1. For all my flaws, paranoia and insecurities

3.7K 226 103
                                        

Siedzę w kawiarni, obserwując, jak słońce leniwie zalewa małą uliczkę w okolicy Regents Park jesiennymi kolorami. To moja absolutnie ukochana pora roku, wczesna jesień, kiedy możesz już założyć ukochany sweter lub skórzaną kurtkę, ale na zewnątrz wciąż jest na tyle ciepło, by móc siedzieć przed kawiarnią. Pierwsza połowa września, pory roku, której nie chcę przesypiać jak wokalista mojego ulubionego zespołu z młodości. Siorbię niechętnie moją czarną kawę z za dużą ilością trzcinowego cukru, w głowie mając już tęsknotę za śniegiem i dyniowym latte.

Miesiąc za miesiącem Aśka, dzień za dniem, dasz sobie ze wszystkim radę.

Teraz naciesz się pierwszymi żółtymi liśćmi w tych wszystkich parkach, które tak tu kochasz i tym, że nie musisz jeszcze siadać w środku.

Powinnam zacząć pisać kolejny rozdział, ale zamiast tego sprawdzam newsfeed na Facebooku. Po profilach moich znajomych widzę, że nad moją rodzinną Łodzią jest ulewa, a żona kolegi jakiegoś dalekiego kuzyna musiała pierwszy raz założyć rękawiczki w tym roku. Wszystko to sprawia, że z jeszcze większym uśmiechem, spoglądam w dół mojej skąpanej w słońcu ulicy.

Karol zawsze mówił, że mam problem z social mediami, że powinnam wyłączyć internet, jak próbuję pisać, bo za bardzo mnie to rozprasza.

Na szczęście w Londynie nie ma Karola.

Nie ma absolutnie nikogo.

Tak jest dobrze. Tak jest dużo lepiej.

Po tych kilku miesiącach codziennej rutyny mam wrażenie, że znam tu wszystkich. Starsza chuda kobieta z pobliskiej kwiaciarni posyła mi szczery uśmiech około dziesiątej, zanim zamówi duże cappucino i dwa ciastka z jabłkami na wynos. Zaraz za nią pojawia się młody fan siłowni w obcisłej koszuli, weganin, hipster, po którym widać, że wolałby wszystko niż pracę w pobliskiej korporacji, ale dziś kupuje duże espresso i bajgiel ze szpinakiem. Za każdym razem, kiedy unoszę wzrok, kątem oka widzę poruszenie wśród grupki dziewczyn, siedzącej w środku. Tak jak ja przychodzą tu codziennie, wiem doskonale, że jestem ich znacznikiem, jak się uśmiechnę, to znaczy, że idzie On. Fanki aktora o idealnej szczęce, którego osobiście bardziej wolę za rolę w Koriolanie na West Endzie niż peleryniarza w Marvelu.

Chwilę przed jedenastą dzwoni mój Skype, też idealnie jak w zegarku, moja przyjaciółka znała mój plan dnia lepiej niż ktokolwiek.

– Cześć Bułko, co tam słychać w Oksfordzie? – pytam, poprawiając słuchawki w uszach.

– A weź, spierdalaj Joe – mruczy niezadowolona Kaśka, widzę, że dopiero weszła do pracy, jej brązowe długie włosy są mokre od deszczu, a tusz wokół szarych oczu jest lekko rozmazany, wyciera okulary, uśmiechając się do mnie. – Jak tam pisanie?

– Kolejny rozdział bliżej końca – odpowiadam, unosząc zwycięsko ręce do góry – Nie śpieszę się z tą książką, mam jeszcze trzy miesiące.

– Wyrobisz się? Nie chcieli dać Ci więcej czasu po pogrzebie?

– Oczywiście, że chcieli, to cudowni ludzie. To ja nie chciałam. Potrzebuję już skończyć tę książkę i zacząć myśleć o kolejnej.

– O! Masz jakieś nowe pomysły, którymi chcesz się podzielić? – pyta, sącząc swoją yerba mate.

– Mówiąc szczerze to, akurat pomysłów mam pod dostatkiem, bardziej boję się o moją wenę i motywację do ich realizacji

– Może powinnaś napisać o głupiej dziewczynie, która codziennie od pół roku spotka swój chodzący ideał.

– Przestań, mój chodzący ideał to Taika Waititi i wiesz o tym. Poza tym, jeśli po pół roku nagle zacznę z nim rozmowę, to będzie creepy. Na pewno pomyśli, że przychodzę tu dla niego. Przestań męczyć. Mówisz mi to samo, za każdym razem jak rozmawiamy.

may I feel? • T.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz