Thomas budzi mnie szybkim pocałunkiem w ramię, niechętnie otwieram oczy, by zobaczyć, jak odkłada telefon na szafkę nocną i idzie w stronę łazienki.
– Ubierz się, Luke zaraz wpadnie ze śniadaniem – mówi, jeszcze zanim zamknie za sobą drzwi.
Jego telefon wibruje w kółko na drewnianym blacie koło mojej głowy i niechętnie sięgam po niego, by sprawdzić godzinę. Jest przed ósmą, za niecałą godzinę zaczynają się nominacje do Złotych Globów, a ja niestety widzę też część smsów, które przychodzą.
Em >Rozmawiałeś z nią?
Em >Pierdolony idiota.
Em >Serio, rozmowa to tak dużo...
Em >Jak wolisz. Szkoda. Polubiłam ją...
Zagryzam usta, najmocniej jak jestem w stanie. Czyli jednak nie oszalałam i on naprawdę mnie zostawi. Wstaję i idę do niego pod prysznic, nie próbuję, nawet nic powiedzieć, tylko przytulam się do niego na kilka sekund, a gdy tylko wyjdzie, podkręcam wodę i zaczynam płakać. Nawet nie mam kaca, kac przy tym, jak rozdziera się moje wnętrze, zdaje się czymś niezwykle kuszącym.
Doprowadzam się do porządku, ubieram najstaranniej, jak potrafię i gdy wchodzę do pokoju, Tom i jego manager jedzą już śniadanie.
– Kac? – pyta Luke.
– Alergia – kłamię chłodnym tonem.
– Na co niby?
– Nie wiem, wymyśl sobie coś – sarkam, wzruszając ramionami i podciągam kolana pod brodę, jedząc suchego tosta.
Włączają telewizor i obserwują, jak dwoje ludzi w ładnych strojach wczytuje kolejne kategorie, które Tom i Luke entuzjastycznie komentują, a ja po prostu próbuje zapamiętać szczegóły jego twarzy i policzyć wszystkie lekkie zmarszczki w kącikach jego oczu, gdy się śmieje.
Jest nominowany, wszyscy z serialu są nominowani. W pokoju panuje chwila czystej euforii, a ja połykam podwójną dawkę leków.
– Czeka mnie pracowite popołudnie przy załatwianiu dla was wszystkiego – mówi podekscytowany Luke.
– Dla nas? – pytam, patrząc w błękitne oczy Toma.
– Zostaw nas – prosi, a Luke wychodzi w milczeniu, nagle łącząc wszystkie fakty. – Nie pójdziesz ze mną, prawda?
– A chcesz, żebym poszła?
– Chcę, ale wiem, że tego nie zrobisz – mówi Tom i klęka przy moich kolanach, kładąc na nich dłonie. Wygląda bezbronne, niemal niewinnie. Nie jak ktoś, kto za pięć sekund wyrwie mi serce. – Jedyne czego naprawdę chcę, to żebyś była szczęśliwa, a wczoraj zrozumiałem, że to niemożliwe tak długo, jak jesteś ze mną.
– Dlaczego?
– Dlatego, że byli w Twoim życiu ludzie, którzy sprawiali, że byłaś najlepszą wersja samej siebie i jak widziałem wczoraj, oni wciąż mogą się pojawić. A ja tylko wpędzam Cię głębiej w Twoje lęki.
– Wiesz, że to nie prawda. Wiesz, że sprawiłeś, że znów miałam ochotę żyć i nie chcę, znów wracać do tego co było... – mówię, czując gorące łzy, płynące po mojej twarzy. – Mówiłam Ci, nie potrzebuję, żebyś mnie ratował. Mówiłam, że to jak kocham Ciebie, jest nieporównywalne z niczym i nikim.
– Wiesz, że to nie prawda. Ja też wiem, że to nie prawda.
– Nie kochasz mnie? – pytam, sięgając po najniższy z możliwych ciosów. – Kilka tygodni temu chciałeś, bym z Tobą zamieszkała.
CZYTASZ
may I feel? • T.H
FanfictionTrochę jak kot codziennie wybieram to samo miejsce z widokiem na park, grzeje się w ciepłe słońca, kawy i londyńskiej jesieni. Tu najłatwiej mi się skupić, siedząc samotnie w tłumie, gdy piszę kolejne szczęśliwe zakończenie. Dlatego, że szczęśliwe z...
