Lewandowski x Reus - The assistant (Part 6)

397 43 5
                                    


Marco spuścił wzrok na podłogę, zawstydzony swoją propozycją, jednak nie cofnął swoich słów i z napięciem czekał na reakcję Roberta. Miał świadomość, że pewnie piłkarz wyśmieje jego ofertę, bo w końcu, która światowa gwiazda chciałaby spędzić Wigilię ze swoim asystentem i jego psem. 

- Nie jedziesz do rodziny? - zapytał zdziwiony Lewandowski, nie zdradzając co myśli o propozycji blondyna. 

- Moi rodzice mieszkają w Kanadzie, widujemy się raz w roku, latem, a moja siostra jedzie do rodziny męża - dodał, dopiero teraz zdając sobie sprawę  jak bardzo żałosne było jego życie. Nie miał nikogo z kim mógłby spędzić najważniejsze święta w roku. Do tej pory starał się w ogóle o tym nie myśleć, był pochłonięty pracą, ale teraz rzeczywistość uderzyła go z podwójną siłą. 

- Miałeś zamiar spędzać święta sam? - Robert był wyraźnie zaskoczony. 

- Mam psa - mruknął cicho Marco, na co Polak zaśmiał się krótko.

-  Czemu nic nie powiedziałeś? Mogłeś pojechać ze mną do Polski - powiedział brunet, zupełnie szokując swoimi słowami Reusa. 

- Co?! Ja z tobą i z twoją rodziną?! - zapytał, jakby ta propozycja byłaby absurdalna.

- Czemu nie? - odpowiedział, uśmiechając się szelmowsko, co przyczyniło się do pojawienia się nieuzasadnionych rumieńców na policzkach.

- Bo... bo... jest przynajmniej tysiąc powodów na przykład to, że jesteś moim szefem albo to, że nie miałbym co zrobić z Maxiem, albo to, że nie znam ani jednego słowa w twoim języku, albo to, że jesteś wielką gwiazdą, a ja... - Marco przerwał bo Robert zbliżył się do niego tak bardzo, że chłopak miał wrażenie, że brunet znowu go pocałuje. Tym razem jednak piłkarz jedynie mu się przyglądał, jednak to wystarczyło, żeby Reus czuł dreszcze na całym ciele. 

- Pozwól, że nie będę komentować tych bzdurnych powodów, które mógłbym obalić w kilka sekund. Wolisz zostać tutaj czy chcesz spędzić Wigilię w swoim domu? 

- Coo? Czyli się zgadzasz, żeby dzisiaj...? - wymamrotał zaskoczony blondyn. 

- Ja jestem sam, ty jesteś sam...

- O wypraszam to sobie, ja mam chociaż psa! - przerwał Polakowi Marco, próbując się z nim trochę podroczyć. Zawsze obawiał się takich żartów z Robertem bo często brunet kwitował je spojrzeniem pewnym pogardy. Tym razem jednak zaśmiał się krótko razem ze swoim asystentem, sprawiając, że ten na dźwięk śmiechu chłopaka poczuł motyle w brzuchu.

- Oj ty! - powiedział żartobliwie Robert, pozwalając sobie na szczery uśmiech.

- A odpowiadając na twoje pytanie to muszę pojechać po Maxia, więc jeśli chcesz możesz przyjechać do mnie - zaproponował nieśmiało, wciąż nie wierząc, że znany piłkarz na serio rozważał jego propozycję. 

- To pojedź po Maxia i wróć tutaj, a ja w tym czasie zrobię zakupy i przygotuję coś do jedzenia - powiedział, wprawiając Marco w osłupienie.

- Chcesz sam gotować?! 

- Myślisz, że nie potrafię? - zapytał rozbawiony Robert, mrugając do niego wyzywająco - Challenge accepted - dodał - Poza tym, w drodze po Maxia wypróbujesz swój prezent i sprawdzisz czy ci się podoba. 

- Robert, to luksusowy samochód! Nie ma szans, żeby mi się nie spodobał! - wykrzyczał wyraźnie podekscytowany Marco, który nie mógł uwierzyć w to jak dziwnie potoczyły się wydarzenia tego wieczora. Polak odpowiedział mu jedynie uśmiechem, który chyba mówił jednak więcej niż tysiąc słów. 

Całą drogę do swojego mieszkania i z powrotem do domu Marco czuł przyspieszone bicie serca, adrenalina w nim buzowała. Właśnie jechał luksusowym autem za pół miliona euro po ulicach Monachium na Wigilię z najlepszym strzelcem Bundesligii. Maxio poszczekiwał cicho, wyraźnie również zadowolony z nowego pojazdu. Był pewien, że pies będzie jeszcze bardziej wniebowzięty jak zobaczy bruneta, którego ostatnio nie opuszczał nawet na krok. 

Kiedy stał pod drzwiami domu, poczuł nagłą nerwowość. Nie był pewien jak powinien się zachowywać, czy w dobrym guście było skrócić dystans, czy raczej lepiej by było gdyby ich relacja pozostała profesjonalna? Nie mógł się nad tym długo zastanawiać, bo po chwili Robert otworzył drzwi, zapraszając ich do środka. 

Maxio od razu skoczył na Polaka, który zaśmiał się, witając się z labradorem, po czym zabrał płaszcz z rąk Marco. Mężczyźni wymienili krótkie lecz znaczące spojrzenie. Ich oczy błyszczały magicznym blaskiem. 

Blondyn dziwnie się czuł, kiedy wszedł do prywatnej części domu Roberta. Bywał w niej bardzo rzadko, tylko wtedy gdy musiał przekazać piłkarzowi coś wyjątkowo ważnego, co nie mogło czekać. 

Zaskoczył go wyjątkowo starannie nakryty stół, na którym nie brakowało świątecznych potraw. Robert przygotował również karmę dla Maxia i miskę z wodą. Marco uśmiechnął się z wdzięcznością. 

- Kiedy zdążyłeś to wszystko przygotować? - zapytał zaskoczony. 

- Jestem dobry w organizacji czasu - odparł rozbawiony, patrząc na Marco dłużej niż uznawane za przyzwoite. Blondyn zarumienił się, spuszczając wzrok na talerz. 

***

Cześć Kochani!

Napiszcie mi proszę co sądzicie o tym opowiadaniu, myślę, że ukażą się jeszcze 2 może 3 rozdziały. 

 Niedługo postaram się napisać też coś zupełnie nowego. 

Buziaki. 


another love - football storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz