34. Oh, we made quite a mess, babe.

1.1K 130 70
                                        

Wstaję następnego dnia rano, czując, że albo znów będę płakać, albo wymiotować. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz piłam wódkę, ale pamiętam doskonale, że nie wspominam tego za dobrze.

Za dużo pijesz. Od dawna Ci to powtarzam.

Wiem, ale na razie nie przestanę.

Sięgam po telefon i szklankę z wodą stojącą na podłodze obok twardej kanapy w mieszkaniu Rogalskiej.

Bułka >Jesteśmy z Krystianem na uczelni, jak coś klucze masz na stole w kuchni. Daj znać, jak wstaniesz.

Taika >Nie, był mniej perfekcyjny niż zazwyczaj, a to oznacza koniec świata. Wpadnij do Nowej Zelandii, jak będziesz miała po drodze.

>Nowa Zelandia jest po drodze do czegokolwiek?

A może właśnie Australia nie jest takim znów szalonym pomysłem? Może mogłabym uciec na prawdziwy koniec świata? Przecież mojemu wydawcy nie robi żadnej różnicy, gdzie mnie aktualnie poniesie, póki wysyłam rozdziały na czas. Do świąt muszę napisać zakończenie, muszę napisać pierdolony happy end w momencie, kiedy moje własne życie kolejny raz dało mi w twarz rzeczywistością.

Happy Endy nie istnieją nigdzie poza książkami.

Idę wziąć kąpiel w jednej z pachnących obłędnie kul z Lusha i wcale staram się nie myśleć o tym, że ostatni raz kąpałam się w nich z kimś. W czyjejś wannie.

Może będę jak Sherlock? Nie będę używać jego imienia, będę go określać Tym Mężczyzną? Może to pomoże.

Znów wariuję, znów za dużo rozmawiam z własnymi myślami. Cholera jasna znów słucham pieprzonych głosów w mojej głowie i one nigdy nie były dobrym przyjacielem.

Ogarniam się, dość długo próbując zrobić jakikolwiek makijaż, ale wiem, że będę musiała zabrać ze sobą całą kosmetyczkę, jeśli mam przeżyć rozmowę z Kamalem. Przecież ja będę płakać, ja nawet nie wyduszę z siebie ani jednego słowa, tylko będę ryczeć.

W końcu jadę do Londynu, w centrum zmieniam linie metra, by dotrzeć do gabinetu gdzie nowa recepcjonistka długo mi tłumaczy, że nie ma opcji, bym była dziś przyjęta, jeśli nie byłam umówiona. Na tyle długo, że w końcu zauważam w drzwiach do gabinetu Kamala, który tylko wzdycha głośno i wskazuje mi kanapę, a później chwilę rozmawia z dziewczyną za biurkiem.

W końcu przechodzę przez próg jego pokoju i kiedy słyszę, jak zamyka drzwi, zaczynam się trząść.

– Co się stało Joanne? – pyta mój terapeuta, a ja zupełnie nie kontroluję tego, co robię, ale wpadam w jego ramiona, a on mnie odsuwa na bezpieczną odległość. – Usiądź. Proszę.

– Zostawił mnie.

– Kurwa – mówi cicho Kam, a ja patrzę na jego czarne oczy i to jak długo bierze wdech. – Kurwa mać.

– Nie jest to najbardziej profesjonalna reakcja, na jaką liczyłam, ale przynajmniej jest trafna. – Sarkam.

– Muszę z Tobą porozmawiać Joe – mówi, siadając w fotelu naprzeciwko mnie, a ja zaciskam dłonie, chowając przed nim rany na rękach. – Nie mogę być dłużej twoim terapeutą. Wizytę jutro przełożyłem do mojej koleżanki, która też tu pracuje. Rozmawiałem o Tobie z nią i zrozumiałem, jak cholernie nieprofesjonalne są moje uczucia do Ciebie i dlatego nie mogę Cię leczyć.

– Uczucia do mnie?

– Cholera. To nie tak jak myślisz – poprawia się szybko, przeczesując dłonią swoje potargane włosy. – Miałem na myśli, że Cię lubię. Darzę Cię naprawdę szczerą sympatią i mam ochotę spędzać z Tobą czas poza tym gabinetem, rozmawiając o musicalowej muzyce i moich rodzicach. A nie mogę tego robić, dopóki jesteś moją pacjentką.

may I feel? • T.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz