W czwartek Krzysiek i Jan, managerowie Kuby i Filipa zarządzili spotkanie, w czasie którego mieli omówić szczegóły dotyczące zbliżających się koncertów w Warszawie. Jednak Kuba stwierdził, że to była totalna porażka, bo zmarnował pół dnia na dojazd na drugi koniec miasta, by dowiedzieć się tego, co było już dla niego jasne. Doprawdy, nie rozumiał, dlaczego nie mogliby umówić się na jakimś skype czy na wideoczacie przez telefon. W dodatku spotkanie zakończyło się kłótnią między Jaśkiem i Filipem, bo Taco od samego południa był jakiś rozkojarzony, ciągle siedział z nosem w telefonie i sprawiał wrażenie, jakby nic do niego nie docierało. Kuba znał już go trochę i domyślał się, że chyba kogoś poznał, jednak nic nie powiedział.
Dojechał do domu około siódmej wieczorem. Kiedy wjeżdżał na podziemny parking, zauważył coś niepokojącego na białym volkswagenie Igi.
- Ja pierdolę, co jest? - wyrwało mu się i o mały włos nie wjechał w filar. Szybko zaparkował na swoim miejscu i podszedł do samochodu sąsiadki.
Na masce ktoś napisał czerwonym spray'em słowo dziwka.
Odkąd zobaczył poturbowaną Igę na klatce w środę, sporadycznie myślał o całej tej sytuacji. Jego postrzeganie denerwującej sąsiadki nieco się zmieniło - nie miał pojęcia, co się z nią dzieje, ale na pewno nie było to nic dobrego. Mimo wszystko, Kuba był ostrożny z interweniowaniem - obawiał się, że może tym narobić jeszcze więcej szkód.
Kiedy wchodził po schodach na górę, usłyszał podniesione głosy, szczekanie psa i ze zgrozą stwierdził, że hałas dochodzi z mieszkania Igi. Usłyszał głos zarówno sąsiadki, jak i jakiegoś mężczyzny. I bynajmniej nie była to jakaś zwykła kłótnia - a przynajmniej Kuba mógł dojść do takiego wniosku, gdy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła i przeraźliwy pisk Igi. Drzwi były uchylone.
- A chuj z tym - powiedział do siebie i gwałtownie wszedł do środka. To, co zobaczył w mieszkaniu sąsiadki, chyba na zawsze utkwi mu w pamięci. Wysoki blondyn stał z zakrwawioną pięścią nad przerażoną, skuloną na kanapie Igą, po której twarzy i ramionach ciekła krew. Na balkonie zamknięty wściekle ujadał pies sąsiadki.
- A ty tu czego, pajacu? - blondyn zwrócił się w kierunku Kuby.
- Zostaw ją w spokoju - powiedział stanowczo raper. Zdezorientowany blondyn z furią popatrzył na Igę.
- To z nim mnie zdradzasz, tak? - warknął wściekle, a drżąca ze strachu dziewczyna tylko pokręciła głową. Wtedy mężczyzna próbował ponownie uderzyć Igę, ale wtedy Kuba rzucił się na niego i powalił na podłogę. Z początku miał wątpliwości, czy da mu radę, gdyż był od niego trochę lepiej zbudowany, jednak gość był tak zaskoczony jego reakcją, że nie był w stanie obronić się przed atakiem.
- Taki jesteś odważny? - złapał go za kołnierz kurtki. - To może mi wpierdolisz, co?
Nie wiedział, co w niego wstąpiło. Tylko raz w życiu bił się na poważnie, chyba jeszcze kiedy chodził do gimnazjum. Kuba nie pamiętał już, jak to było, ale teraz miał okazję sobie przypomnieć. Dawno już nie czuł takiej wściekłości, i to w dodatku w kierunku zupełnie obcej mu osoby. Ale po prostu nie mógł znieść przemocy wobec słabszych osób, które nie miały jak się obronić. Przecież Iga to było chucherko, a ten facet? Mimo tego, że leżał przygnieciony jego ciężarem na podłodze, Kubie ciężko było utrzymać go w jednym miejscu.
- A żebyś wiedział! - w pewnym momencie zrzucił z siebie rapera i uderzył go pięścią w szczękę. Kuba syknął z bólu i poczuł w ustach smak krwi. Nie przejął się tym za bardzo, tylko z jeszcze większą furią ruszył w jego stronę, przygniótł go do ściany i, niewiele myśląc, uderzył go w twarz. Ała. Aż go ręka zabolała. Blondyn popatrzył na niego zbolałym wzrokiem, trzymając się za krwawiący nos i zaczął powoli iść w stronę drzwi.
CZYTASZ
Kawa i xanax w hotelu Marmur | Taconafide
FanfictionNadzwyczajne życie zwyczajnych mieszkańców Warszawy.