Rano, gdy się budzę, pokój jest pusty, spoglądam na zegarek, uświadamiają sobie, że od kilku godzin Tom jest już w pracy i czuję ulgę, bo mogę chwilę pobyć sama. Idę pod prysznic gdzie wybucham płaczem, który skutecznie zagłusza szum płynącej wody. On naprawdę chciał mnie zostawić, a skoro chciał to zrobić wczoraj, będzie chciał, to zrobić znów. Nie mogę toczyć bitew na tylu frontach, walczyć z sama sobą i jeszcze z jego wątpliwościami, gdy nawet nie potrafię określić momentu, w którym go dopadły. To on miał być tym silnym, ostoją i zapewnieniem, że wszystko będzie dobrze. Ja powiedziałam, że go kocham z pełną świadomością wagi, jakie niesie ze sobą ta deklaracja a On....
Tom >Kocham Cię Mała. Przepraszam za wczoraj.
Patrzę na wiadomość zawinięta w szlafrok, Mała. Czemu napisał do mnie Mała? Była jedna, jedyna osoba na świecie mówiąca o mnie w ten sposób, a on absolutnie nie mógł o tym wiedzieć. Czy ja już wariuje do końca?
Luke wyciąga mnie na lunch na dół, widzę, jak sprytnie lawiruje, by nie poruszyć tematu moich zapuchniętych oczu, a ja naprawdę próbuję poczuć się swobodniej. Co nie udaje mi się, nawet gdy Tom wraca ze spotkania i w pokoju całuje mnie jak wariat. Jak wtedy gdy robił to pierwszy raz pod moim domem, posiadając mnie całkowicie.
W końcu jednak przychodzi czas na imprezę, wkładam na siebie sukienkę w biało czarne paski i kręcę włosy, pierwszy raz od zdiagnozowania, nie boję się iść gdzieś z grupą stosunkowo obcych ludzi.
Wsiadamy do windy, nie czekam, aż zamkną się drzwi, by zarzucić mu ręce na szyję i zatopić się w jego ustach. Jest zaskoczony moja wylewnością, ale od razu oddaje pocałunek, a jego dłonie zaciskają się na moich pośladkach.
– Załatwmy to szybko i wróćmy na górę – mówię, całując płatek jego ucha, a on śmieje się cicho. Odrywamy się od siebie, zanim winda zatrzyma się na parterze.
– Zobaczymy – odpowiada, puszczają mnie przodem, a ja czuję, jak uderza chłód tej wypowiedzi. Po chwili Tom ginie w tłumie przyjaciół w wynajętej sali, a ja od razu kieruje się do baru.
Mam złe przeczucia. Mam przeczucie, że sprawa już jest przegrana i niezależnie co zrobię, nie mam szans na wygraną, na to, by go zatrzymać. Zamawiam pierwszego lepszego drinka na tequili i opieram się o bar, obserwując Toma w swoim naturalnym środowisku.
– Wielkie umysły myślą tak samo – mówi Taika, stając obok mnie i dopiero po chwili uświadamiam sobie, że jest ubrany w koszulkę w biało czarne paski i zaczynam się śmiać.
– Zdecydowanie do siebie pasujemy – odpowiadam, uśmiechając się bezczelnie.
– Nie wiem, co Ty jeszcze robisz z tym pajacem.
– Też się zastanawiam. Co u żony? – znów parskamy śmiechem niemal synchronicznie, a on odbiera zamówionego drinka.
– Poznacie się na planie.
– Raczej się nie poznamy.
– Nie będziesz go pilnować podczas zdjęć?
– Zdecydowanie nie – odpowiadam, stukając swoją szklanką w tę, którą Waititi trzyma w dłoniach. – To nam nie służy.
– Spędzanie razem czasu? – pyta, a ja przytakuję, kryjąc kolejne parsknięcie śmiechem w swoim drinku. – Straszna stypa, nie?
– Nie wiem, nie znam się. Na imprezach najbardziej lubię darmowy alkohol.
– Darmowy powiadasz? – pyta, szczerząc zęby w uśmiechu. Przez kolejne kilka sekund obserwuję, jak udaje, że unika spojrzeń barmanów, by w końcu przechylić się przez bar i wyrwać jednemu z nich praktycznie sprzed nosa butelkę whisky.
CZYTASZ
may I feel? • T.H
FanfictionTrochę jak kot codziennie wybieram to samo miejsce z widokiem na park, grzeje się w ciepłe słońca, kawy i londyńskiej jesieni. Tu najłatwiej mi się skupić, siedząc samotnie w tłumie, gdy piszę kolejne szczęśliwe zakończenie. Dlatego, że szczęśliwe z...
