Jak zawsze#47

875 48 7
                                    

Kiedy wraz z Edwardem wsiadłam do samochodu,gdzie czekała na nas reszta nikt z początku nie odważył się odezwać co do tematu akcji jaką odwalił Ed. Każdy bał się, że znów wybuchnę złością. Nie byłam nerwowa, ale impulsywna. Jedna iskra w moim przypadku wywoływała pożar. Wszyscy patrzyli karcącym wzrokiem na Edwarda. Poza Emmettem. On nigdy nie pokazywał złości. To był przecież mój słodki misiu. Moja kruszynka. Zawsze taki kochany.

Wróciliśmy do domu i postanowiłam zająć się sobą. Nie miałam już siły ponownie krzyczeć czy jakkolwiek wypowiadać na temat tego co stało się dziś przed szkołą. Byłam zmęczona. Naprawdę. Choć teoretycznie wampiry się nie męczą. Guzik prawda. Zrobiło się ciekawie, gdy w pewnym momencie do domu wrócił Carlisle. Widziałam jak Edward spuszcza wzrok. Czekała go trudna rozmowa. Coś o tym wiedziałam.
-Edward proszę choć do mojego gabinetu- ton głosu ojca nie zdradził nam żadnych emocji. Spojrzałam na brata współczująco. Biedny. No, ale jak kara to kara.
- Jasne- odparł spokojnie, ale wiedziałam, że to tylko pozory. Weszli do małego pomieszczenia. Dopóki nie było słychać krzyków uznałam, że nie jest najgorzej. Usiadłam na kanapie obok Emmetta i przytuliłam się do jego klatki piersiowej. Momentalnie objął mnie swoim wielkim ramieniem i pocałował w czoło.
-Kocham Cię- odparłam od tak i wciąż tuląc do jego torsu spojrzałam mu w oczy. Uśmiechał się z tym błyskiem w oku, który uwielbiałam.
-Ja Ciebie też aniele- odparł i pochylając się złączył nasze usta do czułego pocałunku.

Edward i Carlisle weszli na powrót do salonu. Starałam się zgrywać nadąsaną, ale tak na prawdę już odpuściłam Edowi. Poza tym ciężko było udawać zagniewaną, gdy tuliło się do siebie takiego faceta jak Emmett. Nie potrafiłam ukryć uśmiechu, gdy do akcji wkroczyła Alice.
-Hej Edi jak tam Bella? Będziecie parą? Podoba ci się? Fajna jest, taka słodka i niezdarna
-Nie Al nie będziemy parą- odparł ze zmęczeniem. Wiedziałam, że mała tak szybko nie odpuści.
- Och daj spokój Ed tobie też przyda się towarzystwo
-Jasne, jak będę go potrzebował to sobie kupię psa, ok?- po tych słowach zobaczyłam rozbawienie na twarzy Emcia.
-Po co kupować, mieszka ich tu spore stado- odparł z rozbawieniem mój ukochany. Te słowa wyraźnie nie spodobały się Edwardowi.
-Tych stworów lepiej nie prowokować bracie- odparł poważnie.
-O matko...- jęknął nagle Em, a ja spojrzałam na niego pytająco. Edward także.
-Co?-zapytał rudowłosy.
-Chyba trochę za późno...-odparł nagle Emmett i w tym samym momencie poczuliśmy wszyscy dobrze znany smród. Usłyszałam dzwonek do drzwi i wszyscy spojrzeliśmy na Emmetta.
-Otworzę...-odparł Carlisle. Ruszył do holu, a ja zmierzyłam ukochanego gniewnym wzrokiem.
-Coś ty znowu nawywijał?-zapytałam szeptem. Emmett tylko lekko potarł dłonią po włosach.
- Witam w czym mogę pomóc?- usłyszałam miły głos Carlisla dochodzący z holu.
-Nazywam się Sam Ulej i jestem alfą w stadzie tutejszych Zmiennokształtnym- usłyszeliśmy. -A to Billy Black, jeden ze starszyzny- świetnie. Wilki. Ciekawe co ich tu sprowadza. Myślałam nerwowo
-Miło mi, Carlisle Cullen. Zdaje się, że się znamy Billy?-zapytał Carlisle, a ja nie wiedziałam skąd mogą znać się ci dwaj. No, ale cóż. Po dłużnym namyśle uznałam, że pakt jaki został zawarty między nami, a wilkami musi być bardzo stary i pewnie z czasów młodości Carlisla.
-Tak, stare dzieje, ale widzę, że przestałeś przestrzegać nasze zasady- usłyszałam niski głos mężczyzny. Kiedy zerknęłam lekko z salonu dostrzegłam, że siedzi on na wózku.
-Nie rozumiem...-odparł spokojnie Carlisle.
-Twój syn prowokował młode wilki na granicy naszych ziem- odparł starszy, a ja spojrzałam na Emmetta z takim gniewem, że aż się skulił na swojej kanapie. Alfa zaczął coś tłumaczyć Carlislowi.
-Młodzi są narwani, szybko tracą kontrolę. Może to spowodować, że zaczną się zmieniać liczne liczby nastolatków w rezerwacie. Nie chcemy, by to wszystko jakkolwiek szło na skróty
-Nadal nie rozumiem...mój syn na granicy? Zaraz...Emmett?!-krzyknął Carlisle, a ja wiedziałam, że taki wybryk może drogo Emmetta kosztować. Wtedy jednak do holu wpadł Ed.
-To nie Emmett, tylko ja tato...-odparł, a ja chwyciłam torebkę leżącą na stoliku i zaczęłam nią okładać Emmetta. Jęczał cicho, ale był przyzwyczajony do tego, że umiem uderzyć.
-Ty idioto!Co ty sobie myślałeś?-krzyczałam szeptem.

Po chwili podeszłam blisko holu, by posłuchać dalszej rozmowy.
- Zdajesz sobie sprawę jakie to było głupie?
- Oj tak...bardzo głupie-odparł Ed dokładnie wiedząc, że Emmett słyszy każde jego słowo.
-Jak mogłeś coś takiego zrobić?
-Zabij mnie..nie mam pojęcia co miałem w głowie!!- kolejne słowa wręcz wykrzyczał, co mnie osobiście rozbawiło. Zwłaszcza, że Emmett skrzywił się jak po cytrynie.
-Porozmawiamy o tym, teraz marsz do swojego pokoju- odparł Carlisle, a Edward ruszył do salonu. Przechodząc obok nas spojrzał prosto w oczy Emmetta i tylko pokręcił głową. Kiedy poszedł na górę i zamknęły się drzwi od jego pokoju długo nie wytrzymałam i pobiegłam do niego.

Zapukałam do drzwi.
-Wejdź-odparł,a kiedy znalazłam się w jego pokoju siedział na parapecie okna.
-Chciałam ci podziękować- zaczęłam.
-Za co?-zapytał z lekkim uśmieszkiem na ustach. No tak. Podziękuj tu facetowi. Zaraz zaczyna być dumny jak paw.
-No za to jak kryłeś Emmetta, to było super- odparłam naprawdę wdzięczna za to co zrobił.
-Mam nadzieję, że wstawicie się za mną, kiedy Carlisle będzie chciał mnie wyrzucić z domu?- zażartował. Wiedziałam jednak, że się tego obawia. Nie sądziłam,by coś takiego miało się kiedyś wydarzyć, ale jeśli to sama także bym odeszła. Tylko wszyscy razem tworzymy rodzinę. Kiedy kogoś zabraknie to nie będzie to samo.
-Nie zrobi tego, jesteś ulubieńcem Esme- postanowiłam poprawić mu humor.
- Dobrze wiedzieć...- odparł znów się śmiejąc.
Podbiegłam do niego i przytuliłam najmocniej jak umiałam.
-Och siostra co za czułość, mam się bać?- znów usłyszałam jego rozbawiony ton głosu.
-Weź, a ty ciągle żartujesz-odparłam i udając obrażoną odepchnęłam go od siebie. Tym razem to on mocno mnie przytulił.
-A choć tu ty ślicznoto -odparł. Wybuchłam śmiechem, a on wziął mnie na ręce i wyskakując przez okno wskoczył na dach.
-Czyli nic się nie zmieniło?- zapytałam z zachwytem patrząc jak na horyzoncie znika powoli słońce
-Jak zawsze...- odparł z lekką ironią w głosie. Tak. Jak zawsze. Od tylu lat patrzymy z dachu na ten zachód czy wschód. Wciąż taki sam. Niezmienny. Zupełnie jak my.
- Tak...jak zawsze- odparłam i położyłam delikatnie głowę na jego ramieniu.

#Od Autorki

Kolejny rozdział. Wiem nie było go miesiąc. Lol.

Jednak tyle komentarzy z prośbą by się pojawił coś oznacza. Tak więc wzięłam się do pisania i jest. Nie pytacie o której godzinie go dodaję, bo to jakaś masakra. Jest jak na razie 01:25 😲😲😲😲

No ale mam nadzieję, że mimo wczesnej( albo później sama nie wiem) pory rozdział mogę uznać za udany.😄😄

Dawajcie gwiazdki i komentarze

Pozdrawiam

Roxi

Zimne serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz