Kamal stoi w otoczeniu mojej perfekcyjnej kuchni, wyglądając, jakby był przyklejony z innego obrazka. Jego pognieciona granatowa koszula i brązowe spodnie kłócą się ze sobą i z tymi wszystkimi pasującymi do siebie meblami w moim nowym domu.
– Masz rację, to wygląda jak katalog drogich mebli – mówi mój przyjaciel, siadając na wysokim krzesełku przy kontuarze i patrzy, jak parzę dla nas herbatę. – Jak te aranżacje mieszkań w Ikei, wiesz, o których mówię? – pyta, a ja wybucham śmiechem i mu przytakuję. – Właśnie. Tylko tutaj nic nie jest z Ikei, a Tom pewnie zapłacił jakimś miłym ludziom, by dobrali wszystko za niego. Nie wiem, czy mógłbym tu żyć na stałe.
– To jak hotel – odpowiadam, przerywając jego monolog. – A jak większość życia spędzasz w hotelach to i dom musi tak wyglądać. Choć już nie długo, po to tu jestem, by zmienić budynek, w którym się tylko mieszka właśnie w dom. W końcu rozpakuje wszystkie kartony i może wtedy będzie lepiej. Może Maria mi pomoże.
– Za ile musimy wyjechać? – pyta, a ja spoglądam na zegarek, znów zapominając, że mam na nim ustawiony czas z Hanoi. – Jest pięć po dwunastej.
– Więc za godzinę. Dziękuję, że mi pomagasz, nie chcę za bardzo przyznać się Tomowi, że musiałam oddać jego Audi do mechanika.
– Nie macie drugiego samochodu?
– Mamy, ale wczoraj wgniotłam zderzak w Audi, więc dziś boję się wsiąść w Jaguara – odpowiadam, przygryzając usta.
– A ja mogę? – pyta z nadzieją w głosie, a ja wybucham śmiechem i stawiam przed nim filiżankę. – A jak było w Wietnamie?
– Ukradłam tenisówki Brie Larson – mówię z dumą, a on mierzy mnie kpiącym wzrokiem. – Było fantastycznie, chyba tak jak liczyłam, że będzie, lecąc z nim na Hawaje.
– Teraz byłaś trzy dni.
– Dwa dni właściwie i znałam ludzi, do których leciałam. Więc nie specjalnie jestem zaskoczona, że było w porządku. Po wizycie w Polsce dobrze mi zrobiło to kilkadziesiąt godzin eskapizmu od szarej codzienności.
– Eskapizmu... – sarka. – Ten cały eskapizm to teraz Twoje życie.
– Moje życie to promocja książki za dwa miesiące – odpowiadam. – I ślub mojej przyjaciółki.
– I imprezowanie z Taiką Waititi w Australii.
– Tak to też – mówię i uśmiecham się lekko. – Wiesz, że zaczynam coraz lepiej rozumieć Toma? To życie jest cholernie kuszące, te hotele, te loty, imprezy, ludzie, filmy, atmosfera na planie... Nie dziwię się, że poświęcił temu prawie całe życie.
– Umiar jest ważny we wszystkim Joe. Zarówno w Twoim uciekaniu od ludzi, jak i jego pracy z nimi. Stanowicie dla siebie niezwykły balans. Na pierwszy rzut oka jesteście całkowicie różni, ale razem dajecie sobie niesamowitą równowagę.
– Dziękuję, że mnie wspierasz Kam. Nie wiem czasem, jak moje życie wyglądało bez Ciebie – mówię, a on udaje, że ociera łzy wzruszenia. – Też znajdziesz swoją równowagę w końcu.
– Niska, blondynka, która zawsze mówi to, co myśli i nie boi się ryzykować. To jest moja równowaga – mówi, a ja zaczynam się głośno śmiać. – Co?
– Nic. Zrozumiesz za dwie godziny.
Wsiadamy do samochodu i ruszamy w stronę Heathrow po moją siostrę, podśpiewując piosenki, ze „School of Rock" na który to musical mieliśmy się wybrać za kilka dni. W końcu znajdujemy miejsce do parkowania i ustawiamy się w hali przylotów, a Kam obejmuje mnie ramieniem.
CZYTASZ
may I feel? • T.H
FanfictionTrochę jak kot codziennie wybieram to samo miejsce z widokiem na park, grzeje się w ciepłe słońca, kawy i londyńskiej jesieni. Tu najłatwiej mi się skupić, siedząc samotnie w tłumie, gdy piszę kolejne szczęśliwe zakończenie. Dlatego, że szczęśliwe z...
