Lewandowski x Reus - Too late?

561 44 13
                                    


Robert wreszcie zebrał się na odwagę. Ania z Klarą wyjechały do Polski, a on mógł bez problemów i zbędnych tłumaczeń wyskoczyć na chwilę do Dortmundu. Nie stęsknił się bynajmniej za samym miastem. Tak naprawdę to nigdy za nim nie przepadał. Monachium było zdecydowanie piękniejsze i oferowało więcej możliwości. 

Ponad sześciogodzinna jazda samochodem do miejsca, w którym rozpoczęła się jego zagraniczna, piłkarska kariera, dała mu szansę na chwilę refleksji. Czy robił dobrze jadąc do Dortmundu? Ależ skąd! Wiedział o tym i on, i każdy komu opowiedziałby swoją historię. Jedyne co krzyczało gorączkowo i zachęcało go do kontynuowania trasy było jego serce, które radośnie biło w jego piersi, niezmiernie ciesząc się z decyzji jaką wreszcie zdecydował się podjąć piłkarz.

Robert podjechał pod znany mu adres. Nie zadzwonił wcześniej. Nie umówił się na spotkanie. Zadzwonił domofonem trzy razy, jak to miał w zwyczaju. Chwilę później na małych schodkach przed domem pojawił się nie kto inny jak Marco Reus. Niemiecki piłkarz przyglądał się Robertowi tak jakby zobaczył ducha. Miał na sobie luźne dresowe spodnie i zwykły biały t-shirt. Jego włosy były w zupełnym nieładzie i w żaden sposób nie przypominały fryzury, którą z reguły podziwiali jego fani. 

Po chwili pierwszego szoku, blondyn podszedł do bramki i otworzył drzwi. Robert wszedł do środka, uśmiechając się ostrożnie do swojego przyjaciela. 

- Co ty tu robisz? - zapytał niepewnie Marco, widocznie nieprzygotowany na wizytę Lewandowskiego.

- Sam nie wiem - przyznał szczerze Robert, witając się z blondynem w ich tradycyjny sposób. Polaka za każdym razem wzrusza to, że Marco wciąż pamięta, że wciąż w jego głowie jest kawałek miejsca, które zajmuje Robert.

- Zaparkuj samochód w moim garażu, zanim ktoś zacznie coś podejrzewać - zaproponował Marco, a brunet tylko pokiwał głową, wracając do samochodu i przejeżdżając przez dopiero co otwartą bramę. 

Weszli do domu blondyna w milczeniu. Robert znał to miejsce lepiej niż dobrze, swego czasu bywał tu wyjątkowo często. Bez pytania udał się do dużego, przestronnego salonu. Reus pokazał ręką na kanapę, sugerując, żeby Polak usiadł. 

- Chcesz się czegoś napić? - zapytał blondyn.

- Wody - powiedział jedynie Robert, niepewnie rozglądając się po znajomym wnętrzu. Marco wrócił do pokoju, podając szklankę brunetowi. Polak jedynie kiwnął głową w geście podziękowania, po czym od razu upił łyk wody czując suchość w gardle. 

- Po co przyjechałeś? - zapytał nieco już chyba zirytowany tą sytuacją Marco. 

- Chciałem cię zobaczyć - odpowiedział szczerze Lewy, zerkając tylko na chwilę w oczy blondyna. 

- Chciałeś mnie zobaczyć?! - prychnął  z niedowierzaniem Reus, śmiejąc się krótko z tych słów, jednak w jego śmiechu było więcej bólu niż radości.

- Wiem, że też to czujesz, choć próbujesz to ukrywać - odparł Robert, niezrażony reakcją przyjaciela. 

- Co czuję, Lewy? Powiedz mi, skoro twierdzisz, że wiesz! - powiedział wyzywającym tonem, coraz bardziej zdenerwowany Marco. Im bardziej Niemiec się denerwował, tym bardziej Robert zyskiwał pewność, że blondyn również coś do niego czuje. 

- Tęsknisz - odparł krótko Robert, przyglądając się uważnie reakcji blondyna. Młodszy chłopak widocznie chciał zaprzeczyć, ale gdy tylko spojrzał na Polaka, wiedział, że to nie ma sensu. 

Nic nie odpowiadając, wstał z kanapy i podszedł do dużego okna. Spojrzał na swój starannie wypielęgnowany ogród. Przypomniał sobie jak kilka lat temu, w tym miejscu grał z Robertem w piłkę. Można by pomyśleć, że zawodowi piłkarze nie mieliby na to ochoty w dniu wolnym od treningów, ale oni oboje kochali grać w piłkę. Wciąż czuli radość wychodząc na boisko. Nieprzerwanie od kilkudziesięciu już lat. 

another love - football storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz