Roz. 16 Trafiony Załatwiony

1.3K 78 5
                                    

            Szedł szybkim krokiem. O tej porze na ulicach nie było już nikogo. Bawiło mnie to, że co chwilę ogląda się za siebie. Bał się. Wiedział, że jest następnym na mojej liście. Zaśmiałam się tak, by to usłyszał, a on zaczął wolno biec. Popchnęłam go w prawy bark. Odwrócił się, a ja byłam już za nim i znowu popchnięcie. Przerażony nie wiedział co ma robić- Gdzie jesteś Rosalie, wiem, że to ty! - krzyknął, a ja ponownie zachichotałam i popychając nakierowałam w stronę opuszczonej dzielnicy.
             Tam zwykle było cicho i nigdy żaden z mieszkańców nie usłyszał wołania o pomoc. Dlatego tam właśnie zazwyczaj mafia mordowała swoich klientów, którzy nie oddawali im kasy.
          Louis spostrzegł za późno, gdzie go zapędziłam. Był w samym środku pustej dzielnicy. Z nikąd ratunku. Pchnęłam go mocniej i upadł na ulicę i jeknął z bólu. Prostym kopnięciem połamałam mu rzebra. Krzyknął płacząc jak mała dziewczynka.
         Roześmiałam się perliście. Bawiło mnie to jak drżąc że strachu zaczął się czołgać próbując uciec. W końcu zerwał się na równe nogi i zaczął uciekać- Bawimy się w berka? Super, ganiam! - krzyknęłam, kiedy był już jakieś osiem metrów dalej. W sekundę znalazłam się na jego drodze blokując mu ucieczkę. - No co ty, już  nie chcesz się bawić? Przecież jest tak miło- drwiłam z niego, a on wciąż próbował uciekać.
                 Kiedy znalazłam się znowu przed nim zdzielił mnie pięścią w twarz. Syknęłam odruchowo wysuwając kły. Cofnął się- Czym ty jesteś? - zapytał, a ja znowu zaczęłam zachowywać się jak dama- Na prawdę chcesz wiedzieć? W sumie powiem Ci- odparłam krążąc wokół niego- W końcu zabierzesz moją tajemnicę do grobu- odparłam, a on zaczął odruchowo się cofać- Jestem wampirem, skarbie- odparłam, a  on zaczął wysuwać przed siebie dłonie i krzyżować palce tworząc z nich krzyż.
                 Wybuchłam śmiechem.  - O nie! Boję się, boję się, boję się- powiedziałam sarkastycznie. On idąc wciąż do tyłu potknął się. Kucnęłam przy nim. Nie zauważyłam nawet kiedy znalazł długi kołek. Fragment krzesła ostro zakończony i dźgnął mnie nim, a właściwie próbował, bo jakoś nie chciał się we mnie wbić.
                         O jak przykro. - Myślisz, że ta drzazga mnie zabije? - zapytałam i wyrywając mu kij z rąk roztarłam w dłoniach na pył. Patrzył teraz z przerażeniem- błagam nie zabijaj mnie- mówił nie ruszając się już nawet o milimetr. - Zawsze to samo, pytania, krzyki i w końcu błagania, nie zabijaj mnie, mam żonę i dwójkę dzieci do wykarmienia- naśmiewałam się z niego- Nie rozumiesz, że gówno mnie obchodzi co teraz czujesz? Ja też chciałam mieć dzieci, rodzinę, a między innymi przez ciebie mogę już o tym zapomnieć! - krzyczałam- Przepraszam, przepraszam- szeptał- Przepraszasz? Hmmm... Nie wybaczę- odparłam i biorąc za włosy szarpnęłam mocno, by wstał- Chcesz żyć to klękaj- odparłam wyciągając spod sukienki broń.
                 Dla mężczyzn tak dumnych jak on klękanie i błaganie o litość przed kobietą były niezwykle faux pas, nietaktowne i upokarzające. - Nie! - odparł stanowczo, a ja uśmiechnęłam się promiennie- Chcesz żyć to klękaj- powtórzyłam,a on spojrzał na mnie i odparł- Nie! - jeszcze bardziej stanowczo- Nie? - zapytałam i strzeliłam mu w kolano. Uklęknął. - No tak lepiej- odparłam, a on wył z bólu.- Teraz dobrze się zastanów nad tym co zrobiłeś w życiu złego i przygotuj sobie rachunek sumienia- odparłam i zaczęłam krążyć wokół niego jak wygłodniały wilk.
                   Zatrzymując się przy lewej, zdrowej nodze spojrzałam na niego gniewnie i kręcąc głową z dezaprobatą kopnęłam go mocno poniżej kolana łamiąc kość w kilku miejscach. - Aaaaa !!! - krzyknął wijąc się na brukowej  kostce niczym wąż. Czułam jego krew. Pachniała tak wyśmienicie. Znów kopnęłam go w rzebra. Drgnął i zaczął się dusić.
           Oddychał ze świstem i wiedziałam, że długo nie pożyje. Czemu więc nie posmakować odrobinę jego krwi? Ugryzłam go w szyję i zaczęłam ssać. Bronił się chwilę, a potem zwiodczał. Z jego ust wydobywało się bulgotanie. Upiłam jeszcze kilka łyków i odsuwając się odrobinę przycisnęłam mocno dłoń do jego klatki piersiowej.  Usłyszałam znajome chrupnięcie. Ciało zadrżało w konwulsjach, a serce biło coraz szybciej i szybciej, aż w końcu stanęło. Otrzepałam się z kurzu i dumnym krokiem ruszyłam w stronę domu. Jednego śmiecia mniej.

Zimne serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz