Powoli zbliżamy się do końca, a jeszcze w tym tygodniu na wattpadzie pojawi się moje nowe opowiadanie o Taco. Stay tuned!
***
Minęły trzy miesiące. Nadszedł mroźny listopad, dni wypełnione były przenikliwym wiatrem, mniejszymi lub większymi opadami deszczu, co wiązało się z bezustannym czyszczeniem butów z błota. W życiu Filipa i Weroniki wiele się wydarzyło. Jedną z ważniejszych zmian nich było wydanie na początku września przez rapera długo oczekiwanej płyty Cafe Belga, która wywołała prawdziwą burzę wśród krytyków. Po tym odbyła się krótka trasa koncertowa, w którą Weronika nie mogła razem z nim wyruszyć - całe szczęście, dwa koncerty odbywały się w Warszawie, więc chociaż wtedy mogła zobaczyć Filipa na żywo.
Jednak nie był to koniec zmian. Po długich rozmowach i rozmyślaniach, Weronika dała się namówić na wspólne mieszkanie z raperem. Po tym, jak wrócił z trasy koncertowej, wypowiedziała umowę najmu swojego mieszkania i wprowadziła się do luksusowego apartamentu na strzeżonym osiedlu Biały Kamień. To stało się dla niej motywacją, by zrobić prawo jazdy, ponieważ dojazd do pracy zajmował ponad pół godziny ZTMem, a nie chciała, by Filip cały czas zrywał się rano z łóżka i woził ją samochodem. Dwa tygodnie temu zapisała się na kurs, czas wolny po pracy zamiast na siłownię, poświęcała na naukę.
Pierwsze półtorej miesiąca wspólnego mieszkania było niczym bajka. Każdego dnia budzili się i zasypiali obok siebie, rano, przy akompaniamencie ptaków, pili kawę na balkonie, zaś wieczorem oglądali seriale na Netflixie w salonie, popijając wino. Kochali się we wszystkich możliwych miejscach w mieszkaniu, a Weronika wreszcie nauczyła się obsługiwać nowoczesne sprzęty w kuchni i miała wrażenie, że gotowanie szło jej jeszcze lepiej.
Niestety, sielanka trwała do momentu, gdy razem z nimi tymczasowo miał zamieszkać Łukasz. Wprowadził się pod koniec października z powodu rozstania z Natalią, przez co dziewczyna wyrzuciła go ze swojego mieszkania. Łukasz miał zostać maksymalnie tydzień, przez ten czas szukając nowego lokum, ale z tygodnia zrobił się prawie miesiąc. Często wychodził, mówiąc, że idzie obejrzeć jakieś mieszkanie, ale ostatecznie coś mu się nie podobało i szukał dalej. Weronika lubiła go, jednak jego obecność zaczynała ją w pewnym momencie irytować. Prawie w ogóle nie mieli z Filipem prywatności, chociaż może nie powinna narzekać, bo mieszkanie należało do niego i mógł zaprosić na nocleg tylu ludzi, ile mu się podobało.
Czarę goryczy przerwał jednak piątkowy wieczór, kiedy to Filip obiecał, że odbierze ją z ośrodka szkolenia kierowców i pojadą na kolację do jakiejś restauracji. Nie dość, że nie przyjechał, to jeszcze nie odbierał telefonu. Dzwoniła do Łukasza, ale również cisza. Wystraszona nie na żarty, zamiast czekać na autobus, zamówiła od razu ubera, by jak najszybciej znaleźć się w domu. Kiedy tylko otworzyła drzwi, poczuła ulgę i wściekłość jednocześnie, bowiem usłyszała podniesione głosy chłopaków i dźwięk intensywnego naciskania klawiszy na padzie.
- Ja pierdolę, oszalałeś? Dlaczego mi nie podałeś? - krzyczał wzburzony Łukasz.
- Jak, kurwa, miałem ci podać, skoro miałem plecy? - odparł równie wzburzony Filip. Weronika ściągnęła czarne, skórzane botki na niskim obcasie i szybkim krokiem weszła do salonu. Kiedy zobaczyła ich siedzących na kanapie, grających w FIFę, z kilkoma puszkami piwa na stole oraz pudełkiem na wpół zjedzonej pizzy, o mało co nie wpadła w prawdziwy szał.
- Hej, Werka - mruknął Łukasz, nie odrywając wzroku od ekranu telewizora. Filip posłał jej uśmiech, mówiąc:
- Cześć, myszko!
Była w takim szoku, że nie odzywała się, tylko patrzyła na niego wyczekująco. Czekała, aż domyśli się, że zrobił coś nie tak. Pod wpływem jej znaczącego spojrzenia, Filip ponownie oderwał wzrok od ekranu i dopiero wtedy dotarło do niego, że chyba dziś o czymś zapomniał.
CZYTASZ
Kawa i xanax w hotelu Marmur | Taconafide
Fiksi PenggemarNadzwyczajne życie zwyczajnych mieszkańców Warszawy.