Cały piekielnie długi lot do Australii przesypiam utulona do snu przez końską dawkę leków uspokajających. Gdy ostatnie dni na Hawajach były dla mnie spełnieniem marzeń, wypełnionym jego uśmiechem, słońcem, drinkami z ludźmi przy których czułam się coraz swobodniej i białym piaskiem na plaży, tak już przy pakowaniu walizki było mi niedobrze. Tom chodził zdenerwowany przed spotkaniem w Sydney i chyba trochę tym, że lecę tam z nimi i może nie mówił tego wprost, ja wyczuwałam, że wymaga ode mnie... więcej. Koniec z potarganymi włosami i zwiewnymi sukienkami, a to wpędzało mnie w poczucie, że kolejny raz jestem jak nowy samochód, którym trzeba się pochwalić. A presja nie jest tym, co oddziałuje na mnie w jakikolwiek sposób pozytywnie.
Na lotnisku atakują nas dziennikarze, przekrzykują nasze imiona, a ja chowam zmęczone oczy za dużymi okularami przeciwsłonecznymi i z wymuszonym lekkim uśmiechem idę za nimi.
– Mark, Jeff i Tessa też już są, reszta obsady dojedzie dzisiaj. Jutro rano startujemy o dziesiątej w sali konferencyjnej, a jak skończycie, ma być impreza i następnego dnia spotkacie się koło południa. Dwie godzinki, w porywach do sześciu i o północy wylatujemy do domu – dyktuje z pamięci Luke, gdy jesteśmy już w hotelowej windzie. Zaraz po przekroczeniu progu pokoju, robię dokładnie to samo co ostatnio, czyli padam na łóżko, pozwalając im się krzątać, rozpakowując rzeczy.
– Idziemy coś zjeść? – pyta Luke, siadając obok mnie na łóżku.
– Ja odpadam – mruczę pod nosem, Tom słysząc to, wzdycha głośno, a jego manager wychodzi z pokoju bez słowa.
– Co się znów dzieje Kochanie? – pyta, kryjąc nieudolnie irytację.
– Jestem nieprzytomna ze zmęczenia, jest mi niedobrze po jedzeniu w samolocie i chciałabym zostać tu, gdzie jestem.
– Zjedz ze mną kolacje – mówi, całując moje ramię i wstaje po coś do walizki, z której wyjmuje moją prostą, granatową sukienkę w cytryny. – Możesz włożyć swoją głupią sukienkę.
Kiedy przed wyjazdem widział, jak ją pakowałam, stwierdził, że jest okropna i dlatego teraz, jego protekcjonalne pozwolenie, na ubranie się w to, w co mam ochotę, doprowadza mnie do szału.
– Dziękuję, że mam Twoją zgodę – warczę, wyciągając z bagażu lokówkę i kosmetyczkę – Dlaczego nie możemy zjeść w pokoju?
– Mam ochotę zjeść na dole?
– Dlaczego nie mogę iść w spodniach i podkoszulku?
– Na dole jest Mark i Tessa... – zaczyna, ale w końcu wzdycha ostentacyjnie. – Z resztą możesz iść, w czym chcesz.
– Nie lubię tego Thomas, nie podoba mi się, że decydujesz za mnie.
– Ty wymagasz ode mnie miliona rzeczy, a ja nie mogę od Ciebie niczego wymagać?
– Czego niby od Ciebie wymagam? Co jest dla Ciebie takie trudne? – pytam, spoglądając mu prosto w oczy, jednak Tom oczywiście, nie jest mi w stanie odpowiedzieć i tylko w milczeniu zaczyna zmieniać koszulę, a ja zatrzaskuję za sobą drzwi od łazienki.
Zaczynam się zastanawiać, gdzie podział się troskliwy mężczyzna, który nie chce robić z mojego życia cyrku? Czuję się trochę, jakby potrzebował dwóch zupełnie różnych kobiet, jednej spokojnej domatorki i drugiej, która byłaby królową bankietów.
Radlak! To praca! On też jest zmęczony, zdenerwowany... do tego chce zawsze być doskonały, w tym, co robi.
A ja ewidentnie mu tego nie ułatwiam. Ja i mój pieprzony bałagan.
Zrób coś dla niego, ubierz tę kieckę, sztuczny uśmiech i bądź błyskotką, bo inaczej go stracisz. Przecież potrafisz.
Kiedyś potrafiłam.
CZYTASZ
may I feel? • T.H
FanfictionTrochę jak kot codziennie wybieram to samo miejsce z widokiem na park, grzeje się w ciepłe słońca, kawy i londyńskiej jesieni. Tu najłatwiej mi się skupić, siedząc samotnie w tłumie, gdy piszę kolejne szczęśliwe zakończenie. Dlatego, że szczęśliwe z...
