Ognisko#61

501 25 2
                                    

Kiedy zajęły się pierwsze partie drewna i ogień zaczął dawać nam ciepło, którego pozornie nie potrzebowaliśmy poczułam, że się odprężam. Usiadłam na pniu obok Emmetta powoli sącząc wino z dobrego rocznika jak na tę okolicę. Wszyscy byliśmy ostatnio zbyt mocno zabiegani. Poddenerwowani, a sprawa obcych wampirów w okolicy wciąż nie została załatwiona ani naprawiona.

Wiedziałam, że Carlisle stara się dowiedzieć czegoś więcej o wędrownych, a sama wizyta indian niczego nam nie ułatwiała. Alice usiadła obok taty i czekała z ochotą na jego występ z mamą, która już zastanawiała się co nowego nam zaśpiewać. Wreszcie ciszę wypełniły pierwsze dźwięki gitary, a Esme zaczęła śpiewać.

-Cisza pośród drzew,
Co śpią snem głębokim,
Tak jakby nigdy już
Nikt nie miał usłyszeć ich nut,
Chłód zimy przeszywa mnie
Na wskroś swym zimnym wzrokiem,
Jakby już wiedział, że
W mej duszy lód…
 
Pod niebem unosi się
Mój cień, tkany z bólu
Lat minionych, co
Na zawsze już miały pójść
Tam, gdzie byłaś Ty, gdzie ja
Wciąż patrzę, choć nie chcę już
Widzieć w odbiciu wciąż
Prawdziwej mnie…

Drwi smutku król,
Władca łez,
Niewidoczny ból,
Jestem…
Wciąż jestem…
Jestem.

W Twych oczach nie ma już nic
Ze zmierzchu przeklętych dni,
Wierzysz, że czasy złe
Rozpadły się w drobny pył…
Tylko serce znów tak jakby przestało bić,
Lecz trzeba powstać i znów
Przed siebie iść…

Melodia była niczym wyjęta ze starej baśni. Klimat udzielił się nam wszystkim i już po kilku dźwiękach bujaliśmy się do słowiańskiej melodii. Nigdy nie byłam w tamtych stronach świata, ale słysząc te pieśni i wczuwając odrobinę w ten pradawny klimat miałam ochotę dokądś wyjechać. Poznać coś nowego. Oderwać się na trochę od tego cholernego Forks.

Emmett najciszej jak umiał chwycił butelkę z winem i dolał mi kolejną lampkę. Zapach winogron i głęboki smak alkoholu sprawiły, że moje chwilowe przygnębienie odeszło w niepamięć. Wtulona w ramię ukochanego słuchałam coraz to piękniejszych pieśni jakie mogła znać tylko Esme.

Było tak pięknie. Później wszyscy śpiewaliśmy piosenki. Tańczyliśmy wokół ognia i śmialiśmy w głos z kawałów jakie opowiadał Emmett. Wraz z Alice zaczęłyśmy opowiadać straszne historie, a Jasper specjalnie na naszą prośbę w odpowiedniej chwili sprawiał, że reszta zgromadzonych zaczęła odczuwać strach.

Nie wiedzieć skąd, Emmett zdobył kolejny karton pełen butelek z dużo mocniejszym alkoholem i w którymś momencie po prostu się upiliśmy. Wampiry nie śpią za to utrata świadomości może u nas nastąpić i tak właśnie stało się w moim przypadku. Po raz drugi w ciągu dwóch dni. Naprawdę popadałam w alkoholizm. Obudziły mnie krople zimego deszczu zmieszanego ze śniegiem. Ognisko prawie już wygasło. Emmett wciąż leżał na ziemi bez życia i gdy tak na niego patrzyłam nie dostrzegłam najmniejszego śladu na to, że jest zwyczajnym człowiekiem. Gdy traciliśmy z przepicia przytomność wyglądaliśmy jak trupy. Po prostu...

Esme i Carlisle siedzieli spokojnie w salonie i nie zamierzali nas choćby tknąć. Po prostu...każde z nas znało umiar. Kiedy go przekroczyliśmy rodzice nie ingerowali. Ognisko nie zgasło jednak samo, a dokładnie zostało zagaszone wodą, więc nic nam nie groziło.
Siedziałam na deszczu czekając, aż mój malutki się ocknie. Piękno chwili nie trwało zbyt długo, a szary i ponury poranek znów uderzył we mnie z nawałem rzeczywistości.

Może i był weekend, ale co można robić przez czterdzieści osiem godzin ? Nie miałam już ochoty moknąć, więc po prostu chwyciłam Emmetta i zaczęłam nieść w stronę naszego pokoju. W którymś momencie otworzył oczy. Zatrzymałam się więc i uśmiechnęłam do niego.

-Witamy wśród martwych- odparłam, a on zaśmiał się.

-Och Aniele, nawet nie wiesz jak kocham takie przebudzenie, gdy to właśnie ty jesteś pierwszym co widzę po otwarciu oczu- wyznał.

-Och kochanie, pomyśl jak to ciekawie musi z boku wyglądać- odparłam, bo jakoś rozśmieszał mnie fakt, że trzymam w ramionach ogromnego umięśnionego faceta.

Emmett ryknął śmiechem i wyskoczył z moich objęć z prędkością światła podrzucając mnie i łapiąc w swoje wielkie łapska.

-Tak lepiej?-zapytał, a ja splotłam dłonie na jego karku i pocałowałam go w usta z czułością.

-Idealnie- odparłam i ruszyliśmy do naszej sypialni. Może jednak Coś się znajdzie na te czterdzieści osiem godzin- pomyślałam, gdy rzucał mnie na nasze łóżko i zaczął się rozbierać. Zastanawiając się czy naprawdę tego chcę teraz i tu pozwoliłam mu się rozebrać. Edward właśnie wyszedł. Nawet nie siedział z nami przy ognisku. Był tak nakręcony jakby nigdy dotąd nie widział dziewczyny, a ja obawiałam się, że ta cała Bella tak się w nim zakocha, że zwariuje jak Roxane i ją też będę musiała zabić nim spali nasz dom jak tamta wariatka.

Widząc nagiego Emmetta nagle od tak odpędziłam myśli o Edwardzie dając mu wolną rękę. Niech robi co tam chce- pomyślałam. W końcu tej całej Belli też się coś należy w tym jej marnym, nudnym, krótkim i niezdarnym życiu. Uniosłam się na łokciach i niczym wąż oplotłam swoje nogi na biodrach Emmetta dając upust stłumionym emocjom i sprowadzając je do jednego. Rozkoszy.

-Och aniele- szepnął Emmett z uśmiechem na ustach i przygniatając mnie swoim ciałem pozwolił sobie na ostrzejszą grę. Poddałam się jej bez oporów. Wreszcie nikt nam nie przeszkadzał.

______________________________________________

Kolejny rozdział. Co myślicie?

Nieco ognisty prawda?

Uwielbiam tych dwoje, ale naprawdę nie wiem jak idzie mi ostatnio to pisanie. Musicie wyrazić swoją opinię

Piszcie komentarze, a gwiazdki możecie pominąć

Pozdrawiam

Roxi

Zimne serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz