Rozdział 21 Royce King II

1.5K 78 3
                                    

             Zastanawiałam się jak kobieta może się zemścić na swoim niedoszłym mężu. Royce zniszczył mi życie. Chciałam teraz mu za to zapłacić. Skoro zostałam sama i nie mam dokąd wracać niech poczuje na własnej skórze najbardziej znany mi ból, ból istnienia.
             Założyłam na siebie suknię ślubną, którą zabrałam z domu, gdy obchodziłam. Nie wiedziałam co zrobię potem. To nie miało już znaczenia. Liczyło się tylko tu i teraz. Nawet nie miałam problemu z tym, że zobaczą mnie jego ochroniarze. Każdy szybko zginie. Nie będą mogli rozpowiedzieć kto ich załatwił.
                        Czułam taką wściekłość, bo nie miałam już niczego. Domu, rodziny, a o mężu i dzieciach mogłam zapomnieć. Byłam rozbita. Pomyślałam, że gdy zabiję Kinga to spróbuję wrócić do Cullenów. Jeśli mnie odrzucą pomyślę co dalej. Moje oczy wciąż były czerwone jak szkarłat. Nie martwiło mnie to tak jak to, że z trudem pasowałam nad sobą, gdy wyczuwałam w pobliżu człowieka.
        Zeskoczyłam z wysokiego drzewa, na którym jak na razie spędziłam większość czasu i rzuciłam się biegiem do Royca. Nie mogłam się doczekać, aż będę słyszała odgłos jego pękających kości i głośny krzyk przepełniony bólem.
                    Już miałam atakować pierwszych ochroniarzy, gdy ktoś mocno złapał mnie za rękę w wciągnął za róg budynku- Edward? Co ty tu robisz? - szepnęłam wkurzona. - Pomagam mojej młodszej siostrze- odparł- Ciekawe jak? - zapytałam szeptem- Załatwię kilku tu na dole, Royce siedzi na górze, więc będziesz miała trochę czasu- wyszeptał- Carlisle cię zabije- odparłam w głębi serca ciesząc się z tego, że chce mi pomóc- Nie dowie się- odparł cicho i ruszył powoli w stronę ochrony.
                    Chwyciłam go za rękę, a on spojrzał na mnie- Dziękuję- szepnęłam i w myślach dodałam,, Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam, nie powinnam była wtrącać się w sprawy między tobą, a Roxi"- Edward machnął tylko ręką.
                 Patrzyłam jak świetnie się bawił wciągając w ciemności nocy pojedyńcze ofiary. Kiedy zabił jednego i drugiego, trzeci zdarzył zgłosić napad. Musiałam wkroczyć do akcji. Otworzyłam, a właściwie wyrwałam drzwi od budynku( co poradzę, zdenerwowana jestem) i wybiegłam do środka. Tam czekało na mnie czterech mężczyzn z bronią w ręku. - Stój, bo strzelimy! - odparł jeden, a ja oparłam się o ścianę i w myślach odparłam,, Edward są twoi, nie chcę sobie ubrudzić sukni".
                     Chwilę później do pomieszczenia wparował mój brat i szybkim ruchem rozbroił wszystkich niedługo już żyjących ochroniarzy. Swoją drogą Royce to straszny tchórz skoro wynajął do ochrony aż tylu mężczyzn. - Kim jesteś? - zapytał jeden z nich, a ja uśmiechnęłam się do niego i zaśmiałam krótko. Edward kopnął go pod kolanem, a ten uklęknął.
             Szarpnęłam go za włosy, aż spojrzał mi prosto w oczy- no widzisz i od tego pytania trzeba było zacząć- odparłam i lekkim zwinnym ruchem skręciłam mu kark. Edward skrzywił się odrobinę, ale zaraz jego twarz znów była zimna i bez uczucia. - Nie musisz tego robić, to nie twoja zemsta, nie chcę żebyś się potem za to obwiniał- odparłam.
                   Pozostali ochroniarze panicznie szukali drogi ucieczki. Patrząc na Edwarda szarpnęłam za ubranie jednego z nich, który chciał mnie ominąć i uciec na zewnątrz i rzuciłam nim o ścianę naprzeciw mnie.  Stracił przytomność i upadł na podłogę bezwładnie. Był martwy. Nie przejmując się tym wciąż wpatrywałam się w Edwarda- Po prostu miejmy to już za sobą- odparł cicho , a ja widziałam jak wiele go to kosztuje.
                    Po kolei podchodził do każdego z uciekających ochroniarzy i jednym uderzeniem łamał ich kości jak patyki, a ci podali na ziemię jak szmaciane lalki, martwi z otwartymi oczami w których jakby zastygło przerażenie. - Royce, skarbie idę do ciebie! - krzyknęłam zdając sobie sprawę z tego, że na piętrze jest jeszcze paru uzbrojonych mężczyzn. Edward nie wyglądał na zachwyconego tym faktem..
                      Wbiegł na górę tuż za mną i dorwał jak oszalały jednego z atakujących mnie mężczyzn. Szarpnięciem oderwał mu głowę jak od cięcia nożem. Krew trysnęła na wszystkie strony brudząc odrobinę dół mojej sukni. Pięknie. To by było na tyle jeśli chodzi o czystość i elegancję.
                 Edward nie wiedzieć jakim cudem nie miał na sobie nawet plamki. Rzucił zwłoki daleko od siebie. Widziałam z jakim trudem się kontroluje. Pozostało dwóch ochroniarzy przy głównych drzwiach do pokoju Royca. Słyszałam jego szybko bijące ze strachu serce stojąc na korytarzu.
                Spojrzałam na Edwarda i zobaczyłam, że jest bliski szaleństwa w jakie wpada praktycznie każdy wampir czujący ludzką krew. - Edward? Spójrz na mnie... - odparłam ale nie zareagował-Edward, do cholery!! - krzyknęłam i w końcu zwrócił na mnie uwagę. - Wyjdź na zewnątrz, dam sobie radę, zaczekaj tam na mnie- odparłam, a on zaciskając zęby wybiegł z budynku.
               Jeden problem z głowy. W życiu nie darowałabym sobie, gdyby pomagając mi stracił nad sobą kontrolę. Mnie Carlisle mógł nienawidzić, ale nie Edwarda. Zbyt wiele razy mi pomagał nie mogłabym znieść takiego poczucia winy. Podeszłam powoli do ostatnich ochroniarzy.
                         Popatrzyli na mnie i pukając w drzwi zapytali- Szefie jest tu jakaś kobieta, mamy ją wpuścić? - uśmiechnęłam się do nich promiennie. Najwidoczniej przez słabe oświetlenie nie dostrzegli jeszcze moich krwisto czerwonych oczu. Z pokoju dobiegł cichy płacz i krzyk- Zabijcie ją! - to wyprowadziło mnie z równowagi.. Udałam, że płaczę ukrywając twarz w dłoniach, a kiedy opuścili broń (swoją drogą cóż za dżentelmeni) zdziwiliłam jednego i drugiego w głowę doszczętnie krusząc ich czaszkę.
                      Upadli na podłogę nawet nie wiedząc, kiedy umarli. To się nazywa ekspresowa śmierć. Trochę się chciałam popisać. Delikatnie jak człowiek (no może odrobinę mocniej) zaczęłam kopać w drzwi. Czułam słodką woń strachu dochodzącą zza drzwi. Potwornie szybkie bicie serca i przyspieszony oddech. Płakał. Słyszałam to. Był też pijany. Wyczuwałam alkohol już zza drzwi. - Royce, kochanie! - krzyknęłam i ponownie kopnęłam w duże, ciężkie drzwi. - Idę po ciebie kotku! - krzyknęłam i kolejne kopnięcie,tym razem mocniej, aż drzwi otworzyły się na oścież.
                        Uśmiechnęłam się promiennie, a on ukrywając się za szafką nocną obok łóżka płakał i zakrywał się dłońmi na darmo szukając ratunku- Tęskniłeś? - zapytałam i jednym kopnięciem rozwaliłam jedno skrzydło z drzwi na mnóstwo kawałków. Wzięłam jeden z większych, który gdyby nie to, że wszędzie miał ostre kanty mógłby uchodzić za kij bejsbolowy. - Nie było ślubu, ale zorganizuję ci najbardziej ekstremalną noc poślubną- odparłam, a on zemdlał psując mi zabawę.

# Od Autorki

No to mamy nowy rozdział. Wszystkich przepraszam za to, że dodałam dziewiętnasty rozdział nie w kolejności, ale naprawdę nie zauważyłam, że on się nie opublikował. No mój błąd. Mam nadzieję, że ten Wam się spodobał no i co jeszcze? A... Nowy rozdział postaram się dodać jeszcze dzisiaj, a najpóźniej jutro po południu. To co miłej niedzieli.
Pozdrawiam
Roxi 😀😁😁
 

Zimne serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz