Taki sobie happy end#67

1K 27 17
                                    

Wraz z Esme dobijałyśmy się na komórkę Emmetta, Edwarda i Carlisle'a, aż w końcu każdy z nich kolejno do nas zadzwonił. Kiedy Charlie wyruszył jak szalony na lotnisko eskortowałyśmy go z bezpiecznej odległości, aż do samolotu. Nadal nie było nic wiadomo o rudej. Sądziłyśmy, że lepiej trzymać rękę na pulsie. Z Bellą nie było tak źle, jak mogło być. Carlisle powiedział nam o tym co zrobił Edward. Tp było ogromnie trudne zadanie. Wyssać z rany jad i nie wypić krwi dziewczyny, powstrzymać się w momencie, gdy było to konieczne. Sama nie wiem, czy ja byłabym do tego zdolna.

Wróciłyśmy do domu, chociaż Esme chciała tak jak Carlisle być przy Belli w szpitalu w Teksasie. Nie pozwolił jej na to, bo nie chciał bym została sama, nim Emmett nie wróci samochodem do domu. Jego postura i wielkość budziły strach i zwracał zbyt wielką uwagę na siebie to też nie pokazał się policji ani rodzicom Belli, gdy ci przybyli. Wsiadł w samolot i zjawił się w domu po kilku godzinach, które dla mnie były męką. Jasper został w hotelu, by Alice nie czuła się samotna.

Ja zaś zdążyłam już tak się stęsknić, że kiedy Em wszedł do domu, natychmiast do niego podbiegłam i przycisnęłam usta do jego ust. Położył dłonie na moich plecach, obejmując mnie ramionami niczym niedźwiedź, a potem nasz pocałunek stał się bardziej namiętny. Esme, która siedziała jak dotąd w salonie, wstała i ruszyła do kuchni nucąc pod nosem melodię z pięknej i bestii. Odsunęłam się od niego tylko na moment. Chciałam spojrzeć mu w oczy. Uśmiech zagościł na naszych twarzach. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić Em przerzucił mnie sobie przez ramię i poniósł do sypialni. Zaśmiałam się donośnie, kiedy wynosił mnie po schodach.

Rzucił mnie na łóżko niczym worek kartofli, a potem zaczął się rozbierać. Patrzyłam na niego z pożądaniem, a gdy stał już przede mną całkiem goły uklęknęłam na łóżku i powoli zaczęłam zdejmować swoje ubrania. Począwszy od bluzki, a na bieliźnie skończywszy. Podszedł do krawędzi łóżka, a ja objęłam go splatając dłonie na jego karku i pozwoliłam, by w jednej sekundzie przycisnął moje ciało do poduszki.

-Tęskniłam misiu- szepnęłam między pocałunkami.

-Ja tym bardziej aniele- odparł, a ja posłałam mu promienny uśmiech i wróciliśmy do przerwanych na moment czułości. Kochaliśmy się do wieczora. Wreszcie mieliśmy czas dla siebie. Jak jedna wizyta człowieka w naszym domu mogła doprowadzić do tak wielu nieprzewidzianych wydarzeń? Zaczynałam mieć naprawdę duże podejrzenia, co do tego, że tamta dziewczyna jest jakaś totalnie pechowa.

Właściwie to nie wróżyłam jej długiego życia. Z takim fartem do kłopotów cudem będzie, jeśli przeżyje do dwudziestki. Gdy Emmett brał prysznic, ja włożyłam na siebie pierwsze, lepsze ciuchy i wyszłam przez okno na dach. Uwielbiałam wspinać się tu odkąd pamiętam. Zwykle siedziałam tutaj z Edwardem. Teraz on siedział przy łóżku nieprzytomnej Belli, a ja samotnie spoglądałam w gwiazdy. Nocne niebo było takie jak my. Nic się nie zmieniało mimo upływu lat.

Mimo to wciąż było piękne. Właściwie nie czułam już potrzeby rozdzielenia Belli i Eda. Czułam, że ten związek nie przetrwa. Sama nie wiem czemu, ale tak po prostu było. W końcu może i teraz przeżyje, ale za kilkadziesiąt lat umrze ze starości albo szybciej zginie niefortunnie potrącona przez jakiś samochód. Życie już takie jest. Krótkie i kruche. Nie sądzę, by Edward był na tyle głupi, by chciał przemienić ją w jedną z nas. Na to nigdy się nie zgodzi. Jest zbyt zasadniczy.

Emmett dołączył do mnie i siadając obok, objął mnie ramieniem.

-O czym tu tak myślisz?- zapytał, a ja uśmiechnęłam się delikatnie.

-O tym, czy kiedyś wreszcie nasze życie będzie choć trochę nudne- odparłam, a on zaśmiał się głośno.

-Co? Czyżbyś miała dosyć wrażeń?- zapytał, a ja skinęłam głową.

Zimne serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz