To już szczyt#46

1K 49 8
                                    

Nie mogłam uwierzyć w to jak głupi jest Edward. Wsiedliśmy w samochód i szybko pojechaliśmy do szpitala za karetką. Już miałam przed oczami kilka możliwości tortur jakie wykonam kochanemu braciszkowi, jeśli się dobrze nie będzie tłumaczył.
Widziałam z daleka jak Edward szybkim krokiem wchodzi do szpitala jakby nic się nie wydarzyło. Jak on tak mógł? Jeśli myśli, że nikt nie będzie poruszał tak ważnego tematu jak to, że mógł nas zdradzić to się myli. Grubo myli.

-Rose może zaczekajmy z tą rozmową do jego powrotu do domu?-zaczęła cicho Alice.
-O nie!!! Ja na pewno nie będę czekać!-odparłam wyskakując z samochodu.
Emmett od razu ruszył za mną.
-Skarbie... Może Alice ma rację, tu jest dużo ludzi, jeszcze ktoś Cię usłyszy - próbował mnie udobruchać, ale nie zamierzałam tak tego zostawiać. Zauważyłam Edwarda i od razu do niego podbiegłam
-Idziemy- warknęłam ciągnąc go za rękę w ustronne miejsce. Emmett został przy drzwiach. Nie chciał pewnie być świadkiem mojej awantury.
- Ty idioto!!!- krzyknęłam i uderzyłam go w twarz z taką siłą, że wręcz poleciał na ścianę i uderzył w nią z dużą siłą. Trochę mnie poniosło, ale nie było na to odpowiedniej pory, by od razu przepraszać.
- O co ci chodzi?-zapytał udając głupiego. Myślałam, że zaraz go rezerwę.
-Jeszcze się pytasz?! Najpierw jęczysz, że przez tą laskę nie radzisz sobie z pragnieniem, potem, że wkurza Cię, bo nie słyszysz jej myśli, a teraz bawisz się w jaśnie wielkiego, kurwa mać, Robin Hooda i ratujesz tą życiową kalekę omal nas nie zdradzając!!!!- wrzeszczałam na niego, choć jednocześnie upewniałam się, że nikt nas nie słyszy. Jego mina mówiła wszystko.
-Zrobiłem co musiałem- odparł poważnie, a ja nie umiałam się opanować.

Już wzięłam zamach, by znowu zdzielić go w twarz, tym razem z pięści, kiedy silna dłoń złapała moją, blokując atak. Z zadowoleniem zauważyłam, że to Carlisle. Uznałam, że on da nauczkę Edwardowi.
-Co się tu dzieje?-zapytał.
-Słyszałeś co on zrobił?!-zapytałam patrząc na brata z wściekłością
-Tak. Domyślam się, ale to nie miejsce na takie wymiany zdań-odparł, a ja spojrzałam na ojca z zaskoczeniem.
-Carlisle ma rację. Idę stąd. Lepiej zajrzę co z Isabellą- odparł, a ja zirytowałam się.
-Co? Carlisle i nic mu nie powiesz?!- byłam w szoku. Jak on mógł tak po prostu mu odpuścić?
-Rosalie uspokój się to po pierwsze- odparł jak zwykle opanowany Carlisle.
-Jak mam się uspokoić, skoro on...
-Postaraj się go zrozumieć... Edward od dawna jest sam. Może ta dziewczyna stała się dla niego ważna?
-Przecież to człowiek-odparłam zdenerwowana
-Jakie to ma znaczenie? Zobaczysz, że w końcu dotrze do niego, że zrobił źle i wszystkich przeprosi, a jeśli będziesz na niego naskakiwać to tylko pogorszy wasze relacje- to co mówił mogło być prawdą, ale wkurzało mnie to, że Ed kompletnie się nie przejął tym, że mógł skazać naszą rodzinę na zdemaskowanie.
- Może masz rację, ale jeśli nie, to uprzedzam, że nie wytrzymam- odparłam szczerze i wyszłam ochłonąć przed szpital.

Stałam przed szpitalem obejmując się ramionami.
-Rose..-Usłyszałam niski głos Emmetta.
- Przepraszam Cię kochanie, ale poniosło mnie i to bardzo- odparłam zaczesując palcami włosy do tyłu.
-Wszyscy jesteśmy wściekli, to co zrobił Ed było nieodpowiedzialne, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił dziewczyna zginęłaby- Emmett miał spokojny ton głosu.
Słuchając go rozumiałam, co chce mi powiedzieć.
Edward wiedział, że zdoła uratować tą Isabellę. Pamiętam jak patrzył na ciało Roxane, gdy skoczyła. Jak obwiniał się. Dotarło do mnie, że gdyby dziewczyna zginęła Edward nigdy już nie byłby taki sam. Odwróciłam się w stronę męża i pocałowałam go w usta. W porządku. Musiałam jeszcze raz porozmawiać z Edwardem.
-Masz rację-odparłam szybko
-Jakaś nowość- odparł rozbawiony
-Też Cię kocham niedźwiedziu- odparłam z uśmiechem. Emmett puścił do mnie oczko.
-Czekaj tu na mnie- odparłam i ruszyłam na powrót w stronę szpitala.

Nie chciałam już krzyczeć na Edwarda. Może ta niezdarna dziewucha stawiała nasze dotychczasowe życie na głowie, ale gdyby na naszych oczach doszło do tragedii to z Edwardem byłoby dużo gorzej. Poczułam jego zapach. Zbliżał się w moją stronę. Wciąż byłam zła, ale chciałam z nim normalnie porozmawiać.
-Tu jesteś!!Jeśli myślisz, że możesz tak po prostu...- krzyknęłam, a on podszedł do mnie i objął mnie mocno. Zaskoczona na moment zesztywniałam, ale twarz wtuliłam wprost w zagłębienie na jego szyi. Co by się nie działo, to był mój braciszek. Kochałam go.
-Przepraszam Cię siostrzyczko- odparł głosem pełnym bólu. Nie wiedziałam co się stało i zmartwiło mnie to z jakim smutkiem i poczuciem winy mówił. Delikatnie gładziłam go dłońmi po plecach.
-No już... Jakoś sobie z tym poradzimy...zobaczysz- wyszeptałam. Zrozumiałam, że mimo, iż uratował Bellę, teraz czuł się taki zagubiony. Nie wiedziałam o co dokładnie chodziło, ale cokolwiek by to nie było musiałam go wspierać. Byliśmy rodziną i zawsze, w każdej chwili będziemy się chronić. Staliśmy tak wtuleni w siebie jak małe dzieci. Potem z uśmiechem na ustach objęłam go i razem ruszyliśmy w stronę naszego samochodu na zewnątrz. Cała złość jaką czułam minęła mi zastąpiona troską o mojego brata.

#Od Autorki

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodobał.

Wiem, że nie piszę zbyt czesto, ale teraz mam trochę trudniej. Mało czasu, nauka i dużo pracy. Staram się jednak jak się da. Poza tym mam jeszcze projekt opowiadania o Emmecie.

No jednymi słowy nie wyrabiam się, przepraszam

Jeśli rozdział się podoba dawajcie gwiazdki

Może też jakiś komentarz?

Pozdrawiam

Roxi

Zimne serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz