36. Heartbreak is the national anthem

1.2K 141 113
                                    

Jak zawsze jestem na lotnisku kilka godzin za wcześnie, ekscytacja podróżą nigdy u mnie nie mija.

Nawet jeśli podróż przyszła w takich okolicznościach, nawet kiedy jest bardziej ucieczką niż zwykłym wyjazdem.

Trzy razy upewniam się, że na pewno wszystko dobrze spakowałam i idę nadać bagaż rejestrowany. Jeszcze trochę przeciągam chwilę, zanim przejdę kontrolę bezpieczeństwa, jeszcze jeden papieros, jeszcze ostatni raz zaciągnę się dymem i tutejszym powietrzem.

Wiem, że kiedyś wrócę do tego miasta, ale to będą lepsze okoliczności. Może wrócę z tarczą, a nie na tarczy, może przyjadę świadomie, a nie będę uciekać...

Może nie będę pamiętać, że on w ogóle był częścią mojego życia.

Może kiedyś nie będę za nim tęsknić tak jak teraz, tak jak ja i te wszystkie inne dziewczyny.

Stoję, chroniąc się przed wiatrem i obserwuję ludzi, obserwuję rodziny, pary, dzieci. Dzieci – nigdy nie miałam czasu nawet pomyśleć, czy chcę mieć dzieci. Zawsze była praca, praca i zabawa. A dzisiaj mam wrażenie, jakby uciekła mi przez palce duża część życia. Jakbym ostatnie kilka lat żyła poza rzeczywistością i dopiero on musiał się pojawić, żebym znów zaczęła widzieć kolory.

Już nie jestem smutna przez decyzje, jakie zapadły. Jestem wkurwiona, wszystko we mnie gotuję się na samą myśl, jak to mogło się po prostu koncertowo zjebać. Jestem wściekła na niego. Pana Pieprzoną Perfekcję.

Dogaszam papierosa podeszwą szpilek i wracam na lotnisko, idąc pewnie w stronę kontroli bezpieczeństwa.

To już nie tęsknota. To tylko pusty żal, bez najmniejszych nadziei na przyszłość. Wszystko straciło smak, nawet powietrze smakuje jak popiół.

Chwilę chodzę po sklepach, zanim dojdę pod swój Gate i opadnę na metalowe ławeczki z nowym numerem Vogue i miniaturową buteleczką wina.

Zaczynają odprawę i kiedy się podnoszę, zauważam go z daleka, rozpięty płaszcz, rozczochrane blond włosy i opadające na nos okulary. Podbiega do mnie, łapie mnie w ramiona i całuje jak gdyby nigdy nic, jakbyśmy nie mieli za sobą tego całego dramatu. Odpycham go zdecydowanie i odruchowo daję mu w twarz, a kilka osób spogląda w naszą stronę.

– Spóźniłem się? – pyta mnie, uśmiechając się trochę bezczelnie.

– Co ty robisz? Dlaczego tu jesteś? Dlaczego znów torturujesz mnie swoją osobą? – pytam, a właściwie prawie krzyczę. Nie dam mu satysfakcji z moich kolejnych łez, prędzej go zabiję. Nawet jeśli kochałam go wciąż, kochałam go cały czas i każdego dnia na nowo, a on cały czas bardziej i mocniej niszczył mi tym życie.

– Lecę z Tobą, nie pozwolę Ci wyjechać samej. Nie ma mowy, żebyśmy dłużej żyli gdziekolwiek na świecie bez siebie nawzajem.

– Nie lecisz ze mną. Miałeś swoją szansę i ja spieprzyłeś – ucinam, śmiejąc się gorzko.

– Wiem. Wiem, spierdoliłem na całej linii – mówi, podnosząc rękę do góry i przeczesuje włosy palcami, jest taki zdenerwowany, zawsze robi to, gdy jest taki bezsilny. Ten jeden gest sprawia wrażenie, że jest sporo młodszy. – Kocham Cię. Dokładnie to sobie uświadomiłem pięć sekund po tym, jak zamknąłem za sobą drzwi. I Ciebie właśnie chcę, nikogo innego. Nigdy więcej. Tylko Ciebie.

– A gdzie w tym wszystkim to, czego ja chcę? – pytam, czując, że kolejny raz przy nim przegrywam sama ze sobą, gdy łzy cisną mi się do oczu. – Gdzie w tym moje życie?

may I feel? • T.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz