Kamal spogląda na mnie co drugi wers Yorktown, które śpiewa w moją stronę, a ja tylko odpowiadam mu wzrokiem pełnym rozczarowania. Wcale nie dlatego, że nagle zmalała moja miłość do niego, czy do Hamiltona, ale mam wrażenie, że najbardziej teraz potrzebuję ciszy. Mój przyjaciel wzdychai w końcu przycisza radio, a później się do mnie uśmiecha.
– Wiesz, że nie będę poddawać twojej decyzji ocenie, bo to twoje życie i ty wiesz najlepiej, czego od niego chcesz – mówi, a ja przytakuję mu lekko. – Więc proszę cię tylko o jedno, przestań się tak zadręczać zdaniem ludzi wokół ciebie. Jak wspomniałem: to twoje życie.
– Uwierz mi, że bym chciała, ale powiem ci tak: skończyłam ze szczęśliwymi zakończeniami, romantycznymi oświadczeniami i ślicznymi słówkami. Te bzdury zostawię sobie do książek. W życiu jednak potrzebuję przede wszystkim konkretów.
– Brawo. W końcu – mówi, skręcając gwałtownie na parking lotniska i krążymy po nim szukając miejsca do zatrzymania się. – Przekaż mu, że jak znów podpadnie mojej narzeczonej, to teraz ja będę musiał skopać mu tyłek, bo ona jest niedysponowana.
– Niewątpliwie ta groźba zrobi na nim ogromne wrażenie – mruczę pod nosem, a on przez ułamek sekundy udaje naprawdę urażonego, zanim wysiądzie z mojego Mustanga. Wyciągamy walizki z bagażnika i ruszamy w stronę hali odlotów. – A jeśli o groźbach mowa, to ostrzegam cię, że jak moja siostra nie będzie najszczęśliwszą kobietą na świecie, to będziesz miał ze mną do czynienia. Jak już zrobiłeś jej dzieciaka, to teraz dopilnuj, by tego nie żałowała.
– Na razie udaje mi się utrzymać stan, w którym nie żałuje pójścia ze mną na randkę, więc możesz mnie uważać za zwycięzcę – sarka mój przyjaciel i się do mnie uśmiecha, gdy stajemy przed tablicą z numerami stanowisk bagażowych. – Wiesz, że jeszcze zdążysz zmienić miejsce docelowe, prawda?
– Bądź świadomy tego, że od tygodnia nieustannie zastanawiam się nad kupnem drugiego biletu i ucieczką. Tylko ucieczka nie jest rozwiązaniem. Wiem, bo mam złoty medal w uciekaniu mój drogi.
Kamal kręci głową i obejmuje mnie ramieniem, a ja od razu się do niego przytulam. Obejmujemy się, stojąc na zatłoczonym lotnisku. W tej chwili potrzebuję tego uścisku bardziej, niż czegokolwiek na świecie. Jego wsparcie jest dla mnie jak tlen, jak ten niezbędny do życia czynnik, który jeśli stracę, to padnę martwa.
– Będzie fantastycznie. Tylko w to uwierz – mówi mi do ucha, a ja przytakuję i ściskam go trochę mocniej.
– U was też, masz mnie informować na bieżąco, co planujecie. Dobrze?
– Przecież i tak mi nie dasz żyć, znam cię – mruczy, niezadowolony, bo nie chcę go puścić, ale w końcu odsuwamy się od siebie na kilka kroków. – Do zobaczenia.
Uśmiecham się do niego pewniej i ruszam w stronę stanowiska zdania bagażu, a później przechodzę przez całą procedurę lotniskową, której nadal nie jestem fanką. Tylko, że dziś nawet się nią aż tak nie denerwuję i kiedy w końcu jestem po tych wszystkich bzdurnych procedurach, od razu ruszam do baru.
Pamiętam czasy, kiedy latałam najtańszymi liniami i napój imbirowy z Pret a Manger na Stansted, był dla mnie synonimem luksusu. Zawsze wtedy patrzyłam na te eleganckie bary z drinkami po kilkanaście funtów i zastanawiałam się, kogo na to w ogóle stać. Teraz mnie stać. Nie sprawia to, w żadnym wypadku, że czuję się zupełnie komfortowo w miejscach pełnych obcych ludzi, ale przynajmniej czuję się odrobinę pewniej.
![](https://img.wattpad.com/cover/131937561-288-k587955.jpg)
CZYTASZ
may I feel? • T.H
FanfictionTrochę jak kot codziennie wybieram to samo miejsce z widokiem na park, grzeje się w ciepłe słońca, kawy i londyńskiej jesieni. Tu najłatwiej mi się skupić, siedząc samotnie w tłumie, gdy piszę kolejne szczęśliwe zakończenie. Dlatego, że szczęśliwe z...