Jak co rano mija mnie pani z kwiaciarni i chłopak z korporacji, dziś do porannych klientów dołącza młoda ruda dziewczyna z mężem, zapewne blogerka, bo mąż robi jej kilkanaście zdjęć w środku lokalu, a nie wyglądają na turystów. Zamawiają śniadanie i kawę, siadają na zewnątrz po mojej lewej.
Biedny Tom, zajęli mu stolik, choć nieobecności stalkerek, może oznaczać, że po prostu wyjechał z Londynu. Dziś też nie dzwoni do mnie Rogalska, staramy się rozmawiać kilka razy w tygodniu, ale na pewno nie codziennie. Włączam kolejny raz składankę moich ulubionych piosenek Eda Sheerana i uwiadamiam sobie, że cierpię na niedobór nowej muzyki.
Jeszcze raz rozglądam się po ludziach w kawiarni i w końcu wracam do pisania rozdziału, nie mając nawet ochoty na przeglądanie dziś social mediów. Czasem nie miałam ochoty nawet na internetowe interakcje z innymi ludźmi.
Ku mojemu zaskoczeniu, Tom pojawia się wyjątkowo wcześnie, ma na sobie lekko znoszony już dres, jest spocony i na pewno nie zdążył wpaść do domu, by ogarnąć się po porannym bieganiu swoją ulubioną trasą wokół parku.
Może też spróbowałabym iść za radą mojej rodzicielki i spróbować wysiłku fizycznego zamiast wina? Nie. To bez sensu, stres zjada mi wystarczająco kalorii, by spodnie, w których tu przyjechałam, zaczęły spadać i tylko dziękuję bogu, że w cyckach ilość centymetrów pozostaje bez zmian.
– Cześć. – Mówię, kiedy Hiddleston mija mój stolik i chyba mnie nie zauważa, pogrążony w swoich myślach.
Albo Twoje włosy związane w niedbałym kok, wyglądają dużo gorzej, niż Ci się wydawało rano, jak toczyłaś nierówną walkę czy spać dłużej, czy je umyć. Mogłabyś je w końcu ufarbować, brązowe odrosty przy czarnych włosach to mocna wiocha. Mruczy do mnie moja podświadomość, a ja wzdycham lekko i spoglądam na Toma po raz kolejny
Cóż Panie Idealny, ty też nie wyglądasz najpiękniej po tych kilkunastu przebiegniętych kilometrach.
– Och, cześć – odpowiada po chwili, wyrwany z zadumy i uśmiecha się szeroko na mój widok, zanim zniknie we wnętrzu lokalu.
Kogo ja oszukuję, te kości policzkowe nie mogą wyglądać źle.
Odpalam papierosa, kolejny paskudny nałóg, którego moja mama nie pochwala. Kolejny argument w jej talii „przyjedź do nas"'. Mogę mieć dwadzieścia osiem lat, ale dla niej nadal będę zapłakaną czternastolatką.
Skup się, książka, wracaj do Anki i Scotta, oni Cię potrzebują, potrzebują swojego happy endu. Przytakuję samej sobie w myślach i po chwili na nowo zapadam się całkowicie w mój wymyślony świat i nie zauważam kompletnie, skąd wzięła się koło mnie druga kawa, to jeszcze na nią nie pora, ale nieświadomie wypiłam ją już do połowy, więc ta druga nie zrobi mi różnicy.
Wysoki aktor zniknął, podobnie jak ruda dziewczyna z mężem. Popołudniową klientelę znam mniej, ale póki palce same płyną po klawiaturze, nie będę wychodzić. Robię to dopiero, kiedy zmusza mnie do tego żołądek, wchodzę do Tesco po podstawowe zakupy i w mieszkaniu gotuję zupę z kukurydzy. Zabijam czas, próbuję ćwiczyć własną rutynę i nie zamykać się w domu, tak jak każę mi matka. Więc po obiedzie zabieram tablet, stary chleb i jadę do St James Park.
Chodzę bez celu, podkarmiając wiewiórki i ptaki w tłumie turystów, a w końcu zalegam na trawie i odpalam książkę na tablecie. Kilka godzin czytam o dilerze narkotyków w Warszawie, aż niebo zaczyna się chmurzyć i rozumiem, że najwyższy czas wracać do domu.
Czas dodzwonić się do mamy. Wybieram jej profil, kiedy siadam na materacu z kolejną miską zupy i pierwszym kieliszkiem wina.
– Cześć Kochanie – mówi moja matka wyjątkowo ciepłym głosem. – Kamila jest ze mną. – Na widok mojej młodszej siostry moja wewnętrzna betonowa konstrukcja się rozpada. Tęsknię za nią do żywego.
CZYTASZ
may I feel? • T.H
FanficTrochę jak kot codziennie wybieram to samo miejsce z widokiem na park, grzeje się w ciepłe słońca, kawy i londyńskiej jesieni. Tu najłatwiej mi się skupić, siedząc samotnie w tłumie, gdy piszę kolejne szczęśliwe zakończenie. Dlatego, że szczęśliwe z...