Patrzę na zawartość pośpiesznie spakowanej walizki i udaję, że nie robi na mnie wrażenia oceniające mnie spojrzenie Taiki. On oczywiście ma swoje zdanie na temat tego, że uciekam do Nowego Jorku o te kilka wcześniej, niż planowałam, ale po prostu nie daję rady dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Tom kara mnie milczeniem i nawet nie jestem w stanie określić, co mogłam tym razem zrobić nie tak, gdzie mogłam popełnić błąd, i wiem, że nie mogę tak tego zostawić.
– Widzimy się w sobotę u Tessy, prawda? – pyta Taika, a ja przytakuję mu energicznie. Kolejny raz upewniam się, że w szafie nie został ani jeden mój podkoszulek i zamykam bagaż.
– Tom obiecał, że przyjedziemy na to przyjęcie, więc raczej nie złamie danego jej słowa. Poza tym... – przerywam na chwilę, żeby wybuchnąć śmiechem, gdy Waititi udaje, że moja walizka waży z tonę, jak ją podnosi. – Uważam, że to dobrze nam zrobi. Spotkanie z ludźmi, wśród których oboje czujemy się komfortowo. Zawsze pomaga.
– Ja tam będę, nie wiem, czy to dla niego komfortowe.
– Już nie przesadzajmy, kiedy żartujemy, to żartujemy, ale tak serio to on nie sądzi, że łączy nas coś poza pracą.
– Jasne – sarka nieprzekonany, a ja wzdycham cicho i patrzę, jak wrzuca moje rzeczy do zamówionej taksówki. Obejmuję go na pożegnanie. Kładzie mi dłonie na ramionach i uśmiecha się do mnie pokrzepiająco, a ja od razu czuję się lepiej, widząc pogodne iskierki w jego brązowych oczach. – Niezależnie od tego, co by się działo, pamiętaj, że widzimy się u Tessy.
– Pamiętam – mówię, całując go w policzek i idę do samochodu. – Nie spierdol mi filmu, pod moją nieobecność.
– Tobie? Jak to kurwa tobie! Przecież ty tylko biegasz mi po planie i przeszkadzasz! Wykreślę cię z napisów końcowych... – odgraża się, ale ja tylko się śmieję i wsiadam na tylne siedzenie.
Od razu wyjmuję laptopa i wkładam w uszy słuchawki, chcąc jak najszybciej dać znać kierowcy, że ma ze mną nie rozmawiać. Wcale takie sytuacje nie są dla mnie mniej stresujące niż przed terapią, ale teraz przynajmniej umiem zdobyć się na zachowanie, które daje mi komfort. Jak słuchanie muzyki i choć marna próba sklecenia kilku kolejnych zdań.
Lotniska zawsze mnie stresują i nawet mimo tego, że przez kilka ostatnich lat spędziłam na nich chyba jedną czwartą roku, dalej zjada mnie stres za każdym razem, gdy podchodzę do odprawy bagażowej. Dlatego zazwyczaj przed startem piję wino, nie żeby miało ono mieć jakiś zbawienny wpływ na moje stany lękowe, ale traktuję to jak małą tradycję. Nie piłam wina tylko raz przed odlotem.
Gdy uciekałam z Australii po tym, jak mnie zostawił.
A teraz lecę znów przez pół kraju, tylko po to, by nakarmić się nadzieją. Tak w końcu właściwie można podsumować ostatni rok naszego związku: w momentach, w których któreś z nas rozumie, że jest źle, próbuje choć kilka dni spędzić z tym drugim. Jakoś rozpaczliwie pocieszyć się, że wszystko będzie dobrze, a to, że zgubiliśmy wspólny rytm już kilka miesięcy po ślubie, nie ma znaczenia. W końcu się kochamy i to przecież powinno magicznie sprawić, że każdy aspekt naszego życia ułoży się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Gdy podchodzimy do lądowania w Nowym Jorku, widzę, że pogoda mnie nie rozpieszcza i po tych tygodniach kolorowych szortów i sukienek, przyszła pora na płaszcze i szaliki. Specjalnie nie chciałam, by ktoś po mnie przyjeżdżał, chcę mu zrobić niespodziankę, dlatego łapię taksówkę i szybko myślę, ile będę miała czasu na ogarnięcie się, żeby zdążyć do teatru.
Godzina powinna wystarczyć, ale będę musiała się spieszyć, dlatego po wejściu do mieszkania zostawiam walizkę w salonie, rzucam płaszcz na sofę i biegnę do sypialni.
CZYTASZ
may I feel? • T.H
FanfictionTrochę jak kot codziennie wybieram to samo miejsce z widokiem na park, grzeje się w ciepłe słońca, kawy i londyńskiej jesieni. Tu najłatwiej mi się skupić, siedząc samotnie w tłumie, gdy piszę kolejne szczęśliwe zakończenie. Dlatego, że szczęśliwe z...
