Mecz z rodziną i nie tylko #65

575 18 12
                                    

Kiedy wróciliśmy do Forks zbliżał się wieczór. W domu na szczęście nie było już Belli, choć jej zapach wciąż unosił się w powietrzu. Edwarda także nie było. Może to i lepiej zważywszy, że nie byłam wśród członków rodziny, by powitać radośnie jego apetyczną koleżankę.

Właściwie to gdybym chciała już dawno pozbyłabym się tego ,,problemu". Jedno tylko mnie powstrzymywało- nie mogłabym odebrać jej życia, kiedy sama tak bardzo go pragnęłam. To byłoby dziwnie okrutne. Poza tym, gdyby coś jej się stało, nie byłam pewna co zrobiłby mój brat.

Alice od progu przywitała nas radosnym uśmiechem, jakbyśmy wcale się nie pokłócili. Typowe.

-Emmett, ale świetnie wymyśliłeś z tym meczem dzisiaj wieczorem. Skąd wiedziałeś, że będzie burza?-zapytała, a Em spojrzał na mnie zakłopotany. Czyli to jest ta niespodzianka. Dawno nie było meczu, więc i mnie ten pomysł się spodobał. Jednak nie znałam jeszcze haczyka jaki tkwi głęboko w szczegółach.

Kiedy siedziałam w sypialni, usłyszałam jak Edward wchodzi do domu. Tak jak mnie i Emmetta i jego musiała dopaść Alice.

-Co się stało? Masz gniewne spojrzenie, zagryzasz wargi, wlosy ci oklapły, czyli ktoś Cię rozgniewał, mów-odparła, a jej szybki opis wyglądu naszego rudzielsca zobrazował mi bardzo dokładnie jak bardzo wściekły musi być Ed. Przez chwilę miałam nadzieję, że to przez Bellę, ale cóż.

-Jedno słowo, wilki-odparł, a z dołu doszedł odgłos tupnięcia malutką nogą o podłogę.

-Auuu!!! Warczący problem- odparła wyjąc przeciągle Alice. Zaśmiałam się cicho, a Ed tylko prychnął i zaczął zbliżać w stronę schodów i zaczął powoli wchodzić na górę. Zaraz za nim stukały małe nóżki naszej słodkiej Alice. -A Bella przyjdzie prawda?- słysząc to pytanie zagryzłam dolną wargę i spojrzałam na Emmetta z wściekłością. Ten jednak oglądał właśnie jakąś komedię i nie zamierzał zwracać na mnie uwagi.

-Tak przyjdzie usłyszałam potwierdzenie Edwarda i cała radość z bejsbolowego meczu prysnęła.

-Pysznie- zaklaskała Al, a potem na chwilę ucichła. -Ale ty to się lepiej ogarnij, wyglądasz jak...tarzan- odparła i sądząc po krokach ruszyła po schodach na dół.

- Dlaczego jak tarzan?-zapytał, a ona zahichotała.

-Masz liście we włosach, dzikie spojrzenie i włosy w stylu przyklepię to będzie lepiej, wystarczy ci?-zapytała, a ja zakryłam usta dłonią, by nie było słychać jak się głośno śmieję.

Emmett zaciekawiony hałasem panującym przy pokoju wyjrzał z niego w momencie, gdy Edward nieco się zdenerwował.

-O ty chochliku ty!!-ryknął, a Alice   pisnęła i rzuciła się do ucieczki śmiejąc się na głos.

-Edward daj spokój, tej malizny nie dogonisz- odparł rozbawiony Emmett.-Lepiej idź się jakoś... no ten...odświeżyć, żeby twoja panna nie pomyślała, że zamiast perfum pryskasz się odświeżaczem powietrza sosnowy las po burzy- odparł i oboje wybuchli śmiechem. Nawet ja już się nie kryłam i śmiałam głośniej.

Kiedy usłyszałam dźwięk wody z pod prysznica postanowiłam policzyć się z Emmettem. Ruszyłam więc do salonu, gdzie zdążył się udać. Gdy tylko zobaczył moją minę podniósł ręce do góry.

-Nie bij, proszę. Dopiero od wczoraj mam zrobiony manicure - krzyknął, a ja spróbowałam zachować powagę, ale jakoś mi to nie wyszło. Kiedy zaczęłam się śmiać, Emmett podmuchał swoje palce i spojrzał na mnie radośnie - Manicure dobra rzecz - przyznał, a ja tylko złapałam się za głowę.

-Boże! Faceci są jak podatki, tylko jeden procent się do czegoś nadaje- jęknęłam i poszłam do pokoju odprowadzana ściszonym chochotem Alice i Esme.

Zimne serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz