Staram się nie myśleć, o tym, kiedy Tom pojawi się w kawiarni, o tym, czy będzie po treningu, czy dopiero jak wypadnie do domu się przebrać. Wczoraj wrócił do Londynu, nie było go trzy dni i mam wrażenie, że były to za długie trzy dni. Pierwsze dwa mocno walczyłam z sobą, żeby do niego nie napisać, a później w środku nocy sam wysłał mi zdjęcie zachodzącego słońca gdzieś w Kalifornii. Wymieniliśmy kilkanaście wiadomości, od zwyczajnego „jak mija Ci dzień" przez przekomarzanie się, aż do lekkich sugestii o wspólnym śniadaniu.
Mogłam się okłamywać, że nie mam ochoty go znów zobaczyć, ale nic by to nie dało.
Czerwona pomadka i wełniana sukienka mówią same za siebie. Nie starasz się tak, bo po południu idziesz na zakupy do Tesco.
Odkąd wróciliśmy z kina, nie odpuszcza mnie wena, piszę jak szalona, w ciągu tych kilku dni jego nieobecności napisałam więcej, niż przez ostatnie dwa tygodnie. Jeśli nic nie zaburzy moich planów, książkę skończę jeszcze w listopadzie, a nie grudniu, co niezwykle cieszy wszystkich w wydawnictwie.
Od czasu awantury, jaką Tom zrobił swoim stalkerką, mam wrażenie, że się uspokoiły, oczywiście nadal przychodzą, ale w mniejszym gronie i mniej regularnie. Dziś byłby tylko dwie, siedziały w zupełnie innym kącie i udawały, że nie istnieją i nawet kiedy Tom w końcu wychodzi do środka, nie podnoszą wzroku.
Uśmiechamy się do siebie, kiedy składa zamówienie i jak tylko je odbiera, odsuwam krzesło przy swoim stoliku.
– Dzień dobry, czy to nie Pani deklarowała w zeszłym tygodniu, że nie lubi ludzi? – pyta, siadając obok mnie.
– Owszem, a później Pan zmusił mnie do zdobycia złotej gwiazdki za bycie miłą – odpowiadam, śmiejąc się razem z nim. Chowam komputer do torby, patrząc, jak zaczyna jeść śniadanie. – Jak było w Kalifornii?
– Tak właściwie to byłem na Florydzie, ale było dobrze, za miesiąc zaczynam zdjęcia.
– Powiesz mi co to za film?
– „Kong".
– „King Kong"? – pytam, krzywiąc się lekko, gdy mi przytakuje. – Nie przepadam za tym filmem od Jacksona
– Dlatego robimy nowy.
– Może się wybiorę do kina. Gra tam ktoś przystojny? – sarkam, a on od razu posyła mi spojrzenie pełne politowania. – Na długo przyjechałeś?
– Mniej więcej na trzy tygodnie, ale mój grafik jest dość zmienny, więc nie mogę nic obiecać.
– Pytam tylko dlatego, że nie wiem jak długo, nie będę miała spokoju rano.
– Mam się przesiąść? – pyta, wiedząc, że się z nim droczę.
– Absolutnie nie.
Milkniemy na chwilę, dając mu zjeść w spokoju śniadanie, a ja rozkoszuję się moją powoli stygnącą kawę i jego widokiem. Mam dość dużą nadzieję, że wciąż będzie wpadał tu co rano. Przy nim mogłabym być sobą, miałam czystą kartę, nie groziło mi, że ktoś opowie mu o mnie brudy. W sumie po to tu przyjechałam, poznać siebie na nowo, bez żadnych punktów odniesienia i teraz mogę zobaczyć, czy on będzie chciał mnie poznać.
– Jak książka? – pyta, odsuwając od siebie talerz.
– Fenomenalnie. Jestem bardzo zadowolona, z tego, co napisałam w ciągu ostatnich kilku dni. Mój wydawca jeszcze bardziej.
– Miałaś jakąś nową inspirację?
– Nie udawaj bezczelnego, nie pasuję Ci to – sarkam, a on obdarza mnie kolejnym uśmiechem.
CZYTASZ
may I feel? • T.H
FanfictionTrochę jak kot codziennie wybieram to samo miejsce z widokiem na park, grzeje się w ciepłe słońca, kawy i londyńskiej jesieni. Tu najłatwiej mi się skupić, siedząc samotnie w tłumie, gdy piszę kolejne szczęśliwe zakończenie. Dlatego, że szczęśliwe z...
