się on. Lewandowski podszedł do niego ze skwaszoną miną i podając mu niedbale dłoń, rzucił mu aroganckie spojrzenie. Blondyn czuł jak jego wnętrzności przekręcały się na widok płonących niebieskich oczu. 

- Znów ciebie przysłał? - prychnął zdegustowany, jakby spotkanie z Marco było prawie uwłaczające dla tak wielkiej sławy. Reus chciał mu odpowiedzieć, że powinien schować swoje wybujałe ego do kieszeni, ale zbyt mocno zależało na tej pracy, żeby wszystko zaprzepaścić dla głupiego, polskiego buca. Lewandowski może był królem strzelców Bundesligii, ale był również wyjątkowo nieprzyjemnym człowiekiem. 

- Pini Zahavi miał wczoraj ważne spotkanie w Londynie, a jego dzisiejszy lot się opóźnił i nie dał rady dotrzeć, mam nadzieję, że uda mi się go godnie zastąpić - odpowiedział blondyn, siląc się na uprzejmy ton i wymuszając uśmiech. 

- Nie szczerz się tak - mruknął Lewandowski, patrząc na Marco z wyraźnym uczuciem wyższości. 

- Dlaczego chciał się pan spotkać? - zapytał, ignorując uwagę Polaka.

- Chciałbym przedyskutować mój udział w kampaniach reklamowych, mam wrażenie, że ostatnio trochę tego wszystkiego za dużo, ponadto potrzebuję chwili odpoczynku. Chciałbym wyjechać do mojego domku w górach, odetnę się od świata, Internetu, hejterów. 

- Kiedy? 

- Jak najszybciej, prawdopodobnie jeszcze dzisiaj wieczorem, albo jutro rano. Nie będzie mnie przez kilka dni. Przygotowałem moje komentarze na temat tych kampanii - powiedział wyciągając teczkę z dokumentami - Chciałem omówić to wszystko z Pinim, ale skoro nie dał rady przyjść, to przekaż mu te papiery - dodał, rzucając je na stolik w teatralnym geście, po czym wstał i wyszedł z kawiarni, nie żegnając się nawet ze zdezorientowanym Marco. 

Blondyn zatrząsł się na wspomnienie niefortunnego spotkania, a Maxio zaskomlał, jakby chciał pocieszyć swojego pana. Chłopak uśmiechnął się do swojego przyjaciela, ciesząc się wreszcie domową atmosferą. Po chwili włączył telewizor i zaczął szukać czegoś ciekawego do oglądania, kiedy usłyszał niepokojący dzwonek telefonu. Ten dźwięk przyporządkowany był jedynie do jego szefa, który prawie nigdy do niego nie dzwonił. 

- Dobry wieczór - powiedział zdenerwowany, zaczął tę pracę dopiero kilka tygodni temu i piekielnie bał się, że zostanie zwolniony. Od razu przypomniał sobie dzisiejsze spotkanie z Lewandowskim i przestraszył się, że polski napastnik naskarżył na jego usługi. 

- Potrzebuję kilku podpisów Roberta i... - oznajmił Pini, nie siląc się na żadne powitanie. Chyba w piłkarskim świecie grzeczność nie była priorytetem. 

- Miał pojechać do swojego domku w górach, wróci za kilka dni - przerwał szefowi, słysząc swoje głośno bijące serce. Nie wiedział dlaczego tak się denerwuje, przecież nie zrobił nic złego. 

- Wiem, dlatego właśnie dzwonię do Ciebie - odparł, wyraźnie niezadowolony, że ktoś mu przerywa - Musisz do niego pojechać, przesłałem ci adres i dokumenty do wydrukowania mailem. Będziemy w kontakcie - dodał, po czym po prostu się rozłączył. 

Blondyn poczuł jak krew odpływa mu z twarzy. Naprawdę miał pojechać do górskiej posiadłości Lewandowskiego i przerywać jego wypoczynek? Był pewien, że Polak ostatecznie go za to znienawidzi, jeśli już tego nie zrobił. 

Max rzucił mu współczujące spojrzenie, jakby dokładnie rozumiał przez co przechodził jego pan. 

- Zawiozę cię do mojej siostry na weekend - powiedział, a pies pokiwał głową, pokornie zgadzając się na propozycję Marco. 

Kilka godzin później Marco był już w drodze. Jechał krętymi, górskim drogami, czując, że zaczyna mu się kręcić w głowie. Na zewnątrz było już zupełnie ciemno, a co gorsza zaczął jeszcze padać śnieg. Blondyn próbował jeszcze przekonać szefa, że może powinien poczekać do poniedziałku, ale Pini by nieugięty, mówiąc, że potrzebuje tych papierów na wczoraj. 

Kiedy w końcu blondyn dojechał na miejsce było około pierwszej w nocy. Dom bruneta był wyjątkowo skromny  i przypominał raczej prostą góralską chatę aniżeli posiadłość jednego z najlepszych piłkarzy na świecie. 

Marco zastanawiał się czy nie powinien chociażby poczekać do rana, ale noc w samochodzie przy lekkim mrozie nie wydawała się najlepszym pomysłem. Wyszedł z auta, próbując zebrać się w sobie. Zadzwonił do drzwi, czując jak serce wyrywa mu się z piersi. Wiedział, że Lewandowski prawdopodobnie będzie na niego wściekły, on sam, mimo swojego łagodnego charakteru, nie byłby zachwycony, gdyby ktoś składał mu wizytę w środku nocy. 

Po kilku chwilach drzwi się lekko otworzyły a Polak wysunął głowę przez próg. 

- Co ty tu do cholery robisz?! - krzyknął wyraźnie zirytowany.

- Pini potrzebuje kilku twoich podpisów - wyznał cicho Marco, uciekając wzrokiem. Robert zachowywał się dokładnie tak jak się tego spodziewał, ale w połączeniu ze zmęczeniem i przeraźliwym mrozem blondyn miał ochotę się rozpłakać. 

- O tej porze?! 

- Przep-ra-sz-am - wymamrotał Marco, trzęsąc się z zimna, wciąż gorączkowo wpatrując się w podłogę, żeby nie dać się ponieść rozdzierającym go emocjom. 

- Wejdź do środka - powiedział już zdecydowanie łagodniejszym tonem Robert, otwierając szerzej drzwi. Marco uniósł wzrok i spojrzał na Polaka z wyraźną wdzięcznością w oczach.

- Dziękuję - mruknął niepewnie, przekraczając próg domu. 

- Rozbierz się, a ja przygotuję ci ciepłej herbaty - zaproponował Robert, sprawiając, że Marco spojrzał na niego zaszokowany. Jeszcze nigdy nic co powiedział Polak nie było aż tak przyjazne i  w dziwny sposób normalne. 

- Nie musisz robić sobie kłopotu, ja przyszedłem tylko na chwilkę - powiedział cicho, z jednej strony chcąc jak najszybciej opuścić ten dom, a z drugiej marzył o tym, żeby usiąść na kanapie w tym przytulnym salonie, który kątem oka dostrzegał z przedpokoju i wypić herbatę w towarzystwie bucowatego lecz przystojnego Polaka. 

- Chcesz wracać w tę śnieżycę? - zapytał Robert, jakby ten pomysł wydał mu się idiotyczny. 

- Wolę wracać niż spać w samochodzie - odparł blondyn, wciąż trzęsąc się nieco z zimna. 

- Mam pokój gościnny, możesz zostać na noc - zaproponował niespodziewanie Polak, uśmiechając się ostrożnie, jakby nieco z politowaniem do oniemiałego Marco. 

***

Cześć Kochani!

Mam pomysł na taką krótką serię leweusa. 

Jeśli Wam się spodoba napiszę kolejne części. 

Buziaki!

another love - football storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz