Miłej soboty! :)
Filipowi nie udało się dodzwonić do Weroniki przez całą sobotę. Wysłał jej mnóstwo SMSów z prośbą, żeby dała jakikolwiek znak życia, bo do głowy zaczęły przychodzić mu najczarniejsze scenariusze. Kiedy już miał zamiar do niej pojechać, odezwał się Jan z pytaniem, gdzie on do cholery się podziewa - Filip zupełnie zapomniał, że miał dzisiaj być w studiu, żeby przedyskutować z DJami podkłady do swoich nowych piosenek. Nie mógł odmówić, gdyż przekładali to spotkanie już dwa razy. Gdy siedział w studiu, co chwila zerkał tylko na zegarek w nadziei, że szybko skończą i zdąży jeszcze odwiedzić Weronikę o ludzkiej porze. Niestety, ze studia wyszedł koło jedenastej wieczorem.
Następnego dnia Weronika miała wolne, więc kolo dwunastej wysłał jej krótkiego SMSa:
Mam nadzieję, że jesteś w domu, bo właśnie do ciebie jadę.
Nie bawił się w dzwonienie czy błagalne wiadomości - wie, że zrobił źle, ale Weronika mogłaby dać jakiś znak życia. Co by nie mówić, na pewno nie był jej obojętny, żeby teraz tak go traktowała. Ostatnie dwadzieścia cztery godziny były dla niego horrorem. Wczoraj wariował, kiedy nie mógł nic zrobić, więc dzisiaj musiał podjąć jakikolwiek krok. Nie podda się tak łatwo.
Lato zbliżało się wielkimi krokami, toteż na zewnątrz robiło się coraz cieplej. Filip założył krótkie, beżowe spodnie i czarną koszulkę Nike. Wyszedł z mieszkania i zjechał windą na parking. Nie pojechał jednak od razu do Weroniki, tylko zatrzymał się pod kwiaciarnią i kupił bukiet trzydziestu róż ze złotą wstążką. Ledwie doniósł je do samochodu, ale nie mógł pojawić się z pustymi rękoma u progu jej domu. Jakoś musiał ja udobruchać. Pamiętał, jak ogromne wrażenie zrobił na niej bukiet, który przyniósł jej, kiedy pierwszy raz ją odwiedził, więc miał nadzieję, że teraz choć trochę się ucieszy.
Stojąc w korku, Filip sprawdził messengera. Weronika była dostępna. Odłożył telefon i odetchnął głęboko. Jak zareaguje na jego widok? Czy trzaśnie mu drzwiami przed nosem? Rzuci się na szyję? No, z tą drugą opcją to może lepiej nie przesadzać. Martwiło go to, że nie odpisała mu na SMSa, ale z drugiej strony nie napisała mu, żeby nie przyjeżdżał, więc poniekąd można uznać to za zgodę.
Zaparkował pod jej blokiem i wysiadł z mercedesa. Żołądek miał zwinięty w supeł - czuł się prawie tak samo zdenerwowany, jak przed ich pierwszą randką. Jednak tym razem był to inny rodzaj nerwów. Dużo gorszy. Filip ruszył w stronę klatki. No niestety, drzwi były zamknięte, więc zmuszony był zadzwonić domofonem. Wydawało mu się, że oczekiwanie, aż Weronika odpowie trwało całą wieczność.
- Tak? - odezwała się w końcu.
- Hej. Tu Filip - powiedział stanowczo. Chwila ciszy. Długiej ciszy. - Otwórz, proszę.
Chwilę później usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Jak burza wpadł na klatkę, o mały włos nie gubiąc po drodze róż. Po drodze przeczesał palcami włosy - zupełnie, jakby szedł na pierwszą randkę. W duchu błagał, żeby Weronika wybaczyła mu jego beznadziejne zachowanie wczorajszej nocy.
Zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Znów pełne napięcia oczekiwanie, aż Weronika otworzy. Filip układał sobie w głowie przemówienie, które za chwilę będzie musiał wygłosić. Czuł, że nie będzie to łatwe, ale liczył na to, że zaraz wszystko sobie wyjaśnią i będzie dobrze. Musi być dobrze.
Wreszcie Weronika otworzyła. Najpierw popatrzyła Filipowi w oczy - Boże, jak on stęsknił się za tymi zielonymi tęczówkami, które wpatrywały się w niego jak w obrazek. Następnie jej wzrok przeniósł się na ogromny bukiet róż.
- Hej - powiedział Filip ze skruszoną miną, wyciągając w jej kierunku bukiet. - Proszę, myszko. To dla ciebie.
Patrzyła w milczeniu to na kwiaty, to na niego. I nastąpiło to, czego Filip tak bardzo się obawiał. Skrzyżowała ręce na piersiach i powiedziała ze zmarszczonymi brwiami:
CZYTASZ
Kawa i xanax w hotelu Marmur | Taconafide
FanfictionNadzwyczajne życie zwyczajnych mieszkańców Warszawy.