Jestem podekscytowana na samą myśl o tym, że go dziś zobaczę, mam wrażenie, że oszaleję już do końca, jak godziny nie będą płynąć szybciej. Nie mogę znaleźć sobie miejsca, w kawiarni jest za głośno, w domu za cicho, a żadna sukienka nie układa się tak, jak powinna. W końcu wybieram czarną dzianinową spódnicę w małe ananasy i bluzkę na ramiączka, układam włosy, lekko je podkręcając i maluję usta szminką. Choć to ostatnie to próżny trud, bo i tak zniknie na kołnierzyku jego koszuli.
W końcu przyjeżdża po mnie kierowca, a ja kompletnie nie wiem, co powinnam zrobić i co powiedzieć. Droga na lotnisko ciągnie się niemiłosiernie, a mnie pocą się dłonie przez krępująca ciszę między mną i kierowcą. Nienawidzę takich sytuacji, kiedy nie wiem, jak się zachować, najszybciej wpadam w panikę, właśnie czując się niepewnie. W końcu zatrzymujemy się na parkingu Heathrow, a ja zakładam okulary przeciwsłoneczne i ruszam do hali przylotów. Czekam, wpatrując się to w bramkę to w ekran nad nią. Rozglądam się też po ludziach wokół mnie, próbując popatrzeć paparazzie, ale wiem, że nie mam na to najmniejszych szans. W końcu zauważam Luka pchającego przed sobą walizki, a za nim Toma z jednym dużym bagażem.
Sposób, w jaki uśmiecha się na mój widok, odbiera mi resztę zdrowego rozsądku, kochałam go tak mocno, jak tylko było to możliwe.
Podchodzę do niego, wtulam się na kilka sekund w jego ramiona, gdy całuje mnie w policzek i ruszamy do wyjścia.
– Jak lot? – pytam, nie kryjąc entuzjazmu.
– Za długi – odpowiada Tom, sięgając po moją dłoń i splata nasze palce ze sobą, a przed nami pojawia się fotograf. Luke wymija go z morderczym spojrzeniem, gdy mój uśmiech mówi tylko jedno:
Spójrz świecie - ten mężczyzna jest mój.
– Dlaczego tu jest zawsze tak kurewsko zimno? – warczy Luke, wrzucając torby do bagażnika.
– Pewnie dlatego, że właśnie wróciliście ze słonecznej Australii? – sarkam, a Tom otwiera przede mną drzwi. Gdy tylko zajmuje miejsce obok mnie z tyłu, znów ściska moja dłoń, rozmawiamy luźno w drodze do domu o ostatnich dwóch dniach zdjęć, a manager Toma co chwila próbuje mi dogryzać, aż w końcu jesteśmy na miejscu. Luke pomaga zanieść walizki i kilka chwil później zostajemy sami za zamkniętymi drzwiami, uśmiechając się do siebie. Nie musimy nawet nic mówić, oboje doskonale wiemy, czego chcemy. Tom od razu całuje mnie namiętnie, przypierając do najbliższej ściany, gdy wsuwam dłonie w kieszenie jego spodni, na jego zgrabnym tyłku. Podnosi mnie jednym ruchem, nie przestając całować, a ja owijam go nogami w pasie, wzdychając cicho, gdy przenosi swoje gorące usta na moją szyję.
– Niespodzianka! – krzyczy damski głos i z salonu wyskakuje Emma ze starszą kobietą, która zapewne jest matką Toma.
Mój mężczyzna puszcza mnie, z zakłopotanym uśmiechem i spogląda na kobiety, stojące w drzwiach do pokoju. Em szczerzy się bezczelnie, za to jego matka ma niezwykle zimny wyraz twarzy, co sprawia, że mój żołądek od razu się skręca.
– Mamo to jest Joanne, Joe to moja mama Diana – przedstawia nas od razu Tom.
– Miło mi Panią poznać – mówię cicho, gdy ściskamy sobie dłonie, a ona uśmiecha się lekko.
– Kupiłyśmy ciasto i wino, chodźcie. – Em zaprasza nas gestem do środka, słyszę, jak mijając ją, Tom szepcze, że musi zabrać jej klucze, a ona kwituje to wybuchem śmiechu.
– Wstawię wodę na herbatę – mówię i od razu uciekam do aneksu kuchennego, by choć na chwilę zniknąć z pola widzenia. Jestem cholernie skrępowana i niemal czuję, jak krew odpływa mi z twarzy. Nie tak miał wyglądać ten dzień.
CZYTASZ
may I feel? • T.H
FanfictionTrochę jak kot codziennie wybieram to samo miejsce z widokiem na park, grzeje się w ciepłe słońca, kawy i londyńskiej jesieni. Tu najłatwiej mi się skupić, siedząc samotnie w tłumie, gdy piszę kolejne szczęśliwe zakończenie. Dlatego, że szczęśliwe z...
