Następnego dnia rano wciąż mam na sobie jego koszulę, nie zdjęłam jej nawet na chwilę, noszę ją, jak tarczę przed złymi snami, które przychodzą co wieczór, jak leżę w łóżku. Myję twarz zimną wodą, mając nadzieję, że pomoże na opuchnięte oczy i zaczynam zabierać się za sprzątanie. Kawałek po kawałku, mebel po meblu doprowadzam moje mieszkania do porządku i w końcu koło południa mogę wziąć prysznic i zalegnąć w łóżku, które jest moją jadalnią, biurem, sypialnią i salonem w jednym. Czekając na to, aż komputer się włączy i połączy z Internetem, odpisuje na wiadomość.
Tom >Gdzie jesteś? Znów uciekłaś do innej kawiarni?
>Nie, potrzebują posprzątać dom i pobyć sama.
Tom >Nie będę Ci dziś przeszkadzał. Dziś.
Uśmiecham się lekko, ale tylko na sekundę, bo dziś znów widzę wszystko w samych szarościach. Jakby kolory jego mieszkania w jedną noc wyparowały z mojej głosy.
Gdy mój Skype włącza się automatycznie przy stracie systemu, od razu słyszę, przychodzę połączenie.
– Część Małpo – mówię czule, widząc uśmiechniętą Kamilę. – Czemu nie śpisz o tej porze? U Ciebie jest trzecia nad ranem!
– Właśnie wróciłam do domu z sympozjum w Jersey, Zoe ma kaszel i nie śpi, więc jej pilnuję, żeby Liam się wyspał do pracy – mówi moja siostra. Siedzi w swoim gabinecie, wciąż ma na sobie garsonkę i jej rude włosy są ściągnięte w idealny kok. Uosobienie profesjonalizmu, które dziesięć lat temu piło ze mną tanie wina w bramach przed koncertem Comy. Mamy ten sam kolor oczu, stalową szarość, która w jej wypadku potrafi być mordercza jak nóż.
– Co u Ciebie słychać? – pytam, siląc się na uśmiech.
– Dobrze, wszystko się układa. Liczę na awans po tych badaniach, które aktualnie prowadzę, ale jestem za młoda, złej płci i na dodatek jeszcze jestem imigrantką, wiec na razie na marzeniach się skończy. A poza pracą wszystko po staremu. Liam i Zoe mają się dobrze, mama ma masę pacjentów, a tata dba o ranczo i małą, jak my pracujemy – opowiada swoim klasycznym chaotycznym tonem. – A Mariana chciałaby, żebyś przyleciała do Nowego Jorku po świętach i zobaczyła ja w „Dziadku do orzechów".
– Oglądam ją w tym, odkąd skończyła dwanaście lat.
– Dlatego my się wykręciliśmy – mówi Kamila, szczerząc zęby. – Wszyscy poza tatą, tata chce jechać, mogłabyś pojechać z nim.
– W takim razie napiszę jej, że podoba mi się jej plan.
– A co u Ciebie? Pamiętaj, że jestem sama, matka nas nie podsłuchuje i widzę, jak wyglądają Twoje oczy.
– Było nieźle, naprawdę nieźle, ale ostatnio... Karol był w Londynie – mówię, a moja siostra mruczy pod nosem coś, co brzmi mniej więcej jak: zajebię go. – To, że się z nim spotkałam, wyszło w pewien sposób na plus Kama. Chyba dało mi zakończenie.
– A co było złego w zakończeniu, kiedy zostawiłaś, go, bo Cię zdradził?
– To, że nie do końca się z tym pogodziłam, nie do końca mogłam sobie wybaczyć, że go zostawiłam. Teraz wiem, że dobrze zrobiłam. On się nie zmieni, a ja naprawdę mam dość. Potrzebuje... czegoś innego. Ostatnio znów czuję tę pustkę, czuję się sama i nienawidzę tego, myślałam, że mogę być sama, nie rozmawiać z ludźmi, a teraz od tego waruję – mówię, nie dodając, że dokładniej to mam ochotę rozmawiać z jedną osobą, cały cholerny czas.
– Bierzesz leki?
– Nie. To nie ich zasługa, że nagle potrzebuję znów kogoś w moim życiu – odpowiadam, a ona bierze głęboki wdech.
CZYTASZ
may I feel? • T.H
FanfictionTrochę jak kot codziennie wybieram to samo miejsce z widokiem na park, grzeje się w ciepłe słońca, kawy i londyńskiej jesieni. Tu najłatwiej mi się skupić, siedząc samotnie w tłumie, gdy piszę kolejne szczęśliwe zakończenie. Dlatego, że szczęśliwe z...
