Weronika Myszkowska zadziwiająco chętnie szła tego dnia do pracy. Z reguły gdy wstaje prawie codziennie o siódmej rano, ma ochotę popełnić samobójstwo, ale udało się jej załatwić sobie wcześniejszy koniec pracy właśnie na ten piątek. Casa Italia, włoska restauracja na Świętojerskiej w Warszawie, cieszyła się dużą popularnością i Weronika początkowo nie sądziła, że uda się jej wyjść wcześniej. Dlatego też zdziwiła się, kiedy szef powiedział, że w sumie to mają pełen personel, więc jak tak jej zależy, to wyjątkowo odpuści jej pół dnia roboty, o ile nadrobi w innym terminie. A zależało jej bardzo - prosto z Gdańska miała przyjechać jej siostra Marta. Dziewczyny nie widziały się już prawie pół roku i obie nie mogły doczekać się tego spotkania.
Piosenka Castle on the Hill Eda Sheerana, której Weronika słuchała każdego poranka, nagle została przerwana. Zdziwiona dziewczyna zerknęła na telefon i westchnęła ciężko - znowu reklama na Spotify. Kolejny tydzień odwlekała zakup wersji premium i teraz musiała słuchać jakiegoś modnego ostatnimi czasy hip-hopu, który był reklamowany tak często, że chcąc nie chcąc, tekst znała już na pamięć. ,,Tamagotchi'' - co za idiotyczny pomysł na nazwę piosenki. Weronika gwałtownie wyciągnęła słuchawki z uszu i włożyła je do kieszeni dżinsowej kurtki - restauracja była już dwa kroki stąd.
Weszła do środka i zdziwiło ją zamieszanie, panujące w Casa Italia. Nie było nawet dziewiątej, a tutaj kręciło się tyle ludzi, wszyscy biegali dookoła jak nienormalni, ilość sprzątaczek nagle jakby się podwoiła, zdenerwowany szef chodził w tę i we wtę z telefonem przy uchu. Weronika nie wiedziała jeszcze, co się dzieje, ale mimo to wiedziała, że raczej nic dobrego się nie dzieje.
- Hej - podeszła do Hani Dobrzenieckiej, która tak jak ona pracowała jako kelnerka. - Co tu się dzieje?
- Dziewczyno! - Hania na moment przerwała ustawianie kwiatów w wazoniku na stole. - Jaja jak berety. Za parę godzin będą tu gwiazdy!
- Jakie znowu gwazdy?
- Taconafide - oczy Hani błyszczały.
- Kto? - Weronika skrzywiła się, chociaż tę nazwę gdzieś już słyszała. Niestety, Hania nie udzieliła jej już odpowiedzi, bo właścicielka restauracji, Iwona Walkowiak, pojawiła się właśnie przy dziewczynach i zaczęła mówić:
- Wera, będziemy cię dzisiaj potrzebować.
- Jak to? - Weronika zadrżała, chociaż doskonale wiedziała, co Iwona miała na myśli.
- Słuchaj - położyła jej rękę na ramieniu. - Wiem, że ci obiecałam wolne, ale mamy dzisiaj sytuację wyjątkową.
- Ale... - Weronika zawiesiła głos. Nawet nie wiedziala, co powiedzieć - czuła się rozgoryczona i zawiedziona. Przed oczami miałą wizję swojej siostry, błąkającej się po dworcu w Warszawie, kiedy ona będzie musiała ślęczeć na zmywaku. Cudownie.
- Co tu będzie się działo? - spytała zrezygnowana.
- Taconafide przyjadą oglądać restaurację, bo niedługo kręcą nowy teledysk - odpowiedziała szefowa. - Jesteśmy brani pod uwagę, więc chcą przyjechać, obejrzeć i jednocześnie coś zjeść.
- To nie mogli uprzedzić wcześniej? - Weronika nie mogła tego przeżyć. - Stoliki u nas rezerwuje się z przynajmniej tygodniowym wyprzedzeniem.
- Tak robią normalni ludzie. Ale nie gwiazdy.
- Ja o nich nawet nie słyszałam - powiedziała Weronika tonem obrażonego dziecka.
- Wera, nie czas na dyskusje - wskazała jej wejście do kuchni. - Idź się przebrać i powtórz sobie menu.
CZYTASZ
Kawa i xanax w hotelu Marmur | Taconafide
FanfictionNadzwyczajne życie zwyczajnych mieszkańców Warszawy.