Piątek i sobotę Weronika i Marta spędziły zupełnie inaczej. Podczas gdy piątek polegał na odwiedzaniu barów w Śródmieściu i spożywaniu nieprzyzwoitych ilości alkoholu, sobota była już znacznie spokojniejsza - zjadły śniadanie, poszły na spacer do parku i wybrały się jeszcze do Złotych Tarasów na zakupy. Marta skutecznie odciągnęła siostrę od myśli o Filipie.
W niedzielę rano Weronika odprowadziła ją na pociąg i musiała szybko wracać do domu. Sobotę miała wolną, ale dzisiaj punkt dwunasta miała się stawić w pracy. Żołądek miała ściśnięty jak supeł. Zastanawiała się, jak ten dzień będzie wyglądał po zdarzeniu z piątku. Niby nie powinna się aż tak martwić - w końcu Filip zażądał od szefostwa przeprosin kelnerki - ale mimo wszystko dręczyła ją niepewność co do scenariusza dzisiejszego dnia.
Po powrocie do domu trochę posprzątała i zaczęła szykować się do ponownego wyjścia. Jakoś w ogóle nie myślała dzisiaj o Filipie. Jeszcze wczoraj rano, zanim Marta się obudziła, Weronika szukała o nim wszystkich możliwych informacji w Internecie. Później już zaczęło do niej docierać, że zbliża się kolejny dzień pracy i myśli o muzyku zeszły na dalszy plan.
Szła do restauracji jak na ścięcie. Weszła do środka i szybkim krokiem ruszyła w stronę kuchni, a następnie na zaplecze, by się przebrać. Spotkała tam Hanię i jeszcze jedną z kelnerek, Nikolę Kowalską.
- Cześć - rzuciła Weronika i otworzyła swoją szafkę. Dziewczyny nie odezwały się, tylko wpatrywały się w nią jak w obrazek. - Co jest?
- Wiesz, co tu się działo w piątek po twoim wyjściu? - Hania zrobiła wielkie oczy.
- Taco o mały włos nie wyszedł z siebie - kontynuowała Nikola. - Kazał Iwonie ciebie przeprosić, bo jak nie, to nie będą tu kręcić żadnego klipu.
- A Iwona już jest? - Weronika starała się grać wyluzowaną i zajęła się zapinaniem koszuli.
- Gdzieś tu się kręciła - odparła Hania i podeszła bliżej koleżanki. - Ej, a o czym ty z nim gadałaś po tym, jak za tobą poszedł?
- O niczym - burknęła Weronika, dokończyła zaplatanie warkocza i wybiegla z zaplecza. W drzwiach spotkała zdenerwowaną Iwonę. Obie stanęły jak wryte.
- Cześć - powiedziała Weronika bez uśmiechu.
- Cześć, Wera - odpowiedziała Iwona. - Dobra, słuchaj. Przegięłam w piątek. Pierwszy raz byłam w takiej sytuacji, że mieliśmy gości z wyższych sfer, sama wiesz, że z reguły jadają tutaj, hm, normalni ludzie. Byłam zdenerwowana i zachowałam się jak... ech, sama nawet nie wiem, jak kto. Ale to było głupie i bardzo cię przepraszam.
Weronika uśmiechnęła się. Kamień z serca - to było szybsze i znacznie łatwiejsze niż myślała, że będzie. W oczach szefowej widziała szczerość.
- Dzięki, Iwona - powiedziała. - Cieszę się, że to się wyjaśniło.
- Jesteś naprawdę znakomitą kelnerką - ciągnęła szefowa. - Razem z Olką macie najwyższe napiwki, klienci was chwalą, nie wiem, jak mogłam ci nagadać tylu bzdur przedwczoraj.
- Nie ma sprawy - Weronika machnęła ręką.
- Leć na salę, przyszło paru nowych gości - Iwona poklepała ją po ramieniu i zniknęła w kuchni. Zachwycona Weronika poczuła się tak zmotywowana, że postanowiła dać dzisiaj w pracy z siebie wszystko. Wróciła się po notes, długopis i pobiegła na salę do stolika, przy którym siedziało starsze małżeństwo, oczekujące na złożenie zamówienia.
Zbliżał się koniec jej pracy, została jej jeszcze godzina, a ruch w restauracji wcale nie malał. Taka była niedziela - ludzie wracali z kościoła, ze spaceru po Śródmieściu, a kto odmówiłby włoskiej kuchni? Weronika nie czuła nóg, była zmęczona, ale miała naprawdę dobry humor. Dlatego z uśmiechem tańczyła między zatłoczonymi stołami z gorącymi talerzami w rękach.
CZYTASZ
Kawa i xanax w hotelu Marmur | Taconafide
FanfictionNadzwyczajne życie zwyczajnych mieszkańców Warszawy.